Akinfenwa: Gerrard to wielki człowiek
Adebayo Akinfenwa przyznaje, że strzelenie bramki w rywalizacji z Liverpoolem to spełnienie jego marzeń. Przed meczem Akinfenwa podkreślił, że spotkanie Stevena Gerrarda oraz całej jedenastki gości na zawsze pozostanie w jego pamięci.
Napastnik Wimbledonu ostrzegł klubowych kolegów, by po końcowym gwizdku nie zbliżali się do kapitana The Reds, by to on mógł wymienić się z nim koszulkami. Zawodnicy zamienili się w tunelu prowadzącym do szatni.
Lider Liverpoolu wyprowadził swój zespół na prowadzenie, lecz wyrównał właśnie Akinfenwa. Jednak ostatnie słowo należało do Gerrarda, gdy pięknym strzałem z rzutu wolnego ustalił wynik spotkania na 2:1 dla gości.
– Nie mogę tego wyrazić słowami. To jak sen. Jestem kibicem Liverpoolu odkąd skończyłem 5 lat – mówił po spotkaniu Akinfenwa.
– Zobaczyć Gerrarda, Škrtela i resztę zawodników Liverpoolu to spełnienie marzeń, a strzelenie przeciwko nim bramki przekracza moje wszelkie oczekiwania.
– Oglądamy ich każde spotkanie. W ich zespole są zawodnicy, na których patrzymy z zachwytem, których podziwiamy. Każdy z nas chciałby uzyskać ich podpis na koszulce.
– Gdy mecz się rozpoczął, uznawałem ich za zwykłych graczy. Zmieniłem nastawienie z myślą wygrania spotkania, lecz gdy nie patrzę przez pryzmat bezpośredniego starcia, zawsze ich podziwiam. Są to ludzie, których oglądałem w telewizji, zawodnicy Premier League.
– Mieliśmy okazję poznać ich na żywo. Robiliśmy masę zdjęć, mnóstwo „selfie”. Nie będę kłamał, wszyscy jesteśmy zazdrośni, lecz za parę dni to się skończy i wrócimy do normalnego życia.
– Zrobiłem sobie selfie z Mariem Balotellim i Brendanem Rodgersem. Gerrarda jeszcze nie złapałem, lecz jeśli spróbuje się wymigać, będę musiał go do tego zmusić.
– Pomyślałem, że zostawił swoją meczową koszulkę w szatni, więc już chciałem go łapać, ale powiedział, że ma dla mnie przygotowaną inną.
– Każdy o tym wiedział. Powiedziałem wszystkim, by trzymali się od Gerro z daleka, bo jego koszulka jest moja, by mógł ją podpisać i uczynić mój dzień najwspanialszym.
Przy pierwszym golu dla The Reds, Gerrard wykazał się sprytem i dobrym ustawieniem w polu karnym. Javier Manquillo dośrodkował idealnie, a Anglik przyłożył tylko głowę i umieścił piłkę w siatce.
Po bramce, Liverpool wyglądał solidnie, lecz zespół Wimbledonu zaczynał straszyć Simona Mignoleta. Pokonał go uważany za najsilniejszego człowieka w futbolu, Akinfenwa, po zamieszaniu w polu karnym.
Wimbledon w drugiej połowie grał nawet lepiej niż w pierwszej, lecz to The Reds znaleźli sposób na wpakowanie piłki do siatki.
Obronę gospodarzy nękał bez przerwy Philippe Coutinho. W 62. minucie, z rzutu wolnego, w okienku bramki umieścił piłkę wspomniany Steven Gerrard, który jednak sam po meczu przyznał, że odczuli mocno trudy spotkania.
– Myślę, że w pierwszych 20 minutach okazaliśmy przyjezdnym za dużo respektu, robili z piłką co chcieli, grali piłką wedle uznania – kontynuował napastnik Wimbledonu.
– Po tym okresie w końcu się obudziliśmy. Doprowadziliśmy do wyrównania i wszystko stawało się coraz piękniejsze. Jednak, gdy ma się na boisku kogoś takiego jak Gerrarda, można spodziewać się, że sam pociągnie spotkanie, na przykład strzelając dwa gole.
– Jesteśmy rozczarowani, że nie utrzymaliśmy remisu. Mamy mieszane uczucia. Teraz chcemy tylko skoncentrować się na naszej ligowej rywalizacji.
– Dla mnie, to był dobry mecz. Rezultat nie jest satysfakcjonujący, lecz samo spotkanie było dobre. Zawsze trzeba dostrzegać pozytywy. Dla mnie pozytywnym jest fakt, że Liverpool nie miał z nami łatwego życia przez pełne 90 minut.
Komentarze (9)
Jak powiedział, że jego marzeniem jest strzelić nam bramke to już byłem pewny, że to zrobi.