Trzy kropki: Mecz z Aston Villą
Sobotnie zwycięstwo nad Villą pod wieloma względami było zaskakujące. Bramki Boriniego i Lamberta, gra na przedpolu Mignoleta, kolejne czyste konto defensywy the Reds… Zapraszamy na Trzy kropki, kolumnę omawiającą wszystkie te tematy.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Arvedui)
Spotkanie z początku było dość wyrównane, jednak o delikatnej przewadze LFC świadczyć mogła chociażby akcja zakończona bramką Moreno – Moreno znajdującego się na pozycji spalonej. Dopiero świetne podanie Hendersona połączone z dobrą reakcją Boriniego wyprowadziły the Reds na prowadzenie. Pozostałe do przerwy 20 minut należało już do przyjezdnych, którzy powinni byli „zakończyć” spotkanie po strzale Coutinho czy wymarzonej okazji „jeden na jeden” Sterlinga. Tak się jednak nie stało i druga połowa mogła powodować u kibiców gości nerwowe zagryzanie warg. Gracze Villi starali się wykorzystać największą słabość Liverpoolu czyli Zamieszanie Podbramkowe, jednak ani Baker ani Benteke – mimo niezłych sytuacji – nie byli w stanie skutecznie złożyć się do strzału. Ostatni kwadrans to piękny, choć wybroniony strzał Lucasa i ładna bramka Lamberta. Na plus można zaliczyć ukończenie zadania pn. „Czyste konto”, co wymagało jednak pewnych działań dywersyjnych ze strony gospodarzy.
– O Dniu Wychodzenia do Każdej Wrzutki… (Arvedui)
Mignolet spotkanie zaczął dość nerwowo, wykopując w aut potencjalne proste podanie. Później było już tylko lepiej, ba, zadziwiająco lepiej. Wszyscy wiemy, że Belg jest bardzo dobry w reakcjach na linii, jednak gra na przedpolu nie należy do jego specjalności. Tymczasem na Villa Park wychodził do każdej piłki zawieszonej na wysokości pola bramkowego: piąstkował, łapał – słowem, jak nie on. Co prawda nie ustrzegł się błędu, jednak wybronił kilka bardziej lub mniej groźnych strzałów i sprawiał wrażenie bardziej pewnego siebie. Okazuje się zatem, że Simon potrafi skutecznie wyjść do wrzutki, choć skutecznie skrywał ten sekret przez minione półtora roku. Wypada mieć nadzieję, że częściej będzie prezentował nam tę stronę swojej osobowości. Nie jest przecież tajemnicą, że każdy defensor woli mieć za sobą kogoś, kto skorzysta z przywileju używania rąk na wysokości blisko trzech metrów nad ziemią.
– O strzelających napastnikach (hic!)… (Kurdt)
Bramkowi heroiniści, w których sezon temu zamienił kibiców Liverpoolu duet Suárez i Sturridge nie mają ostatnio łatwego życia. Syndrom odstawienia słychać na cichym Anfield, widać na Twitterze, czuć na forum. A narkomani jak to narkomani: chcą więcej, przeżywają bardziej, zwłaszcza, gdy zabrakło działek na dzielni. Było to szczególnie mocno widać po bramce Lamberta, kiedy piłkarze i kibice połączyli się w szale uniesień na krawędzi trybun, choć była to tylko bramka na 0:2, w ligowym meczu z Aston Villą. Cieszyło również trafienie Boriniego, choć nie ma co ukrywać, że ani on, ani Anglik z dziewiątką na plecach nie pociągną Liverpoolu do sukcesów. Wciąż czekamy na powrót Sturridge’a, który będzie stanowił wartość dodaną do zespołu. Gdyby jednak przydarzyła się mu kolejna kontuzja… *dramatyczna selekcja scen z Trainspotting, najlepiej z podkładem z Requiem dla Snu, a co*.
– O czystym koncie mimo chwil czystego chaosu… (PiotrekS)
Trzecie z rzędu wyjazdowe czyste konto (po raz pierwszy od 2008 roku.). Siódme w całym sezonie. Tak, doczekaliśmy czasów, w których defensywa Rodgersa wygląda jak monolit. Z całą pewnością na taki stan rzeczy wpłynęła zmiana systemu. Drużyna w końcu uzyskała odpowiedni balans, czego nie można było powiedzieć o ekipie z poprzedniego sezonu. Mając trzech środkowych obrońców, dwóch wahadłowych oraz defensywnego pomocnika w osobie Lucasa, jesteśmy w stanie radzić sobie z bezpośrednią grą rywali, którzy zmuszeni są atakować skrzydłami i posyłać dośrodkowania w nasze pole karne. Cieszy również poprawa postawy Mignoleta, który w końcu decyduje się przy wrzutkach wychodzić wyżej niż na trzeci metr. Co prawda raz zaliczył tzw. „pusty przelot”, naszym obrońcom także w dwóch sytuacjach odcięło na chwilę mózg, jednakże nie wymagajmy perfekcji od defensywy, która jeszcze miesiąc temu była pośmiewiskiem całej Anglii. Tym bardziej, że w obecnej formie jest jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą w całej Premier League.
– O ściągniętym z wypożyczenia Ibie… (PiotrekS)
Kolejny talent z naszej akademii, który zbierał świetne noty na wypożyczeniu w Derby. To, że chłopak ma przed sobą przyszłość, nie ulega dyskusji. Jednak kibice Liverpoolu słusznie mogą mieć wątpliwości, czy skrócenie wypożyczenia to aby na pewno dobry ruch Rodgersa? Czy nie lepiej by było zostawić Jordona do końca sezonu u Steve’a McClarena, który gwarantowałby młodemu regularną grę w pierwszym składzie? Cóż, ilu ludzi tyle opinii. Osobiście jestem (a raczej byłem) za opcją zatrzymania Ibe do końca sezonu w ekipie „Baranów”. Jednak mogę zrozumieć, dlaczego Brendan zdecydował się już teraz ściągnąć go do swojej drużyny. Jordon to najlepszy drybler obecnej kampanii Championship. Co ciekawe, średnia ilość dryblingów LFC z tego sezonu spadła do 10,8, w porównaniu z 12,4 z sezonu poprzedniego. Można więc zakładać,że Rodgers będzie chciał wykorzystać tę umiejętność, kiedy potrzeba będzie indywidualnych akcji pod polem karnym rywala. Nie zapominajmy też, że przed Liverpoolem wiele meczów w pucharach, tak więc Ibe z pewnością dostanie swoje szanse na udowodnienie niemałych umiejętności. We wczorajszym meczu zastąpił na ostatnie minuty Sterlinga, grając tuż za plecami Lamberta i nie przeszkodziło mu to wykreować jedną okazję strzelecką, oraz zaliczyć jeden drybling w polu karnym AV. Rodgers znany jest ze swojego „pielęgnowania” młodych talentów, więc nie sądzę,żeby ściągał z powrotem Jordona, gdyby nie miał wobec niego planów jeszcze na ten sezon. Zresztą podobna sprawa dotyczy Origiego…
– O półfinale z Chelsea… (Kurdt)
Wiadomo, że nie będzie łatwo. Spojrzenie śmierci Sounessa, przepraszające wbicie wzroku w ziemię Redknappa, wszystko na nic, jeżeli Liverpool… wygra. I choć okoliczności zdają się być przeciwko The Reds - forma obu zespołów, klasa przeciwnika, pucharowe doświadczenie obu menedżerów, niepewny występ Sturridge’a – to w pucharach, tradycyjnie, wszystko się może zdarzyć. W żadnej konfrontacji Rodgersa z Mourinho ten drugi nie osiągnął miażdżącej przewagi, Liverpool przegrywał przez błędy indywidualne (w tym ten najsłynniejszy, z maja ubiegłego roku) i brak odrobiny boiskowego cwaniactwa, a nie przez klasę i jakość The Blues. Dlatego we wtorek najważniejsze będzie skupienie - na każdym odbiorze piłki, na każdym podaniu, na każdym rozsądnie popełnionym faulu. Jeżeli piłkarze The Reds ustrzegą się klopsów oraz będą potrafili wykorzystać dwie – trzy okazje, które stworzą w tym meczu, to na rewanż będzie można pojechać z podniesionym czołem.
Komentarze (3)