Blood Red: Podsumowanie sezonu
Fani rywali Liverpoolu nie kryli zadowolenia z faktu, że drużyna Rodgersa nie zdołała zwyciężyć w Premier League. Od przyśpiewek o błędzie Gerrarda przeciwko Chelsea po przesłanki nad Anfield czy Aviva Stadium w ostatnią środę.
W rzeczywistości reakcja ta na porażkę drużyny z czerwonej części Merseyside z Manchesterem City w wyścigu o tytuł jest niemałym komplementem. Po czterech rozczarowujących sezonach, Liverpool wraca na szczyt.
Liverpool powrócił w nie byle jakim stylu, na co the Kopities czekali niezwykle długo, bo prawie pół wieku.
Brendan Rodgers sprawił, że jego drużyna wywoływała przerażenie u największych rywali, bezlitośnie demolując niemalże każdą defensywę.
Mimo to, jego piłkarze nie zdołali sięgnąć po pierwszy od 24 lat tytuł mistrzowski, co oczywiście nie oznacza, że kampania 2013/2014 była nieudana.
Nie chodzi o to, że piłkarze pochodzącego z Irlandii Północnej szkoleniowca nie udźwignęli presji. Najzwyczajniej w świecie zabrakło szczęścia i w niektórych momentach zimnej głowy, jak w meczach przeciwko Chelsea oraz Crystal Palace pod koniec.
Od początku tego roku the Reds zgromadzili 48 na 57 możliwych punktów, zanotowali liczbę 11 zwycięstw pod rząd, co jest najlepszym wynikiem od 1982 roku.
Odnieśli 26 ligowych zwycięstw, co jest klubowym rekordem w historii Premier League.
„Poetry in Motion” stało się hymnem drużyny, która spełniła z nawiązką oczekiwania wszystkich, wracając po pięciu latach absencji do Champions League.
MECZ SEZONU
Liverpool 3:2 Manchester City – 13 kwietnia
Jest wiele momentów, które wprawiły the Kop w zachwyt w przeciągu ostatnich 9 miesięcy. Od pogromu 4:0 w derbach na Anfield, przez 9:0 w dwumeczu ze Spurs, zwycięstwo 5:1 nad Arsenalem aż po rozbicie Manchesteru United 3:0 na Old Trafford.
Jednak to domowy mecz z Manchesterem City stał się symboliczny dla tej kampanii. Ten dzień był przepełniony emocjami, gdyż Anfield miało w pamięci tragedię na Hillsborough i nadchodzące obchody.
Atmosferę panującą na trybunach można było poczuć nawet przed telewizorami, a bramki Raheema Sterlinga i Martina Škrtela sprawiły, że tłum wręcz oszalał.
Jednak City w drugiej połowie za sprawą Davida Silvy i błędu Glena Johnsona szybko odrobiło straty.
Liverpool pomimo tych przeciwności losu nie poddał się, czego efektem była bramka Philippe Coutinho, który dał Liverpoolowi upragnione trzy punkty.
BRAMKA SEZONU
Luis Suárez
Liverpool 5:1 Norwich City – 4 grudnia
Cztery bramki Urugwajczyka były pokazem jakości, klasy i kunsztu zawodnika, który rozbił Norwich City na Anfield. Jego pierwszą bramkę naprzeciw the Kop wręcz ciężko opisać słowami.
Kolejna bramka to błysk boiskowej inteligencji Suáreza, którego uderzenie z prawie 40 metrów mogło sprawić, że John Ruddy będzie ten mecz pamiętał przez długie lata. Technika, siła, geniusz. Czego chcieć więcej?
PIŁKARZ SEZONU
Luis Suárez
Kogoś to dziwi? Suárez wywołał falę krytyki w ostatnie lato, gdy chciał opuścić Anfield. Jednak szybko wrócił do łask kibiców, zdobywając 31 bramek w Premier League, wyrównując tym samym rekord ligi. Do tego zdołał dorzucić 12 asyst i notując zaledwie 6 żółtych kartek w przeciągu całego sezonu, co w jego wypadku jest nie lada wyczynem.
Urugwajczyk był motorem napędowym z przodu, mając za plecami Stevena Gerrarda, który został przekwalifikowany na cofniętego rozgrywającego. Głosy, że to właśnie kapitan the Reds pozbawił swój klub tytułu lepiej pozostawić bez komentarza. To właśnie między innymi postawa Anglika pozwoliła Liverpoolowi walczyć do samego o sam szczyt tabeli.
Daniel Sturridge również zasługuje na wyróżnienie. Napastnik reprezentacji Anglii zdobył 21 bramek. Być może wyczyn jego partnera z ataku odrobinę przyćmił jego występy, ale nie można zapomnieć o tym, że Sturridge wyrównał rekord klubu, zdobywając bramki w sześciu kolejnych meczach.
OBJAWIENIE SEZONU
Raheem Sterling
Nastolatek niepewnie wszedł w sezon i stał się elementem spekulacji, iż nowy kontrakt mógł zatrzymać jego rozwój. Rodgers publicznie skrytykował swojego podopiecznego, by ten "uporządkował swoje życie" i skupił się na piłce jeśli planuje nadal się rozwijać.
Odpowiedź Raheema była natychmiastowa.
Sterling zanotował tylko jeden pełny występ do grudnia, lecz w momencie, gdy wywalczył z powrotem swoje miejsce, zaczął czarować Premier League.
Jego siła fizyczna i psychiczna sprawiły, że Rodgers określił go mianem „człowieka ze stali”.
Trener postanowił także przetestować swojego zawodnika na innej pozycji, ustawiając go na szczycie diamentu.
Także w tej roli Sterling spisał się bardzo dobrze. W ogólnym rozrachunku zdobył 9 bramek i wywalczył sobie miejsce w reprezentacji Anglii na mundial w Brazylii.
CICHY BOHATER
Jordan Henderson
Ta ciążąca na nim ogromna cena 16 milionów funtów okazała się wręcz promocją. Henderson w tym sezonie stał się niezwykle kluczowym ogniwem środka pola i całej drużyny z Anfield.
Jego atletyzm i zaangażowanie nie podlegają żadnym wątpliwościom. Godziny spędzone na treningach z Rodgersem nie poszły na marne, co mogliśmy obserwować na boisku przez cały sezon. Rozwinął się niezwykle pod kątem taktycznym a także wzrosła jego pewność siebie.
Mówią, że pewne rzeczy zaczynamy doceniać dopiero wtedy, gdy je stracimy. Chyba lepiej nie da się podsumować jego czerwonej kartki w meczu przeciwko Manchesterowi City.
To właśnie Anglika najbardziej brakowało na boisku w meczach przeciwko Chelsea oraz Crystal Palace, które na długo zapadną w pamięci kibiców the Reds.
KLAPA SEZONU
Iago Aspas
Ze wszystkich letnich nabytków, chyba tylko Simon Mignolet może być zadowolony z siebie.
Szanse Aspasa ograniczali będący w wyśmienitej formie Suarez oraz Sturridge, jednak gdy wart 7,7 miliona funtów napastnik Celty Vigo pojawiał się na boisku, był cieniem samego siebie.
Zdobył zaledwie jedną bramkę w meczu FA Cup przeciwko Oldham i najprawdopodobniej tego lata opuści Anfield.
Wypożyczeni Victor Moses oraz Aly Cissokho również nie spełnili pokładanych w nich nadziei.
Moses momentami wyglądał, jakby miał się zaraz przełamać, podczas gdy Cissokho najzwyczajniej w świecie nie miał ku temu predyspozycji.
SŁABY PUNKT
Hull 3:1 Liverpool – 1 grudnia
Zapominając o frustracji po domowej porażce z Chelsea czy niesmaku po remisie z Palace, to właśnie grudniowa wyprawa na KC Stadium ukazała najwięcej słabych punktów Liverpoolu.
Zaczęło się od informacji, wedle których Sturridge miał wypaść z gry na około 8 tygodni.
Humorów nie poprawiła porażka z Hull City, które wręcz naświetliło wszystkie niedociągnięcia drużyny Brendana Rodgersa.
MOCNY PUNKT
Liverpool 5:1 Arsenal – 8 lutego
Anfield wreszcie stało się fortecą. Drużyny mające przyjechać do Liverpoolu nie myślały o tym, ile punktów zdobędą, a o tym, ile bramek stracą.
Liverpool zachował najlepsze na ówczesnych liderów tabeli, Arsenal. Podopieczni Wengera już po 20 minutach mieli dość, co z pewnością będzie im ciążyć przez długi czas.
Drużyna Rodgersa w szybkim czasie strzeliła 4 bramki, co i tak można uznać za najniższy wymiar kary. Liverpool był poza zasięgiem Kanonierów, którzy przyjechali z wynikiem 10 kolejnych meczów bez porażki. To największe zwycięstwo Liverpoolu nad ekipą z Londynu na przestrzeni ostatniego półwiecza.
Komentarze (5)
Powtórzenie obecnego miejsca za rok w lidze będzie równie wielkim sukcesem co obecnie a do tego pasowałoby wyjść z grupy w LM, gdzie losowani bedziemy z 3 koszyka zapewne
Mistrzostwo przegraliśmy przez pecha. Bo jak inaczej nazwac poślizgnięcie się Gerrarda? Mecz z Palace to już inna sprawa. Zawodnicy, wiedzieli, że na stratę punktów przez City u siebie z AV i WHU nie ma co liczyc, więc gonili za cudem, chcieli poważnie wbic te 8-9 bramek. Skończyło się jak skończyło, trudno. Ten mecz nie miał żadnych konsekwencji.
Jedną z rzeczy, jakie Liverpool pokazał w tym sezonie to to, że potrafi grac pod presją, mimo że większośc zawodników to młodzi gracze i dlatego to bardzo dobrze wróży przed następnym sezonem, gdzie nie będziemy już startowac jako drużyna z aspiracjami na 4 miejsce, tylko od razu przystąpimy do walki o mistrzostwo.
Pierwszą częsc sezonu graliśmy jak solidny kandydat na top4, drugą cześc jak mistrz kraju. Reasumując, starczyło na 2 miejsce z niewielką stratą do lidera. Presja tutaj nie była problemem.
Swoją drogą, w tekście drobny błąd. Sturridge strzelał w 8 kolejnych meczach, nie 6.
I nie zgodzę, się z tym, że mecz z Hull był najsłabszym punktem sezonu. Ta porażka dała pewien impuls i wygraliśmy później 4 kolejne mecze. Mnie najbardziej boli remis na the Hawthorns. Już mniejsza o ten kiks Toure, ale to był mecz po wygranych 4:0 derbach, liczyłem, że pójdziemy za ciosem, a w tym meczu Liverpool wyglądał bardzo przeciętnie i było to typowe granie na 1:0, które w ostateczności się zemściło.