LFC: Problem z target-manami?
Jest zbyt wcześnie, by oceniać Brendana Rodgersa jako menedżera Liverpoolu. Jego pierwszy sezon w klubie o tak wysokiej randze przebiegał na ogół zgodnie ze scenariuszem – obiecujące momenty były przeplatane ogromnymi zawodami. Jednak najbardziej rozczarowujące dla kibiców jest bardzo wczesne odpadnięcie z ligowych pucharów, w których ich klub w zeszłym roku niemalże zdobył dublet.
Na żaden klub nie można nakładać oczekiwań corocznego wygrywania trofeów, ale zawsze można od niego oczekiwać, że zawodnicy będą dawać z siebie wszystko, próbując wcielać w życie założoną strategię nawet w obliczu trudności. Jak zauważyło już wielu kibiców, zbyt często w tym sezonie wspaniała gra Liverpoolu oparta na posiadaniu piłki brutalnie zderzała się z najbardziej prymitywną kulturą futbolu opartą na posyłaniu długich piłek na głowę wysokiego target-mana.
Zawodowe kluby piłkarskie w Premiership nie są naiwne. Doskonale wiedzą, że w starciach z the Reds nie istnieje szansa dłuższego utrzymywania się przy piłce. Pierwszym celem jaki wyznacza Brendan Rodgers swoim piłkarzom jest przejęcie kontroli nad środkiem pola, podobnie jak w szachach. Ale przeciwnicy klubu z Merseyside mają świadomość, że jeśli tylko odzyskają posiadanie w sytuacji, gdy pomoc Liverpoolu jest ustawiona wysoko, to z łatwością będą w stanie rozerwać jego obronę na strzępy szybkimi kontratakiem. Swansea dokonała tego w elegancki sposób, Stoke i Oldham w barbarzyński, ale rezultat był ten sam.
Możemy łatwo zobaczyć, jak przeciwnicy biorą sobie na cel obronę te Reds. Kenwyne Jones potroił swój średni wynik pojedynków powietrznych w ostatnim meczu Stoke z Liverpoolem. Trend został ustalony już w pierwszym meczu tego sezonu, gdy Romelu Lukaku rzucał Jamie Carragherem po boisku niczym zabawką. The Reds można z łatwością zaszczuć. Średnio Liverpool osiąga w swoich spotkaniach 86% celność podań. Pytanie, czemu podopieczni Rodgersa tak łatwo dają się zdominować w powietrzu? Jeśli chodzi o starcia na ziemi, ich dwaj główni obrońcy, Martin Skrtel i Daniel Agger nie należą do osób stroniących od fizycznej walki. W modelowym przykładzie drużyny opartej na posiadaniu piłki – FC Barcelonie – na środku obrony często występują Gerard Pique razem z nominalnymi defensywnymi pomocnikami, Javierem Mascherano albo Alexem Songiem. Nie sprawia to jednak, że katalońska obrona rozpada się pod jakimkolwiek naciskiem tak łatwo, jak ta z Merseyside.
Powyższa tabela pokazuje dwie ważne rzeczy. Po pierwsze kibice Liverpoolu mogą być zadowoleni, że ich środkowi obrońcy w przeciągu czasu urośli w siłę z sezonu na sezon radząc sobie lepiej z fizycznymi wymaganiami Premier League. Po drugie, ten trend właśnie się skończył. Daniel Agger i Martin Skrtel wygrywają najmniej pojedynków powietrznych od czasu zadomowienia się w składzie the Reds. Utrata doświadczonego Samiego Hyypii oraz spadek szybkości Jamiego Carraghera znacząco się do tego przyczyniły.
Obecny sezon to ciągłe zmaganie się z tym samym problemem. Linia obrony Liverpoolu nie może sobie poradzić z permanentnym bombardowaniem górnymi piłkami swojego pola karnego. Głównym powodem pojawienia się tego zmasowanego 'ostrzału' jest niedostateczne oswojenie się z nowym modelem gry opartym na posiadaniu piłki. Utrata posiadania w niebezpiecznym miejscu w meczach przeciwko drużynom grającym 'kick and rush' jest dla wodą na młyn dla ich stylu gry.
Era Rodgersa dopiero się zaczęła, widzieliśmy już wiele oznak postępu drużyny, ale powyższy problem jest bardzo niepokojący. Irlandczyk często mówi o zabijaniu przeciwnika futbolem, ale wygląda na to, że Liverpool umie to robić tylko wtedy, gdy rywal nie stawia oporu. Topowe drużyny muszą pokazywać coś więcej.
Wszystkie statystyki użyte w tym artykule pochodzą z Opta Stats Centre w EPLIndex.com.
Komentarze (0)