Trzy kropki: Mecz z Leicester
Nowy rok nie rozpoczął się dla fanów Liverpoolu w wymarzony sposób, zarówno na boisku, jak i poza nim. W najnowszych „Trzech kropkach” nie znajdziecie jednak Państwo ani słowa na temat Gerrarda. Będzie natomiast o Canie, Sterlingu, sędzi Jonesie i najbliższym rywalu, AFC Wimbledon.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Licznerek)
To był inny Liverpool niż ten, który trzy dni wcześniej w dobrym stylu pokonał Swansea. Na tle teoretycznie słabszego przeciwnika the Reds wypadli znacznie gorzej. Co prawda na przerwę podopieczni Brendana Rodgersa schodzili z dwubramkowym prowadzeniem, ale więcej w nim było szczęścia niż włożonej pracy. Bramki nie padły po zespołowych akcjach, a po rzutach karnych. Pierwszy był skutkiem złej interpretacji sędziego, a drugi indywidualnym błędem Simpsona. To, co zyskali w pierwszej połowie, roztrwonili w zaledwie trzy minuty w drugiej połowie. Zawodnicy Liverpoolu wyglądali wówczas jakby popadli w marazm, brakowało szybkiego i agresywnego dojścia do przeciwnika, z czego ci skorzystali strzelając dwie bramki. Na nic zdały się ofensywne zmiany, bo nawet po nich Czerwoni nadal mieli problemy z kreowaniem sytuacji strzeleckich.
– O wciąż uczącym się gry „na stoperze” Canie… (Arvedui)
Emre Can kupowany był (najprawdopodobniej) jako kandydat do miejsca w środku pola, jednak został „ofiarą” niedoborów kadrowych, taktycznej roszady Rodgersa i – wreszcie – własnej wszechstronności. W efekcie od kilku spotkań występuje na pozycji stopera, co jednak nie zmienia faktu, że nie czuje się w tej części boiska zbyt komfortowo. Widać to było już w meczu ze Swansea, kiedy miał swój udział przy straconej bramce, widać było i w ostatnim spotkaniu z Leicester. Niemiec kilka razy zgubił krycie i orientację w boiskowych wydarzeniach. Emre ma wiele atutów: jest bardzo silny, dość szybki i wreszcie potrafi naprawdę sporo zrobić z piłką przy nodze, jednak nawet (optymistycznie licząc) dwa miesiące treningów nie zrobią z „ósemki” stopera. Gra w ustawieniu 3-4-3 w dalszej perspektywie wymaga co najmniej trzech zdrowych stoperów, których występ szkoleniowiec jest w stanie uznać za „bezpieczny”. Nie 2 + Johnson, 2 + Can, 2 + Lucas. Póki co tych trzech należy wybrać z listy: Lovren, Sakho, Škrtel, Touré (uwaga, zbliża się Puchar Narodów Afryki!).
– O dwóch noworocznych prezentach od sędziego Jonesa… (Gall)
Sędziowanie w Premier League w tej kolejce znowu sięgnęło dna. Zarówno w naszym spotkaniu, choć my smutni być nie możemy, jak i w innych pojedynkach. Nie powiem, z początku myślałem, że przy pierwszej jedenastce rzeczywiście ręka była, ale powtórki utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że nie. Sędzia nie panował chyba nad nerwami, ale cóż… Na decyzje arbitrów ciągle nikt nie ma wpływu, a jestem zdania, że jak już dostaje się takie prezenty, to po prostu nie pozostaje nic innego jak je wykorzystać. Nam się udało, oczywiście dyskusji byłoby więcej, gdybyśmy zdobyli komplet punktów; a tak temat ucichnie. Jak sędzia pomaga, to trzeba się cieszyć, ale po meczu należałoby obiektywnie spojrzeć na sytuacje, bo póki co nic innego nam nie pozostaje. A i jeszcze nie raz będziemy świadkami takich sytuacji. Taka niestety jest piłka nożna.
– O grze Sterlinga jako osamotnionej „dziewiątki”… (Arvedui)
Sytuacja wygląda podobnie do tej z Canem po drugiej stronie boiska. Sterling to świetny zawodnik, choć przede wszystkim szybki, zwrotny i sprytny. Świetnie sprawdza się w grze kombinacyjnej i podaniach posyłanych za linię obrony. Gorzej sprawa wygląda, gdy piłka do Raheema posłana jest górą, a do tego leci dobre 30–40 metrów. W noworocznym spotkaniu pomoc Liverpoolu była dość statyczna, co w efekcie skutkowało wielkimi dystansami pomiędzy skrzydłowym-napastnikiem LFC a resztą drużyny. Sytuacja w ataku jest poważna, skoro wobec kontuzji Sturidge’a gra Sterling, a dopiero w dalszej kolejności wchodzą (lub nie) Borini, Lambert i Balotelli. Pozostaje żywić płonną nadzieję, że Daniel wróci 1) jeszcze w styczniu i 2) od razu w najwyższej dyspozycji. Wtedy Raheem wróci na skrzydło lub na „dziesiątkę” gdzie nie będzie już celem dośrodkowań i wszystkim wyjdzie to na dobre.
– O huśtawce wyników i nastrojów… (Licznerek)
Po efektownej wygranej ze Swansea i schodzeniu na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem, kibice i piłkarze Liverpoolu byli raczej spokojni o wynik spotkania. Gra nie była powalająca, ale taka przewaga wypracowana na własnym terenie z ostatnią drużyną w tabeli, powinna być utrzymana do ostatniego gwizdka. Chyba z takim przekonaniem wyszli piłkarze na drugą połowę, bo przez pierwszy kwadrans po przerwie byli nieskoncentrowani, spóźniali się z kryciem i w moment stracili prowadzenie, do którego odzyskania zabrakło jakości. Brak zwycięstwa jest tym boleśniejszy, że punkty pogubili będący przed nami West Ham, Arsenal i Manchester United, więc była to dobra okazja do skrócenia dystansu do tych zespołów.
– O zwiedzaniu kameralnego Kingsmeadow… (Gall)
Nie powiem, że nie ucieszyłem się jak zobaczyłem z kim gramy w tej rundzie FA Cup. Nie dość, że jest to najstarszy puchar świata, to dodatkowo zagramy z jedną z drużyn, której historia jest naprawdę ciekawa. Upadki, koniec istnienia, odtworzenie przez kibiców jak i też objęcie przez nich władzy, czy też rywalizacja z MK Dons… są naprawdę ciekawą ekipą i oczywiście mają tego swojego bożka Akinfewe. Dla mnie jako kibica pewnej drużyny z League One to też fajna okazja do obejrzenia takiej drużyny. Spotkają się zatem drużyny z historią. Liczę na spokojną wygraną, bo ich piłkarze na pewno będą chcieli wykorzystać okazje do pokazania się. Syndrom Northampton mam nadzieje mamy daleko za sobą. Zagramy zapewne młodzieżą, także nie liczę na wykwintne danie. Raczej na przystawkę przed spotkaniem z Sunderlandem. I dodam od siebie, że mam nadzieje, iż rywale nie będą używać tych swoich mitycznych metod na zniechęcenie rywala jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
Komentarze (1)