Trzy kropki: Mecz z Tottenhamem
Liverpool na Anfield rozbił kolejnego pretendenta do Top 4, aplikując mu w dwumeczu dziewięć bramek. Dzisiejsze wydanie „Trzech kropek” to refleksje m.in. na temat tygrysów, strzelania do niewinnych dzieci oraz… Andy’ego Carrolla. Serdecznie zapraszamy do lektury.
– O ogólnym przebiegu meczu… (PiotrekB)
Liverpool rozegrał z Tottenhamem jeden z najlepszych meczów obecnego sezonu. Nie było to może najbardziej okazałe zwycięstwo drużyny Rodgersa, przeciwnika również nie możemy zaliczyć do grona największych rywali, ale styl, w którym udało się pokonać Spurs, zasługuje na wielkie uznanie. The Reds grali tak, jak przystoi liderom Premier League – od samego początku całkowicie stłamsili przeciwnika, łamiąc mu kręgosłup i pozbawiając woli walki. Liverpool rzucił się na Koguty, jak wygłodniały tygrys na bezbronną ofiarę, a zawodnicy wykazali najwyższą determinację. Myślę, że każdy z nich doskonale wie, o co toczy się walka. My, kibice, mamy obecnie zaszczyt oglądać najlepszy Liverpool od przeszło 20 lat, umiejący połączyć zimną, mądrą grę z żywiołowym atakiem rozrywającym zdezorientowanego przeciwnika na strzępy. Pewne niedzielne zwycięstwo nad Tottenhamem udowodniło nasze mistrzowskie ambicje i pozwoliło fanom ośmielić się marzyć.
– O dopingu na Anfield… (AirCanada)
Siła dopingu na naszym stadionie rośnie wprost proporcjonalnie do świetnej gry w tym sezonie i wielkich oczekiwań, jakie są stawiane obecnie przed zespołem prowadzonym przez Brendana Rodgersa. Wsparcie Kopites świetnie daje się odczuć w czasie transmisji telewizyjnych i na Anfield jest jakoś… inaczej, niż jeszcze chociażby kilkanaście miesięcy temu, gdy atmosfera wydawała się dość mocno piknikowa. Kibice są teraz dwunastym zawodnikiem przez wielkie Z i mam nadzieję, że za dwa tygodnie będzie jeszcze lepiej, a ja będę mógł dorzucić do tego wszystkiego swoje gardło.
– O grze formacji obronnych obu zespołów… (Jetzu)
Przed meczem Tim Sherwood głośno wypowiadał się o tym, jak to Tottenham ma zamiar wykorzystać błędy defensywne Liverpoolu aby zdobyć Anfield. Czytając te komentarze po obejrzeniu spotkania, postronny kibic pewnie podrapałby się po głowie, myśląc, że pomylono nazwy drużyn, a Sherwood jest menedżerem Liverpoolu. Obrona Tottenhamu nie wyszła na Anfield w najmocniejszym możliwym zestawieniu, zabrakło między innymi Kyle’a Walkera czy Vlada Chiricheșa. Oprócz tego dosyć szybko boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Jan Vertonghen. Gospodarze te problemy wykorzystali bezwzględnie, a gra obronna Liverpoolu sprawiła, że przedmeczowe komentarze Sherwooda brzmią teraz bardziej jak średniej jakości żart. Ośmielę się powiedzieć, że było to najlepsze spotkanie The Reds pod względem gry w obronie. Cała czwórka była bardzo pewna w swoich poczynaniach, a Glen w końcu dorzucił swoje charakterystyczne rajdy prawą flanką. Tottenham zdołał oddać kilka strzałów, nie sprawiły one jednak żadnych problemów naszemu bramkarzowi.
– O zwyżce formy Coutinho… (PiotrekB)
Jeszcze niedawno Brazylijczyk borykał się z dłuższym okresem słabej formy, a Brendan najczęściej wystawiał kosztem niego Raheema Sterlinga. Jednak to już tylko przeszłość i wszyscy jesteśmy świadkami powrotu Coutinho, którego znaliśmy z poprzedniego sezonu. To niesamowite, jak wielkiej pewności siebie nabrał nasz Philippe – rywale są wprost onieśmielani jego nieprzeciętną techniką, każde zagranie byłego piłkarza Interu dosłownie kipi geniuszem. W meczu ze Spurs mogliśmy zaobserwować szczytową dyspozycję Brazylijczyka zwieńczoną długo wyczekiwaną, acz w pełni zasłużoną bramką. Wprawdzie jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale niech to trafienie da nam nadzieję na ostateczne przełamanie mizernej skuteczności strzeleckiej naszego filigranowego pomocnika.
– O Hendersona strzałach z pierwszej piłki… (Jetzu)
Ile razy przerabialiśmy to już w tym sezonie? Pięknie wystawiona piłka, nabiega Jordan Henderson iiiiiiii… piłką dostaje po głowie niewinny dzieciak w sektorze za bramką. Wczorajsza sytuacja nie należała co prawda do kategorii 200%, obrońcy Tottenhamu dobrze się ustawili w celu zablokowania kilku możliwości uderzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że po pięknym podaniu Sterlinga, piłka w siatce powinna zatrzepotać. Wychowanek Sunderlandu rozwinął się w tym sezonie niesamowicie, rok temu o tej porze większość osób zgodziłaby się, że trzeba kupić kogoś na jego miejsce, teraz fani Liverpoolu nie wyobrażają sobie składu bez „króliczka Duracell”. Mimo tego niebywałego postępu, Jordan musi jeszcze popracować nad swoim wykańczaniem akcji, jeżeli zdoła poprawić ten element swojej gry, Liverpool będzie miał jednego z najlepszych graczy typu „box-to-box” w całej lidze.
– O niedzielnym pojedynku z Andym, Joem i Stu… (AirCanada)
W Premier League każdy mecz jest inny i w zasadzie ciężko jest prognozować, co się może wydarzyć w danej kolejce. Niewątpliwie przyjedziemy do Londynu w roli zdecydowanego faworyta, a to chłopcom Rodgersa specjalnie w tym sezonie nie przeszkadza. Andy Carroll i Stewart Downing wyjdą raczej w pierwszym składzie i będą mieli coś do udowodnienia menadżerowi Liverpoolu. Joe Cole z kolei po raz ostatni zagrał w wyjściowym składzie w… grudniu przy okazji meczu z WBA. Walczymy o tytuł i potrzebujemy tych trzech punktów. Skoro Manchester United wygrał tam bez większych problemów, my też to zrobimy!
Komentarze (3)