Moreno: „Wytańczyć" drogę do finału
Alberto Moreno wyznał, że pragnie zapisać się złotymi zgłoskami w historii Liverpoolu i zająć miejsce u boku największych legend the Reds. Dzisiaj w meczu z Blackburn Rovers nadarzy się szansa na kolejny udany występ i ugruntowanie drogi prowadzącej do finału Pucharu Anglii.
Poniższe zdjęcie stało się swego rodzaju symbolem odrodzenia Liverpoolu w 2015 roku. Po strzeleniu wyrównującej bramki w meczu piątej rundy Pucharu Anglii przeciwko Crystal Palace, uradowany Daniel Sturridge podbiegł do linii bocznej, by świętować trafienie. Dołączył do niego jeden z kolegów z zespołu, a nagranie i zdjęcia szybko zyskały dużą popularność.
– Wpadliśmy na ten pomysł na treningu. Ćwiczyliśmy za każdym razem, gdy Danielowi udało się strzelić bramkę – wyznał Moreno. – Ale robimy to wyłącznie wtedy, kiedy on zdobędzie gola, nie ja.
– Dołączyłem do niego podczas meczu z Crystal Palace i najwyraźniej ludziom przypadło to do gustu. Mam jednak nadzieję, że lubią mnie nie tylko za sam taniec. O wiele bardziej wolałbym, żeby cenili mnie za to, jak gram.
O to jednak Moreno może być spokojny. Z ośmiu piłkarzy, jacy wzmocnili klub przed obecnym sezonem, to właśnie Hiszpan potrafił utrzymać występy na wysokim poziomie.
Jego wizytówką stało się przepiękne trafienie w sierpniowym meczu z Tottenhamem. Za takie właśnie występy kibice podczas ostatniego spotkania z Burnley nagrodzili schodzącego z boiska Moreno gromkimi oklaskami.
– To szalenie miłe uczucie, gdy opuszczając murawę otrzymujesz owację od kibiców. To pokazuje, że dobrze wykonuję swoją pracę. Fani widzą, że mocno się przykładam. Dobrze się czuję, słysząc, że kibice stoją za nami murem w każdym momencie meczu.
Obecnie w Liverpoolu panują dobre nastroje. Zgoła odmienne od tych, jakie towarzyszyły drużynie na początku rozgrywek. Większość nowych zawodników rozczarowywała, a the Reds nie mogli się odnaleźć bez Luisa Suáreza i kontuzjowanego Daniela Sturridge'a. W takich warunkach o zwycięstwa było bardzo ciężko.
Wkrótce jednak dokonano zmiany formacji na 3-4-2-1, której to Moreno stał się integralną częścią. Hiszpan ze zwykłego bocznego obrońcy przemienił się w cofniętego skrzydłowego. Dzięki nowej roli może wykorzystywać swoje naturalne predyspozycje do gry w ofensywie.
– Trzeba powiedzieć to otwarcie – na starcie sezonu nie grzeszyliśmy regularnością, graliśmy w kratkę i zapewne kilka razy zdarzyło nam się stracić punkty tam, gdzie nie powinno się to nigdy zdarzyć.
– Zawsze staramy się narzucać wysokie tempo. Teraz jednak menedżerowi bardzo zależy, abyśmy grali z taką intensywnością, z jaką tylko potrafimy. Nowy system gry bardzo nam w tym pomaga.
– Do ataku może dołączyć bardzo wielu zawodników, ale jednocześnie czujemy spokój wiedząc, że za nami jest trzech środkowych obrońców i dwóch głębiej grających pomocników, którzy nas zabezpieczają.
– W razie czego można zawołać do pomocy cofniętych skrzydłowych. Możemy zarówno wrócić do obrony, jak i wspomóc atakujących.
Możliwość dołączenia do Liverpoolu była dla Moreno propozycją nie do odrzucenia, jednak mimo wszystko po ostatnim meczu w barwach Sevilli - finale Superpucharu Europy przeciwko Realowi Madryt - Hiszpan nie potrafił powstrzymać łez.
– Dlaczego tu przyszedłem? Bo to Liverpool. Historyczny klub. Nigdy nie zmieniłbym tej decyzji.
– Jeśli chodzi o Sevillę... Byłem w tym klubie od dziecka. I chociaż nad przejściem do Liverpoolu nie zastanawiałem się ani chwili, wciąż rozmyślam o tym, co przydarzyło mi się w karierze.
– Właśnie w takich momentach, gdy wracają wspomnienia, zdarza się uronić kilka łez. Opuszczenie miasta, które znasz, a także swoich przyjaciół i rodziny, jest bardzo trudne. Jednakże kiedy tylko pojawił się temat Liverpoolu, nie zastanawiałem się nawet przez moment.
– Tu mi zaufano, od samego początku pozwalając mi na regularne występy w pierwszej jedenastce. Mam nadzieję, że dzięki swoim dokonaniom zapiszę się w historii Liverpoolu i zajmę miejsce u boku wszystkich tych wielkich piłkarzy, którzy tu niegdyś grali.
Dzisiejszego popołudnia liverpoolczyków czeka ćwierćfinałowe starcie w Pucharze Anglii przeciwko Blackburn Rovers. Przypadki Chelsea i Manchesteru City powinny być dla the Reds przestrogą, że nie powinni w żadnym wypadku pozwolić sobie na zlekceważenie rywala.
– Po przybyciu do Anglii byłem bardzo zaskoczony, że tak często padają tu niespodziewane rezultaty. My do każdego przeciwnika podchodzimy z identycznym nastawieniem - bez znaczenia, czy gramy z klubem z Premier League, trzeciej ligi, albo i piątej.
– Będziemy w pełni skoncentrowani na spotkaniu. W niedzielę nie będzie inaczej i podejdziemy do meczu w pełni gotowi. Tutaj każdy zespół jest groźny, ale właśnie dzięki temu Premier League jest najlepsza na świecie.
Podczas udzielania wywiadu rzucił mi się w oko nowy tatuaż, jaki pojawił się na palcach Hiszpana.
– Przedstawia imię mojego starszego brata, Diego. To nowe dzieło. Mam tatuaże na wysokości ramion, ale póki co zostawiam to miejsce w spokoju. Mam też jeden na klatce piersiowej.
– Diego jest starszy o dwa lata, jednak mimo różnicy wieku dorastaliśmy razem. Wszyscy jego koledzy byli moimi kolegami, trzymaliśmy się razem w szkole i po lekcjach. Zawsze grałem w piłkę z chłopakami w jego wieku.
Czy Diego jest jednak lepszym tancerzem? – Nie! – stanowczo zaprzeczył Alberto.
Dzisiaj będzie miał kolejną szansę, by to udowodnić.
Ian Doyle
Komentarze (5)