Wywiad z Carragherem i Gerrardem
Po piętnastu latach jako klubowi koledzy, Steven Gerrard i Jamie Carragher znają się niczym stare małżeństwo. Czy wspólne zmierzenie się z pytaniami magazynu FourFourTwo może zakończyć się rozwodem?
FourFourTwo otrzymało wyjątkową okazję, aby dowiedzieć się o czym rozmawia w wolnym czasie dwóch lokalnych chłopaków, którzy stali się legendami Liverpoolu. Dowiemy się wszystkiego, począwszy od Rafy poprzez odrzucenie ofert, aż po łobuzerskie stroje. Dyktafon włączony... oddajemy go w wasze ręce panowie.
Jamie Carragher: Od czego by tu zacząć... menedżer? Może chcesz być pierwszy Stevie?
Steven Gerrard: Brendan posiada swoje ideały odnośnie tego, jak mecz powinien być rozegrany, jednak jeśli plan nie wychodzi, nie sugeruje alternatywnego rozwiązania. Pragnie, abyśmy poprawili grę, jaką założyliśmy, a nie przechodzili do planów B lub C.
JC: Menadżerowie różnią się i wszyscy mają swoje pomysły. To oczywiste, że on pragnie, abyśmy grali więcej piłką, niż robiliśmy to w przeszłości. Miejmy nadzieję, iż dalej będziemy notowali progres, a on pozostanie tutaj na wiele lat.
SG: Pod wodzą innych trenerów, gdy mecz szedł nie po naszej myśli, próbowaliśmy bardziej bezpośrednich środków i staraliśmy się dostarczyć piłkę do przodu jak najszybciej. Brendan pragnie, abyśmy rozgrywali piłkę od tyłu i poprawiali nasze pozycje, aby podawać ją dokładniej i w lepszym tempie. Chce, żebyśmy pozostawali przy planie A. Wciąż jesteśmy na początku drogi, ale zawodnicy zrozumieli jego filozofię i według mnie podążamy w dobrym kierunku.
Jak wypada Brendan Rodgers w porównaniu z innymi menedżerami, którzy was prowadzili, na przykład z Rafą Benitezem?
JC: Dla mnie Rafa był znakomity. Umieszczał mnie regularnie w pierwszym składzie na mojej ulubionej pozycji. Powiedziałbym, że odegrał niezwykle ważną rolę w rozwoju mojej gry jako obrońcy. Z punktu widzenia defensora mogę stwierdzić, że jest jednym z najlepszych trenerów, z którymi miałem okazję współpracować.
SG: Pomógł obojgu z nas indywidualnie, lecz również znakomicie prowadził drużynę. Był świetnym menedżerem. Skłamałbym twierdząc, iż nie miałem bliższych relacji z innymi trenerami, jednak pod względem zawodowym ten okres uznaję za bardzo owocny.
Byliście zaskoczeni, że dołączył do Chelsea?
JC: Przyznam szczerze, że naprawdę byłem, jednak uważam, że niezwykle pragnął powrócić na stanowisko menedżera. Nie ukrywał, że chce współpracować z drużyną, która może wznosić w górę trofea. Chelsea była naszym wielkim rywalem za jego kadencji, więc myślę, że to wywołało takie zdziwienie. (Odwraca się do Gerrarda) Przypuszczam, iż był to jeden z czynników, który powstrzymał cię przed tym transferem (o czym w dalszej części), rywalizacja pomiędzy dwoma klubami...
SG: (przytakuje)
JC: Słuchaj, znajdował się poza grą przez dłuższy czas i potrzebował drogi powrotnej.
SG: Musisz również rozważyć to, co stało się z nim w Interze Mediolan. Nie uważam, że poradził sobie tam dobrze. Nie wydaje mi się, żeby miał wiele innych propozycji. Gdy Chelsea zadzwoniła, musiał przygarnąć ofertę obiema rękami. Myślę, że bardziej zaskoczyło to naszych kibiców, którzy darzą Rafę ogromnym szacunkiem. Może troszkę zaboleć widok byłego trenera dołączającego do jednego z głównych rywali.
Mówiąc o waszych fanach, jako miejscowi chłopcy, uważacie, że przeżywacie wzloty i upadki zespołu w takim samym stopniu, co kibice - być może bardziej, niż inni gracze?
SG: Tak uważam. Jesteśmy fanami Liverpoolu i pochodzimy z okolicy. Wiemy, czego pragną kibice i co dla nich znaczy nasza gra. To jedna z pierwszych spraw, jaką zanotowałem u Jamiego, która pozostaje do dziś - jego wola zwycięstwa i pragnienie podarowania wszystkiego, co możliwe fanom.
JC: To samo mogę rzec odnośnie Steviego. Jesteśmy różnymi piłkarzami, jednak gdy przegramy, nasze serca cierpią, tak jak ubolewają serca fanów.
SG: Uważam, że sprawia to różnicę, czyż nie? Gdy odpadasz z pucharów, przegrywasz meczu, lub przechodzisz złe doświadczenia, odczuwasz to bardziej, jako miejscowy chłopak. Prawdopodobnie czujemy większy ból. To nas rani, a ból przynosimy ze sobą do domu. Od czasów mojego debiut zauważyłem różnicę u obcych graczy. Owszem, oni pragną zwyciężać, jednak miejscowi odczuwają inny rodzaj cierpienia.
Jak bardzo istotne jest to, aby Liverpool promował miejscowe talenty?
JC: To ważne, żeby posiadać w drużynie lokalnych graczy, jednak główna przyczyna ich obecności to fakt, że są bardzo dobrymi piłkarzami. Jeśli zostali obdarzeni wielkim talentem oraz pochodzą z miasta, wówczas spotykamy się z sytuacją idealną.
SG: Kibice polegają na miejscowych graczach. Tak, jak powiedział Jamie, kluczową sprawą jest fakt, iż są wystarczająco dobrzy. Nie możesz wprowadzać piłkarzy do drużyny na podstawie sentymentów. Mogą poświęcić wszystko dla klubu, jednakże muszą prezentować odpowiedni poziom. Według mnie muszą rozumieć co znaczy przywdziewać koszulkę Liverpoolu. Zanim nie wedrzesz się na stałe do pierwszej drużyny lub nie będziesz wykorzystywany w rotacjach, nie zrozumiesz co znaczy być piłkarzem Liverpoolu.
JC: Przeprowadzono wiele bardzo drogi transferów przez ostatnie lata i - mówiąc szczerze -zmarnowano mnóstwo pieniędzy, więc miejscowy chłopak prezentujący odpowiednią klasę stanowi istotny element z finansowego punktu widzenia.
Pamiętacie czasy Akademii? Co myśleliście o sobie, gdy spotkaliście się jako młodzi zawodnicy?
SG: Znajdowałem się w Systemie Szkolenia Młodych, gdy się spotkaliśmy, nie?
JC: Tak jest.
SG: Jest parę lat starszy ode mnie, więc grał w pierwszej drużynie, podczas gdy ja wchodziłem na boisko z ławki oraz wykonywałem prace w szatni. Pamiętam, że dostałem od niego kilka reprymend. Nie graliśmy razem, dopóki nie wszedłem do pierwszej drużyny, więc takie było moje pierwsze wrażenie na temat Carry. Nadal mnie upomina.
JC: Nie pamiętam, abym się ciebie aż tyle czepiał - być może za bardzo bierzesz to do siebie! Byłem nieco starszy, starałem się mieć na oku chłopaków, którzy wchodzili do drużyny. Rozmawiałem z paroma trenerami z Akademii w tamtych czasach, jak Steve Heighway czy Dave Shannon. Zawsze wynurzały się te same nazwiska. Stevie był jednym z nich. Zawsze uważano go za materiał na piłkarza pierwszej drużyny. To była tylko kwestia czasu. Gdy zobaczyłem go na treningu, wiedziałem, że będzie jednym z najlepszych piłkarzy.
Przeżywaliście wspólnie wiele porywających sukcesów, czyż nie?
JC: Wszyscy zawsze słusznie wspominają zwycięstwo w Champions League, ale gdyby się nad tym zastanowić to ustrzelenie potrójnej zdobyczy w 2001 roku (Puchar UEFA, FA Cup, League Cup) stanowi większe osiągnięcie.
SG: Potrójna zdobycz jest niewątpliwie w cieniu tego, co stało się w Stambule, czyż nie?
JC: Zespół wygrywa europejski puchar w każdym sezonie. Rzadko komu udaje się wyczyn, którego dokonaliśmy w 2001 roku. Zdobycie trzech pucharów w jednym sezonie stanowi niezwykłe osiągnięcie. Nie są to tylko finały. Należy również pamiętać o półfinałach i ćwierćfinałach, które były wielkimi spotkaniami.
SG: Druga część sezonu to tylko wielki mecz za wielkim meczem.
JC: Pokonanie Birmingham City w finale Worthington Cup zasługuje na wspomnienie, ponieważ stanowiło moment, który pozwolił nam osiągnąć kolejne sukcesy. Myślę, że graliśmy ostatkami sił w ostatnich tygodniach, co można było zauważyć w finałach z Alaves oraz Arsenalem.
Czy istnieją jakieś nieopowiedziane historie z finału Champions League w 2005 roku?
SG: Raczej nie, ponieważ ludzie ciągle wypytują o ten dzień. Fani nie pozwolili nam ominąć żadnego szczegółu!
JC: Wspominałeś, że miałeś wykonywać ostatni rzut karny - ten, którego nie musiałeś strzelać?
SG: Tak, myślę, iż ludzie wiedzą o tym. Jeśli nie, to dowiedzą się teraz (śmiech). Mimo wszystko, wielką ulgę sprawiło mi, że nie musiałem go wykonywać. To byłby naprawdę trudny rzut karny. Masz świadomość, że jeśli strzelisz, zdobędziesz puchar dla swoje drużyny, lecz jeśli spudłujesz... Na szczęście Jerzy Dudek obronił. Presja nagle wyparowała.
Jak odnosicie się do tego zwycięstwa?
JC: Uważam, że ten sukces stanowi szczyt mojej kariery. Fakt, że te rozgrywki uznawane są za największe w świecie futbolu oraz styl, w jakim je wygraliśmy... To musi być szczytowy moment.
SG: Muszę zgodzić się z Jamiem. Potrójna zdobycz to wspaniałe osiągnięcie, jednak ciężko podbić sukces w Champions League.
JC: Ludzie mogą się nie zgadzać, jednak dla mnie wygrana w Champions League stanowi większe osiągnięcie, niż trumf w lidze. Jest to jedyny puchar, którego nie wzniosłem w mojej karierze i na obecnym etapie kariery mało prawdopodobne jest, aby mi się to udało. Nie ukrywam, że mam piekielne ambicje wygrania ligi z Liverpoolem, jednak czy zamieniłbym sukces w lidze na triumf w Champions League? Nie.
Steven, mogłeś dołączyć do wielu klubów walczących o tytuł w Premier League po triumfie w Champions League. Jaką rolę odegrał Jamie w nakłonieniu ciebie do pozostania?
SG: Oczywiście odegrał istotną rolę. Był jednym z nielicznych, którym się zwierzałem, gdy rozważałem inne możliwości. Doradzał mi znakomicie jako kolega, ale oczywiście jego uwagi były nastawione na ten klub!
JC: Stevie jest takim graczem, którego pragną mieć w swoich szeregach wszystkie najlepsze drużyny świata. Wiem, iż niektórzy fani uważają, że nigdy nie powinieneś odwracać głowy w innym kierunku, ale według mnie jest jednym z najbardziej lojalnych graczy w stawce - nie tylko w klubie. Niektóre drużyny, które były nim zainteresowane to naprawdę najwyższa półka. Wspominał mi o nich w swoim czasie. Wielu piłkarzy zdecydowałoby się na transfer. Stevie postąpił inaczej. To znaczy tutaj więcej, niż wygrywanie pucharów, czyż nie?
SG: Zdecydowanie. Myślę, iż dla młodego gracza istotne jest, aby był otoczony trochę bardziej doświadczonymi zawodnikami. Gdy przytrafiają się takie sytuacje, posiadają więcej doświadczenia zarówno w życiu, jak i futbolu. Doradzają ci i są w stanie powiedzieć słowa, które powstrzymają cię od decyzji, której będziesz później żałował. Gra i zdobywanie pucharów dla tego klubu jest dla mnie wszystkim.
Jak w finale FA Cup w 2006 roku?
JC: Masz na myśli finał Stevena Gerrarda? Tak go zwą, czyż nie?
SG: (śmiech) Najważniejsze, że wygraliśmy.
JC: Czy słyszałeś, kiedy ogłosili doliczony czas gry?
SG: Tak, słyszałem wszystko. Wszyscy mieliśmy skurcze, nieprawdaż? Graliśmy w słoneczne popołudnie i myślę, iż nie doceniliśmy West Hamu. Przypuszczaliśmy, że wygramy dwoma lub trzema bramkami. Dla większości rywali był to najważniejszy mecz w karierze i stanęli na wysokości zadania. Rozpoczęli dobrze i udało im się nas zaskoczyć. Jednak dzięki chłopakom udało nam się odwrócić losy meczu.
JC: Byłeś świetny tego dnia. Wygrałeś dla nas FA Cup. Mieliśmy za sobą świetny sezon, dobrze spisaliśmy się w lidze (trzecie miejsce, punkt za drugim Manchesterem United). Znakomicie poradziliśmy sobie w pucharze, ponownie wyeliminowaliśmy Chelsea w półfinale.
SG: Gdy przyjrzysz się naszym finałom, częściej wygrywaliśmy je po ciężkich przeprawach, prawda?
JC: Tak, wdrapaliśmy się na parę szczytów...
SG: Ha ha! Mieliśmy rozrywkę przez wiele lat, gdy dochodziło do finałów. Niektóre z tych spotkań były szalone. Dobrze jest móc spojrzeć w przeszłość wiedząc, iż stanowiło się część tych meczów.
Jak mają się wasze wspomnienia ze spotkań rozgrywanych dla Liverpoolu do tych w barwach reprezentacji?
SG: Myślę, iż ciężko znaleźć w obecnych czasach angielskiego piłkarza, który uważa swoją karierę reprezentacyjną za pełną sukcesów. Szansa na zdobycie pucharu pojawia się co parę lat, a my nie potrafimy przeskoczyć przeszkody na poziomie ćwierćfinału. Każdy angielski piłkarz naszej generacji będzie wspominał występy żałując straconych szans.
JC: Świetnie, że udało mi się wystąpić w paru Mistrzostwach Świata. Stevie może się pochwalić znacznie dłuższą i bogatszą karierą reprezentacyjną, niż ja. Będąc szczerym, nie osiągnąłem tego, co pragnąłem z reprezentacją. Czasem na mojej pozycji byli lepsi zawodnicy. Chciałbym jednak rozegrać więcej spotkań dla mojej reprezentacji. Chciałbym występować bardziej regularnie, być podporą drużyny, jednak tak się nie stało i jest to rozczarowujące.
SG: Ostatnie lata w reprezentacji były moimi najlepszymi. Ciężko było mi odnaleźć stałą formę, gdy byłem młodszym zawodnikiem, jednak ostatnio odnalazłem dobry poziom gry, który prezentuję bardziej regularnie. Myślę, iż dzierżenie opaski kapitańskiej mogło się przyczynić do ustabilizowania mojej formy. Podoba mi się ta odpowiedzialność. Czuję się dumny z powierzonej mi roli.
Czy strzelanie karnych dla reprezentacji Anglii różni się od strzału z jedenastu metrów w barwach Liverpoolu?
SG: Każdy rzut karny jest trudny ze względu na presję. Strzelanie na treningu jest proste. Jednak, gdy czujesz presję w wielkim spotkaniu, strach przed niepowodzeniem sprawia, że zadania staje się zupełnie inne. Jamie nie miał szczęścia, ponieważ trafił w swojej pierwszej próbie w 2006 roku przeciwko Portugalii, jednak musiał powtórzyć strzał, co było błędem ze strony sędziego w mojej opinii. Udało mi się trafić mój ostatni rzut karny dla Anglii, jednak nie za bardzo cieszyłem się, gdy musiałem go wykonać, ponieważ towarzyszyła temu obawa.
JC: Karne w Niemczech to jedna z tych rzeczy. Popełniłem błąd w moim podejściu. Byłem tak skupiony na tym gdzie umieścić piłkę, że tylko się odwróciłem i podbiegłem. Powinienem był zaczekać na gwizdek arbitra. Ten błąd okazał się kosztowny. Powinienem się po prostu przyłożyć w drugiej próbie, a nie starać się dokładnie umieścić piłkę. Nie będę jednak lamentować nad brakiem szczęścia lub narzekać na konieczność wykonania drugiej próby, to nie w moim stylu. Taki jest dramat rzutów karnych. Mogą potoczyć się w obie strony.
SG: Mimo wszystko nie miałeś szczęścia musząc podchodzić ponownie do karnego. Pierwszą próbę wykonałeś świetnie. Myślę, że gracze zasługują na uznanie za samą odwagę podjęcia próby. Nie będę wymieniał nazwisl, jednak zdarzyli się piłkarze, którzy odmówili, gdy zostali poproszeni o wykonanie karnego. Zatem piłkarze, którzy ośmieli się podjąć próbę, udaną czy nie, powinni zyskiwać uznanie. Miejmy nadzieję, że w następnym turnieju ta odrobina szczęścia pozostanie przy nas, jeśli będziemy musieli rozegrać serię rzutów karnych. Chciałbym przejść fazę ćwierćfinału.
Czy to się zdarzy?
SG: Musisz być realistą i stwierdzić, że nie jesteśmy faworytami. Anglia znajduje się w grupie 8-10 zespołów, które mogą spisać się dobrze w Brazylii. Kto wie w jakiej będziemy formie, gdy dojdzie do Mistrzostw Świata? Wiele może się jeszcze wydarzyć, pozostaje nam jedynie czekać i zobaczyć co los przyniesie.
JC: Chciałem powiedzieć, iż priorytetem jest awans, który nigdy nie jest łatwy, ale oczekuję, że Anglia wystąpi w Brazylii. Następnie należy wziąć pod uwagę fakt, iż rozgrywki odbędą się na innym kontynencie, w innym klimacie. To przysporzy trudności. Jeśli Anglia awansuje do ćwierćfinału, uważam, iż spisze się dobrze. Wiem, że Stevie pragnie przekroczyć barierę, ale taki jest bardziej realistyczny cel. To będzie wspaniały turniej, amerykańskie zespoły takie, jak Urugwaj, Argentyna, czy Brazylia będą bardzo zmotywowane, aby zwyciężyć. Wszystkie posiadają bardzo mocne drużyny, które będą dopingowane przez rzesze fanów. Według mnie miejsce w pierwszej ósemce powinno być uznane za sukces. Jeśli uda nam się przeskoczyć ten próg i znaleźć w pierwszej czwórce, będzie fantastycznie.
Kto by wygrał: zespół złożony z Carragherów czy Gerrardów?
JC: Nie warto się nawet nad tym zastanawiać. Oczywiście zwyciężyłby zespół Gerrardów.
SG: (śmiech) Tak myślisz? Uważam, że byłoby to nudne 0-0. Nigdy nie strzeliłbym przeciwko tobie - również nie mogę sobie wyobrazić ciebie znajdującego drogę do siatki!
JC: (śmiech) Tak, prawdopodobnie byłby to mecz okraszony niewielką ilością bramek... para czystych kont!
Więc równość, jeśli chodzi o sprawy boiskowe... Co ze sprawami poza murawą? Kto się gorzej ubiera?
SG: (odwraca się do Carraghera) Chcesz powiedzieć pierwszy?
JC: (śmieje się) Hmm... Miałeś parę naprawdę łobuzerskich rzeczy, czyż nie?
SG: Myślę, iż obaj jesteśmy winni noszenie łajdackich rzeczy przez ostatnie 14 czy 15 lat. Staramy się stąpać mocno po ziemi i dostosowywać do tego, co noszą Scouserzy. Nie chcemy zmieniać się za bardzo. Chłopaki z Londynu i zza granicy nie doceniają stylu ubierania się Scouse, a więc staliśmy się odporni na uwagi, których musieliśmy wysłuchiwać!
Na koniec, gdzie widzicie siebie za 5 lat?
SG: Nie wiem. Rozmawiamy o tym bardzo często. Chciałbym w miarę możliwości pozostać związany z grą. Nie wiem czy znajdę się w tym klubie, czy w mediach. Nie znamy się na niczym innym, odkąd rzuciliśmy szkołę, więc pragnąłbym pozostać w grze.
JC: Nie wiem w jakiej roli, lecz myślę, iż zawsze będziemy związani z futbolem. Przyjrzymy się możliwościom, gdy zakończymy kariery i zdecydujemy co będzie najlepsze dla nas oraz dla naszych rodzin.
• Wywiad przeprowadził Paul Hassall
• Tekst został opublikowany w lutowym wydaniu magazynu FourFourTwo
Komentarze (9)
Razem są idealni.
Jak dla mnie to aż dziwne, że nie są rodzeństwem ( z krwi i kości).
Nie mogę sobie wyobrazić przyszłego sezonu bez Carry i jeszcze jak pomyślę, że za pare lat nie będzie Steviego to aż mnie ciarki przechodzą.
Wywiad świetny ! Uwielbiam ich przekomarzanie się ze sobą!