Trzy kropki: Mecz z Chelsea
Mecz w południowo-zachodnim Londynie – niestety – zakończył się zgodnie z przewidywaniami, a więc zwycięstwem gospodarzy mimo ambitnej postawy gości. Czy eliminacja z krajowego pucharu może nieść jakieś pozytywy? Dziś odpowiadają Jetzu, a także debiutanci: Damian i TheKopite.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Damian)
Mecz na Stamford Bridge miał niezwykły przebieg. Drużyny wymieniały cios za ciosem, prezentując szybką grę i agresywne nastawienie. Nie obyło się bez kontrowersji. Młody arbiter Michael Oliver nie zauważył dwóch sytuacji, w których Diego Costa umyślnie stanął na nodze piłkarza the Reds. Z drugiej jednak strony nie podyktował rzutu karnego dla Chelsea. To zdumiewające, że nie wyciągnął ani razu czerwonej kartki. Zasługiwał na nią nie tylko Costa, ale prawdopodobnie też Lucas. Należy podkreślić dobrą postawę obu bramkarzy, choć organizacja w obronie Liverpoolu zawiodła, gdy Glen Johnson i Mario Balotelli nie upilnowali Branislava Ivanovicia. Wynik meczu wyraźnie unaocznia jeden z głównych problemów the Reds – Liverpool przegrał, ponieważ nie potrafił zdobyć bramki. Pozostaje mieć nadzieję, że powracający po kontuzji Daniel Sturridge wniesie trochę zimnej krwi i skuteczności pod bramką rywala.
– O tym, że niekiedy trzeba strzelić bramkę… (Jetzu)
Ogólne odczucia z dwumeczu przeciwko Chelsea są raczej pozytywne. Graliśmy jak równy z równym przeciwko prawdopodobnie najmocniejszej ekipie w Anglii, dwumecz pozostawia nas jednak z wieloma pytaniami z typu „co by było gdyby…”. Najważniejsze rzecz jasna nasuwa się samo – co by było, gdybyśmy strzelili więcej goli? Podczas 210 minut tego dwumeczu, oddaliśmy na bramkę Thibauta Courtois aż 35 strzałów, 11 z nich leciało w światło bramki – w siatce znalazł się tylko jeden. Skuteczność naprawdę imponująca. Skuteczność ta jest mottem przewodnim tego sezonu w wykonaniu Liverpoolu. Bez Daniela Sturridge’a nie potrafimy zdobywać bramek, a nikt przecież nie może być w 100% pewien, że z powracającym po półrocznej przerwie napastnikiem zaczniemy. Brawa dla Rodgersa za znalezienie ustawienia, w którym nasza gra wygląda naprawdę fajnie. Brawa za poprawienie sytuacji w defensywie. Za to, co się dzieje z przodu nasz menedżer zasługuje jednak tylko na krytykę. Do Londynu jechaliśmy świadomi tego, że jeśli chcemy awansować do finału, to Courtois musi piłkę z siatki przynajmniej raz wyciągnąć; nie udało się, a niekiedy trzeba jednak zdobyć bramkę…
– O natchnionym Mignolecie… (TheKopite)
Od kilku miesięcy skazywałem naszego bramkarza na porażkę, spisywał się coraz gorzej, był dla mnie jedynie dobrym rezerwowym. Na szczęście kilka meczów spędzonych poza boiskiem pomogło mu, przynajmniej częściowo, powrócić do swojej dobrej formy. Wczorajszy występ belgijskiego bramkarza z pewnością był jednym z lepszych w jego wykonaniu w koszulce z liverbirdem na piersi. Przez cały mecz był pewnym elementem układanki Rodgersa, ratując niejednokrotnie drużynę przed utratą gola. Mimo nienajlepszej dyspozycji naszych obrońców, Simon Mignolet popisywał się klasowymi interwencjami, które uchroniły Liverpool przed przegraną znacznie większą różnicą bramek. Uważam, że przy dośrodkowaniu z rzutu wolnego, po którym Branislav Ivanović zdobył zwycięskiego gola, Belg mógł zachować się nieco lepiej, jednak niewątpliwie bardziej należy winić piłkarzy odpowiedzialnych za krycie przy stałych fragmentach gry. Bramkarz the Reds był jednym z najlepszych zawodników na boisku, a biorąc pod uwagę tylko podopiecznych Brendana Rodgersa, zasłużył na miano zawodnika meczu. Jeżeli forma Simona Mignoleta utrzyma tendencję zwyżkową, możemy z nadzieją patrzeć na jego przyszłość na Anfield.
– O kilku „drobnych” incydentach z Costa w roli głównej… (TheKopite)
Brazyliczyk z hiszpańskim paszportem w charakterystyczny dla siebie sposób atakował piłkarzy Liverpoolu. Najpierw Emre Can, a później Martin Škrtel odczuli korki Diego Costy na swoich kostkach. To bardzo nieodpowiedzialne i mało profesjonalne posunięcia piłkarza stołecznej Chelsea. Obydwa przewinienia zdecydowanie kwalifikowały się na kartki, w konsekwencji czego José Mourinho musiałby zmienić ustawienie swojego zespołu, mając do dyspozycji 10 zawodników. Warto przypomnieć również o sytuacji Hiszpana ze Stevenem Gerrardem, kiedy to kapitan Liverpoolu chciał zastawić piłkę, a Costa w bardzo dziwny sposób doskoczył do niego i obaj runęli na ziemię, ale Anglik nie pozostał dłużny napastnikowi Chelsea i rozpętała się mała sprzeczka, po której obaj zostali ukarani żółtą kartką. Zachowanie Costy kolejny raz było niedopuszczalne, nadeszła pora na ukaranie piłkarza. Mam nadzieję, że FA nie przymknie znów oka na głupie występki zawodnika the Blues. Tego typu faule mogą skończyć się kontuzjami, na szczęście Niemiec i Słowak to twardzi piłkarze i tak łatwo nie da się ich odesłać przed końcem meczu do szatni.
– O zaginionym Sterlingu… (Damian)
Paul Scholes na łamach Irish Independent niedawno pochwalił Sterlinga za technikę i szybkość, ale jednocześnie stwierdził, że nie potrafi dobrze uderzyć na bramkę przeciwnika. Owszem, 20-latek posiada dobre przyjęcie, ale jego strzały zbyt często nie są w stanie zagrozić bramkarzowi, kontynuował Scholes. Wieloletni zawodnik Manchesteru United ma rację. Z drugiej jednak strony Sterling gra na pozycji, do której nie jest przystosowany. Są sytuacje, w których zamiast podać, wybiera strzał i na odwrót. W meczu z Chelsea Sterling czasami zbyt długo przetrzymywał piłkę. Jednakże bardziej można się przyczepić do Philippe Coutinho, który w tym sezonie zdobył tylko dwa gole. Biorąc pod uwagę rolę, którą odgrywa w drużynie Brendana Rodgersa, a także jego talent, skuteczność Brazylijczyka to pierwszy element do poprawy, podobnie zresztą jak u Sterlinga.
– O wizycie Andy’ego Carrolla na L4… (Jetzu)
Na Anfield powracają nasi ulubieńcy. Niedoszłe gwiazdy za rządów Kenny’ego Dalglisha w postaci Andy’ego Carrolla i Stewarta Downinga. Trzeba jednak przyznać, że chłopaki radzą sobie pod wodzą Sama Allardyce’a dużo lepiej niż w Liverpoolu. Z Downinga wyrósł chwalony przez ekspertów ofensywny pomocnik, a Carroll po powrocie po kontuzji z każdym meczem nabiera wiatru w żagle i staje się coraz to ważniejszym elementem drużyny Młotów. Podopieczni Wielkiego Sama do meczu przystąpią, zajmując 6. miejsce w tabeli, mając za sobą solidny tydzień spędzony na przygotowaniach do tego spotkania. The Reds tego luksusu nie mieli, półfinałowe spotkanie pucharu ligi przeciwko Chelsea wycisnęło siódme poty ze wszystkich zawodników Liverpoolu, tak więc można się spodziewać kilku zmian personalnych w wyjściowej jedenastce. Nie wydaje mi się bowiem, aby dobrym pomysłem było wystawianie w pierwszym składzie Stevena Gerrarda kilka dni po tym, jak rozegrał 120 minut w morderczym tempie. Wzrok kibiców Liverpoolu jest jednak zwrócony na innego zawodnika. Wszyscy liczą, że to w tym meczu do gry powróci Daniel Sturridge, a wraz z nim powrócą na Anfield bramki. Brendan Rodgers zapowiadał, że Anglik zagra jeszcze w styczniu, a mecz z West Hamem to ostatnia okazja…
Komentarze (5)
Co do meczu z WHU to jeśli nie będzie mógł zagrać, to musi go zastąpić Dejan. Oglądanie jak kryje Carrola Johnson mogło skończyć się fatalnie.Ustawienie takie same a jedyna zmiana w składzie jaka pewnie będzie to zmiana Gerrarda na Lallane, Stu niech wejdzie z ławki. Cholernie ciężki mecz nas czeka mając na względzie 120 minut w nogach piłkarzy Rodgersa. Walka w środku pola będzie kluczowa, ale jestem spokojny o to, widząc forme Lucasa i Hendersona, że dadzą rade zdominować Songa i spółke. Tylko wykorzystajmy okazje a będą 3 punkty !