Rodgers: Mogłem stracić posadę
Brendan Rodgers powiedział, że prawdopodobnie straciłby posadę menadżera Liverpoolu, gdyby nie „radykalne zmiany”, które odmieniły losy the Reds w trwającym sezonie Premier League, donosi Andy Hunter w środowym wydaniu The Guardian.
Przed środową wizytą Burnley na Anfield widoczny jest wielki postęp, jaki od grudnia notuje drużyna Liverpoolu. Ewentualna wygrana zapewniłaby gospodarzom 29 punktów w Premier League na 33 możliwe do zdobycia w przeciągu ostatnich tygodni.
W czołowych pięciu europejskich ligach tylko Wolfsburg w Bundeslidze może pochwalić się lepszym bilansem od the Reds w 2015 roku.
Liverpool staje przed perspektywą walki o drugą z rzędu kwalifikację do Champions League. Jakże wiele zmieniło się w klubie od bolesnej porażki z Crystal Palace 23 listopada. Po tym meczu the Reds zajmowali 12. pozycję w tabeli z dorobkiem zaledwie 14 oczek.
Rodgers przyznał, że jak każdy menedżer obawiał się wówczas o swoją przyszłość, nim opracował strategię, która pomogła wskrzesić na dobre the Reds i grę zespołu.
– Po meczu z Crystal Palace czułem, że nie ma znaczenia, jak wielkie masz wsparcie ze strony swoich piłkarzy. To nie mogło się dłużej ciągnąć – powiedział Rodgers. – Z całą pewnością nie mogłem się poddać, by to się skończyłoby się dla mnie trenerską śmiercią. Zawsze będę walczył o swój żywot. Kocham to miejsce i chcę tu odnosić wielkie sukcesy.
– Rozumiałem sytuację i swoje położenie. Moje doświadczenie z pracy w Reading wiele mi podpowiedziało, chodziło o konkretny moment, kiedy zostałem zwolniony. Dołączyłem do zespołu z pełnym wsparciem dyrektora wykonawczego, który był dla mnie ostoją. Miałem trzyletni kontrakt, chciano mnie w klubie, gdyż miałem konkretny projekt i plan swego działania. Chłopcy rozegrali pod moją wodzą 20 spotkań. W tym wszystkim zabawne jest to, że akurat zaczęliśmy grać lepiej, przyszły wyniki, lecz władze Reading straciły cierpliwość.
– Z tamtej sytuacji wyciągnąłem lekcję, iż nie ma znaczenia, czy masz poparcie wśród zarządu, dyrektorów wykonawczych, kierownictwa klubu, bądź zawodników. Twoim zadaniem jest uzyskiwanie odpowiednich wyników i zwyciężanie.
– Musiałem podjąć odpowiednie decyzje, które pozwoliłyby drużynie wyjść z kryzysu. Dokonaliśmy pewnej transformacji zespołu, rozmawialiśmy o systemie gry wyzwalającemu więcej możliwości z poszczególnych piłkarzy. Powinienem był to zrobić dużo wcześniej!
Fenway Sports Group zachowało spokój i wiarę w menedżera Liverpoolu mimo wielu czarnych chmur nad głową Brendana Rodgersa, które kumulowały się w okresie porażki z Crystal Palace i odpadnięcia z Ligi Mistrzów po remisie z FC Basel na Anfield.
Boss the Reds opisał ten czas jako „największe wyzwanie w swojej trenerskiej karierze”, wobec pracy w wielkim klubie i sporej presji towarzyszącej temu zadaniu.
– Zespół nie miał wtedy pewnej tożsamości i każdy mógł to łatwo dostrzec. Nie stanowiliśmy zespołu, budowanego w ciągu ostatnich lat. To nie chciało zaskoczyć, co mogło szybko obrócić się przeciwko mnie.
– Wiedziałem, że muszę dokonać radykalnych zmian, by wszystko nabrało ponownie odpowiednich kształtów, a wspólna praca zaczęła znów przynosić wymierne efekty.
Boss po raz pierwszy zademonstrował Anglii nowe ustawienie 3-4-2-1 swojego zespołu w szóstym meczu po porażce z Crystal Palace. Działo się to na Old Trafford, przy okazji przegranej 0:3 z Manchesterem United. Porażka była bolesna, lecz było widać wówczas przesłanki znacznej poprawy w grze Liverpoolu i kreowaniu sobie sytuacji pod bramką rywali.
Był to ostatni przegrany mecz w Premier League the Reds od momentu zmiany systemu gry Liverpoolu.
– Wiedziałem, że powinienem coś zrobić wcześniej, niż to zrobiłem – przyznaje.
– Zastosowaliśmy ten system podczas spotkania z Newcastle, jednak nie przyniosło to pożądanych efektów, gdyż pewni piłkarze nie byli wtedy w stanie zagrać. Ze Srokami Raheem Sterling wystąpił jako jeden ze skrzydłowych. Cóż więc wyniosłem z tej gry oprócz porażki? Nauczyłem się tego, że nie będzie on w stanie zagrać na skrzydle w taki sposób, jakiego potrzebowałem, ponieważ nie jest wystarczająco zaangażowany w grę.
– Przyglądałem się temu, następnie, wykorzystałem to w meczach pucharowych i wiedziałem co chcę osiągnąć. Niestety po starciu z Newcastle mieliśmy spotkanie z Realem Madryt i nie chciałem wdrażać systemu, który wymagał większego dopracowania.
– Musiałem zaczekać z pewnymi pomysłami i właściwym momentem zmian był mecz z Manchesterem. Byłem przekonany, że wówczas miałem odpowiednich piłkarzy do wykonania zadania.
Steven Gerrard wrócił do pełnego treningu w Melwood, lecz mało prawdopodobny wydaje się występ kapitana the Reds w konfrontacji z Burnley.
Komentarze (10)
Jakby nic nie zrobił to już by go tu nie było.