McDermott: Druga połowa na plus
Menadżer Królewskich Brian McDermott jest zdania, że z gry jego zespołu w drugiej odsłonie spotkania na Anfield można wyciągnąć pozytywne wnioski i mały włos, a sam mecz mógł równie dobrze zakończyć się remisem.
- Po ostatnim gwizdku sędziego widzieliśmy, że każdy kibic Liverpoolu, każda osoba znajdująca się na ławce rezerwowych głęboko odetchnęła z ulgą po tym, jak udało im się utrzymać prowadzenie do końca - stwierdził z pełnym przekonaniem trener Reading.
- Przybyliśmy na Anfield i na nasze nieszczęście nie zdobyliśmy nawet punktu. Jednak pokazaliśmy się z dobrej strony w w wielu aspektach gry.
- W pierwszej połowie nasi przeciwnicy grali naprawdę dobrze i zwieńczyli tę postawę bramką. To było naprawdę klasowe wykończenie akcji - powiedział o strzale Raheema Sterlinga z 29 minuty 51-letni Anglik.
- To zabawne, bo całe ich mozolne budowanie akcji podaniami w rzeczywistości nam nie wyrządziło krzywdy, a jedna prostopadła piłka ponad naszą obroną od razu przyniosła efekt bramkowy.
- Powiedziałem w przerwie moim zawodnikom, że jeszcze nie wszystko stracone i czułem, że się otrząsną po tych przespanych pierwszych 45 minutach.
- Kiedy graliśmy ze Swansea kilka tygodni temu, odległości pomiędzy naszymi formacjami były zbyt duże. Zmuszało nas to do ratowania się długimi piłkami.
- W trakcie trwania drugiej połowy dziś, nasze rozmieszenie na boisku wyglądało o niebo lepiej. Wróciliśmy do gry, rozgrywaliśmy skuteczniej piłkę, rozciągaliśmy nasze akcje szeroko na skrzydła. Stąd też jesteśmy rozczarowani, że nie udało się nam nic ugrać w dzisiejszym spotkaniu.
- Na Anfield zawsze się ciężko rywalizuje. Nie dość, że Liverpool ma mocną ekipę, to jeszcze dodatkowo posiada fantastycznych kibiców. Ale w drugiej połowie to my byliśmy lepsi. Dlatego wyjeżdżamy stąd z pozytywnym nastawieniem.
Przedmeczowe plany McDermotta wzięły w łeb po tym, jak musiał zastąpić już na początku dzisiejszego spotkania kontuzjowanego pomocnika, Jema Karacana. Wszakże boss Królewskich był zadowolony z reakcji i sposobu, w jaki jego zespół odnalazł się po tej nagłej sytuacji.
- To jest piłka nożna, takie rzeczy się zdarzają. Wygląda na to, że Jem ma uszkodzone przednie więzadła krzyżowe. W przeciągu paru następnych dni wszystko się wyjaśni.
- Myślę, że tym faktem nie muszę uniewinniać moich piłkarzy, bo radziliśmy sobie przyzwoicie kiedy Jobi (McAnuff) zajął miejsce na pozycji Jema w pomocy. Wiedzieliśmy dobrze, że potrafi tam grać. Wprowadziliśmy Garetha (McCleany'ego) i obaj stworzyli drużynie kilka okazji bramkowych, które powinniśmy byli strzelić.
- Podczas każdego meczu wyjazdowego, wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie będzie nam łatwo - rzekł na zakończenie szkoleniowiec przyjezdnych.
Komentarze (2)
Napewno... Mają szczęście, że nasi nie umieją wykorzystywać sytuacji.