Škrtel: Siedząc na ramionach Luisa
Martin Škrtel był w centrum kilku kultowych fotografii z tego sezonu. Słowak mówi jednak, że sposoby fetowania bramek, którymi zachwycają się kibice the Reds, są całkowicie improwizowane.
Środkowy obrońca Czerwonych był pierwszym, który cieszył się z Luisem Suárezem po tym, jak Urugwajczyk strzelił w niedzielę trzecią bramkę przeciwko Manchesterowi United na Old Trafford.
Podobnie było w styczniowych derbach Merseyside po golach Daniela Sturridge’a.
Zdjęcia tych chwil świętowania zostały docenione przez kibiców, którzy licznie udostępniali je w sieci dla upamiętnienia kolejnych magicznych momentów w obecnej kampanii.
– Oczywiście, że to nie było wcześniej planowane. Zawsze wariuję, kiedy strzelamy bramki przeciwko Evertonowi czy Manchesterowi. Jestem zadowolony, że fanom się podobało.
– To mówi wszystko [o duchu drużyny – dop. red.]. Każdy chce widzieć, jak wszyscy zawodnicy zespołu razem fetują. Jesteśmy szczęśliwi, że zdobywam bramki i wygrywamy mecze.
– Każdy widzi, że poczucie jedności jest w drużynie idealne.
Oprócz meczów z Manchesterem czy Evertonem, Škrtel podobnie cieszył się w wygranym 5:1 spotkaniu z Arsenalem. Z tą tylko różnicą, że wtedy Słowak był strzelcem bramek.
Która „cieszynka” jednak najbardziej przypadła do gustu Martinowi?
– Myślę, że ta po trzeciej bramce z Evertonem. To było coś wyjątkowego.
– Po prostu wskoczyłem na chłopaków. Nie spodziewałem się jednak, że będę tam przez dziesięć sekund!
Wysokie niedzielne zwycięstwo na Old Trafford było kolejnym z serii tych najważniejszych. Liverpool zanotował podobne wyniki przeciwko trzem innymi wielkimi zespołom: Evertonu, Tottenhamu i Arsenalu.
Škrtel jednak nie jest w stanie wybrać, który z tych triumfów był dla niego najważniejszy.
– Mógłbym wybrać kilka z nich. Wspomniane już mecze przeciwko Evertonowi czy United, oczywiście spotkanie z Arsenalem, w którym strzeliłem dwie bramki… Wszystkie z tych zwycięstw były świetne.
– Każde zwycięstwo jest jednak ważne, ponieważ w walce o nasze cele liczy się każdy punkt. Cieszymy się każdym meczem i strzelonym golem.
Triumf na Old Trafford był pierwszym od 2009 roku, kiedy to Liverpool pokonał Manchester United 4:1.
Dawno nie było tak cenionego przez fanów Liverpoolu osiągnięcia. Škrtel czuje jednak, że the Reds stać jeszcze na więcej.
– W 2009 roku pokonaliśmy ich 4:1. To był dla nas świetny tydzień, ponieważ trzy dni wcześniej wygraliśmy z Realem Madryt 4:0.
– Porównując nasze niedawne zwycięstwo z tym sprzed pięciu lat, wydaje mi się, że lepsza była wygrana 3:0. Bardziej zdominowaliśmy rywala i mogliśmy zdobyć więcej bramek.
Jeśli chodzi o samego Słowaka, Škrtel zaliczył w tym sezonie cztery trafienia.
Podczas niedzielnego spotkania obrońca mógł dodać do tego kolejną bramkę, jednak ostatecznie mu się to nie udało.
Fakt, że Słowak w końcowej fazie gry często zapędzał się na skraj pola karnego gospodarzy dużo mówi o podejściu Liverpoolu do tego spotkania.
– Oczywiście najważniejsze dla obrońcy jest powstrzymywanie rywala. Jeśli jednak masz szansę na wysunięcie się do przodu i odprowadzenie piłki, możesz to zrobić.
– Tak samo było wtedy. Dostałem piłkę na naszej połowie i zobaczyłem przed sobą dużo miejsca. Potem podałem do Luisa, ale niestety straciłem piłkę i ratowałem się faulem.
– Spytałem sędziego dlaczego dostałem żółtą kartkę, jako że był to mój pierwszy faul w tym spotkaniu. Jest to jednak część gry i trzeba się z tym pogodzić. Na szczęście była to dopiero moja trzecia żółta kartka w tym sezonie.
Już wcześniej w tym sezonie dało się zaobserwować ofensywne zapędy Škrtela.
– To jest coś, z czego czerpię przyjemność, ponieważ przez większość czasu bronię. Kiedy jednak mam szansę pójścia do przodu, po prostu idę i próbuję coś zrobić.
– W tym sezonie miałem kilka szans, zdobyłem cztery bramki, także jestem szczęśliwy.
Komentarze (4)