Smith: Cieszmy się walką o tytuł
Ponad dwie dekady minęły od czasu, kiedy ostatnim razem początek kwietnia oznaczał dla Liverpoolu walkę o mistrzostwo kraju. Ta napięta atmosfera dała o sobie znać również podczas ostatniego meczu z Sunderlandem, kiedy po tym, jak goście zdobyli kontaktowego gola, nie można było mówić o spokojnej końcówce.
Jednak szczerze mówiąc, moim zdaniem fani powinni się teraz zrelaksować, wyciągnąć wygodnie w fotelach i zwyczajnie cieszyć się finiszem sezonu.
To był naprawdę znakomity sezon dla Liverpoolu, co tylko podkreśla fakt, że spokojnie można mówić o fakcie zbliżającego się powrotu do Ligi Mistrzów. Oznacza to, że jeden z ważniejszych priorytetów dla tego klubu wrócił na swoje miejsce.
Ogromną zasługę za taki stan rzeczy należy przypisać menedżerowi i piłkarzom, którzy stworzyli sobie niebywałą szansę, dokonując tak błyskotliwego rozwoju w tej kampanii.
Piłkarze dali nam gole i rezultaty, które na długo pozostaną w pamięci. Ktoś będzie w stanie kiedykolwiek zapomnieć trafień Luisa Suáreza czy Daniela Sturridge’a, uniwersalnego i do bólu konsekwentnego w swojej klasie Stevena Gerrarda, demolkę Arsenalu albo Evertonu na Anfield, czy lekcję futbolu, jaką daliśmy Tottenhamowi czy – wreszcie – Manchesterowi United?
Nie zrozumcie mnie źle. Stanowczo wierzę, że możemy wygrać tytuł i sądzę, że powinniśmy wycisnąć z siebie siódme poty, aby postarać się go zdobyć. Nie przechodzi się takiej drogi, aby kończyć na drugim miejscu.
Nasi niezwykli fani wiedzą, jak napędzić chłopaków do walki. Wsparcie, które popłynęło przed pierwszym gwizdkiem z trybun w stronę menedżera było czymś wspaniałym. Kibicie nie oszczędzali gardeł, dodając piłkarzom woli walki w ostatnich minutach pojedynku z Sunderlandem.
Cokolwiek zdarzy się do końca sezonu, nie bądzmy zbyt rozstrzęsieni. Nasz klub gra najbardziej ekscytujący futbol w lidze, o czym na nowo przekona się cała Europa już w następnym sezonie.
Walka o dziewiętnasty tytuł rozpoczęła się na dobre, a my musimy dać z siebie wszystko, aby doprowadzić ją do końca. Jeżeli jednak w ostatnim dniu sezonu okaże się, że nic z tego nie wyszło, jedna rzecz po tej kampanii pozostanie już niekwestionowana i niezmienna.
Liverpool powrócił.
Razem czy osobno… SAS są bezlitośni
Naprawdę ciekawie było usłyszeć pomeczowe komentarze Brendana Rodgersa odnośnie współpracy pomiędzy Suárezem a Sturridge’em.
Masa ludzi postrzega ich jako zabójczy duet, działający na podstawie telepatycznego zrozumienia.
Broniąc tej teorii, można śmiało odnieść się do piętki Anglika z meczu z Cardiff lub jednego z wielu precyzyjnych podań czy dośrodkowań Suáreza do Sturridge’a.
Jednak boss nie widzi ich jako pary współgrających napastników, ale jako dwóch niezwykle utalentowanych piłkarzy, którzy wykorzystują swoje szanse i przestrzeń na boisku, aby pokazywać się z jak najlepszej strony.
Nie ma wątpliwości, że obydwaj są wspaniałymi indywidualnościami.
Kiedy Urugwajczyk został zawieszony na początku sezonu, Sturridge strzelał mnóstwo goli. Później to Anglik był kontuzjowany, a właśnie Suárez stanowił o ofensywnej sile zespołu.
Osobiście sądzę, że obaj posiadają rewelacyjne umiejętności, ale świetnie współgrają razem. W efekcie mamy idealne połączenie – dwóch graczy, którzy nie obniżają lotów bez względu na zmiany w otoczeniu.
A tak swoją drogą, kto do cholery przejmuje się interpretacją?
Przecież, czy razem, czy osobno, jest jedna rzecz, której nikt nie zaprzeczy.
SAS są zabójczy!
O rzucie wolnym Gerrarda
Steven Gerrard wyglądał na rozpromienionego po umieszczeniu piłki w siatce z rzutu wolnego w meczu z Sunderlandem.
Był zachwycony nie tylko dlatego, że strzelił pięknego gola, lecz również z tego powodu, że przypomniał Luisowi, iż ten nie musi być podstawową opcją przy wykonywaniu rzutów wolnych. To był wprost perfekcyjny strzał w wykonaniu pomocnika, który pokazał, że cofnięcie bliżej własnej bramki nie zmieniło jego skuteczności w wykonywaniu stałych fragnemtów.
Wszyscy znamy jego wyrachowanie przy strzelaniu rzutów karnych, jednak miło było zobaczyć, jak cieszył się tym golem, tarmosząc Suáreza po fakcie.
Niech Bóg pozostanie z bramkarzami nadchodzących rywali the Reds. Co muszą myśleć, widząc zarówno Luisa i Stevena stojących przy piłce, gotowych do wyegzekwowania rzutu wolnego!
Tommy Smith
Komentarze (1)