Jamie Carragher: sezon 2002/03
Sezon 2002/03 poza pucharowym zwycięstwem w Cardiff nie dał Jamiemu zbyt wiele powodów do radości. Powrócił natomiast stary problem, ponieważ po raz kolejny jego miejsce w zespole zostało zagrożone.
Jamie Carragher wypowiada się w taki sam sposób, w jaki gra. Swobodnie przyznaje, że ten sezon był dla Liverpoolu bardzo trudny – zaczął się w jasnych barwach, ale potem stopniowo tracił swój koloryt, aż do chwili, kiedy wszystko pojaśniało dzięki finałowi Pucharu Ligi.
– Na początku sezonu wszyscy myśleli, że zrobimy jeszcze ten jeden krok w kierunku tytułu, czyli wygramy go. – mówi – Brakowało nam zaledwie jednego meczu, by móc pochwalić się najlepszym początkiem kampanii, jaki kiedykolwiek odnotowano w Premiership, ale potem zaliczyliśmy najgorszą serię, jakiej ten klub doświadczył od pięćdziesięciu kilku lat. To było bardzo bolesne, zwłaszcza, że poruszam się po tych samych ulicach, co kibice. Odczuwam ich frustrację równie mocno, jak własną.
Biorąc pod uwagę prędkość postępu, jakiego Liverpool dokonywał w ciągu ostatnich trzech lat, można się było spodziewać, że w końcu uderzy w próg zwalniający. Carra powiedział:
– W zeszłym roku zdobyliśmy 80 punktów, czyli tyle ile wystarczyłoby na zdobycie mistrzostwa w większości sezonów. Myśleliśmy, że sprowadzenie dwóch, trzech piłkarzy da nam dodatkową energię, potrzebną na zdobycie sześciu, czy siedmiu punktów więcej. Tak się jednak nie stało, a my nie wznieśliśmy się na ten poziom, na który wiemy, że nas stać.
Czy to dotyczy także jego?
– Nie. Ale to nie znaczy, że jestem zarozumiały, albo uważam, że to wina innych. Ja po prostu jestem prawdopodobnie zawodnikiem, który nigdy nie osiągnął tego poziomu, co inni. Być może w ciągu większości tygodni osiągam 7 punktów na 10 możliwych. Raz na miesiąc zdarzy mi się 8 albo 5, czy 6. Ciągle pozostaje pytanie, czy to wystarczająco dobre dla Liverpoolu, ja jednak jestem zadowolony z tego, jak ostatnio gram.
Starcie podczas derbów na Godison Park, które The Reds wygrali 2:1. Carra rozpoczął spotkanie jako prawy obrońca, ale musiał przenieść się na środek, kiedy Igor Bišćan uległ kontuzji.
Plotki związane z zamiarami sprowadzenia latem Stevena Finnana z Fulham nie umknęły Jamiemu. Czas pokaże, czy prawy obrońca drużyny narodowej Irlandii dołączy do klubu, ale Carra jest na to przygotowany i patrzy dość filozoficznie:
– Oczywiście że wolałbym, żeby do nas nie przychodził! Ale jeśli ja doznam teraz kontuzji to, z całym szacunkiem do naszych piłkarzy, nie wiem, kto by mnie zastąpił. Nie, nie oszukuję się. Jeśli Steve Finnan przyjdzie, to sądzę, że nie po to, by siedzieć na ławce rezerwowych. Nikt nie zdementował pogłosek, więc odrobina prawdy musi w nich być.
Fani The Reds z całą pewnością zauważyli, że jego sposób gry zmienił się na przestrzeni kilku ostatnich spotkań. Carra zawsze jest gotowy by doskonalić swoje umiejętności.
– Ludzie krytykowali Ashleya Cole’a za to jak gra w obronie, ale on znacznie się poprawił, dlatego pomyślałem, że ja też mógłbym rozwinąć elementy ofensywne mojej gry. Menadżer powiedział, że moja siła tkwi w tym, jak gram w obronie, ale gdybym mógł wychodzić bardziej do przodu, byłoby jeszcze lepiej. Właśnie ten element staram się ostatnio bardziej wprowadzić do mojej gry.
– Ale na pewno nie będę kimś kto gania tam i z powrotem po całej długości flanki. Popatrzcie na Johna Arnego Riise. Jest niesamowity. To niewiarygodne, że jest w stanie biegać po całym skrzydle przez 90 minut, dwa razy w tygodniu.
Jamie wie, że od czasu do czasu wolno mu zaryzykować i wspomóc atak, ponieważ może go zastąpić niestrudzony El-Hadji Diouf. Odkąd Senegalczyk złapał formę, para zaczęła się doskonale rozumieć.
– Uwielbiam grać z Dioufym. Vladi [Šmicer] i Danny [Murphy], który prawdopodobnie jest naszym najlepszym piłkarzem w tym sezonie, lubią zapuszczać się głębiej, a to może zostawić mnie nieco odsłoniętego. Na szczęście wiadomo, że Dioufy zostanie na miejscu.
Samocena Jamiego jest szczera.
– Kiedy przegraliśmy z Crystal Palace w Pucharze Anglii (powtórka 4. rundy, na Anfield w styczniu 2003 roku) byłem zdruzgotany. To był prawdopodobnie najniższy punkt, w jakim się znalazłem i dlatego musiałem zobaczyć się z menadżerem i dowiedzieć, czy chce, żebym wychodził bardziej do przodu. Nie odwiedzam stron internetowych, ale wierzę, że pełno jest na nich mordu po każdym przegranym meczu. Wszystkie spotkania są ważne, dlatego trzeba pilnować poziomu, na jakim się gra.
Krytyka jest dla piłkarzy ryzykiem zawodowym.
– Nie wciskam kitu. Kiedy zespół przegra, to wiem, że będę pierwszy, który zostanie skrytykowany.
Dlaczego tak jest?
– Jest to zależne od kilku rzeczy. Pozycja obrońcy nie jest najbardziej czarującą. Być może moja praca nie wyróżnia się. Jest też jeszcze jedna sprawa – myślę, że fani zgodzą się ze mną – bycie „chłopakiem stąd” też ma znaczenie. Ok, jest Michael [Owen] i Steven [Gerrard], ale to co innego, bo oni są gwiazdami klubu.
Pomeczowe analizy Carra zaczyna z kolegami z zespołu.
– Rozmawiamy o innych piłkarzach, menadżerze, zespole, o tym jak taki a taki zagrał. Po prostu jestem jak jeden z nich. Po meczu zawsze idę coś zjeść z chłopakami, którzy też na nim byli i wszystko co robimy, to gadanie o meczu przez godzinę. Przechodzimy przez różne rzeczy: piłkarzy, zespół przeciwników, dlaczego nasz menadżer wybrał taki skład, a nie inny. Czyli to, co fani futbolu robią.
Jamie jest w pierwszym zespole tak długo, że trudno uwierzyć, że ma zaledwie 25 lat. Jest także dumnym ojcem pięciomiesięcznego Jamesa, który pomaga mu uciec od presji i problemów środowiska, w jakim pracuje.
– To, że go mam, pomaga zrozumieć, że są znacznie ważniejsze rzeczy. Oczywiście, to mnie w jakimś stopniu zmieniło. Trzeba być bardziej odpowiedzialnym, kiedy ma się dziecko. Mój syn nie chciałby przeczytać w gazetach, że jego ojciec gdzieś pił, prawda? Pojawienie się Jamesa to jedna z najlepszych rzeczy, którę się mi przydarzyły.
Powyższy tekst ukazał się w w kwietniu 2003 roku w magazynie LFC Weekly
Zdobycie Pucharu Ligi ratuje sezon
Rok, który nastąpił po dwóch latach niewątpliwego postępu, był swego rodzaju miksem. Wszystko rozpoczęło się od porażki na Millennium Stadium w Cardiff, gdzie Liverpool walczył z Arsenalem o Tarczę Wspólnoty.
Wydawało się, że The Reds otrząsnęli się, ponieważ zaliczyli serię dwunastu meczów bez porażki. Dzięki niej znaleźli się na początku listopada na szczycie tabeli. Jednak rozczarowująca przegrana 0:1 z Middlesbrough rozpoczęła cykl bardzo słabych rezultatów. W ostatnim dniu sezonu Liverpool walczył z Chelsea o ostatnie miejsce, dające prawo gry w Lidze Mistrzów. Porażka na Samford Bridge spowodowała, że przypadło one londyńczykom Claudio Ranieriego, a Liverpool musiał się zadowolić piątą pozycją.
Radość po zdobyciu Pucharu Ligi
Carra, który ciągle dochodził do formy po kontuzji, rozpoczął sezon na ławce rezerwowych. Kiedy był już w pełni sił, wrócił do pierwszego składu i wziął udział w prawie pięćdziesięciu spotkaniach.
Punktem kulminacyjnym było niewątpliwie zdobycie drugiego medalu za zwycięstwo w finale Pucharu Ligi, po zwycięstwie 2:0 nad Manchesterem United w Cardiff. Dzięki golom zdobytym przez Stevena Gerarda (w pierwszej połowie) i Michaela Owena (w drugiej) oraz solidnej grze Jamiego i jego kolegów z obrony, trofeum wróciło na Anfield po raz siódmy. To także znaczyło, że udało mu się zebrać pół tuzina trofeów na przestrzeni zaledwie dwóch lat.
LFC 2002/03
Menadżer: Gérard Houllier
Miejsce: 5.
Puchar Anglii: 4. runda
Puchar Ligi: zwycięzcy
Liga Mistrzów: faza grupowa
Puchar UEFA: ćwierćfinał
Tarcza Wspólnoty: pokonani
Najlepszy strzelec: Michael Owen (28)
Materiały zaczerpnięto z „Carra Liverpool Legend” – specjalnej publikacji wydanej przez twórców oficjalnego miesięcznika Liverpool FC – redakcja.
Komentarze (1)