Aldo: Dodatkowy bodziec na MU
W swojej najnowszej kolumnie John Aldridge podkreśla, że spotkanie z Manchesterem United ma podwójne znaczenie – szansę na awans do pierwszej czwórki.
Nadchodzący mecz z Manchesterem będzie jednym z najważniejszych na przestrzeni ostatnich lat. Dwa największe kluby w Anglii stoczą batalię w walce o awans do Ligi Mistrzów. Obie drużyny desperacko pragną zagrać w przyszłym roku w tych rozgrywkach. Prawda jest taka, że kluby biorące udział w Lidze Mistrzów przyciągają najlepszych zawodników. Manchester United w tym roku nie grał w Europie, ale posiadają mnóstwo gotówki do wydania.
Stanowi to kolejny powód, żeby zatrzymać naszych rywali i wyrwać im miejsce w tabeli. To nie jest klub piłkarski, lecz firma, w której liczą się tylko pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Nagły wzrost pozycji Chelsea i Manchesteru City jeszcze bardziej utrudnił walkę o pierwszą czwórkę.
Najśmieszniejsze jest to, że podczas ostatniej potyczki w grudniu zakończonej 3:0 dla United, graliśmy lepiej i gdyby David De Gea grał u nas, trzy punkty byłyby na naszym koncie.
Rozegrał wtedy świetne zawody. W moich oczach jest Piłkarzem Roku, zapewnił im około 15 punktów. Paradoksalnie daje to naszym chłopcom zastrzyk pewności siebie, ponieważ wiedzą, że zasługiwali na kilka bramek. W zeszłym sezonie wygraliśmy 3:0, a w tym przegraliśmy w takim samym stosunku bramek, prezentując jednocześnie lepszy futbol. Nasi piłkarze na pewno pamiętają i czują, że zasługiwali na więcej.
Jako piłkarz uwielbiałem brać rewanż na swoim stadionie. Używałem przykrych wspomnień dotyczących porażki jako dodatkowy bodziec do motywacji. Uważam, że niedzielny pojedynek będzie wyrównany. Nie padnie wiele goli. Obie ekipy grają nieźle w obronie i z pewnością nikt nie będzie chciał popełnić głupich błędów. Brendan Rodgers powinien nakierować swoich zawodników tylko i wyłącznie na kolejny mecz, ale trzeba przyznać, że zniżka formy Manchesteru City daje nam możliwość rozpoczęcia pościgu i walki o drugą lokatę.
Chelsea również zgubiła tempo, ale wypracowali sobie zbyt dużą przewagę.
Steven Gerrard przejął kontrolę w meczu ze Swansea
Dobra gra w obronie i świetne parady bramkarza uratowały wynik w ostatniej kolejce. Jednak w pierwszej połowie widzieliśmy prawdopodobnie najgorszy Liverpool od dłuższego czasu. Druga połowa nie była świetna, ale zagraliśmy trochę lepiej i zdobyliśmy gola.
Trzeba oddać Gerrardowi, że wszedł z ławki rezerwowych i przejął kontrolę nad biegiem wydarzeń. Przytrzymywał piłkę, dostrzegał okazję do podania i nie zaliczał strat. Jednym z większych problemów, które były widoczne w pierwszej połowie jest to, że gdy Coutinho nie gra dobrze to cała gra w ofensywie się nie klei. W pierwszej połowie był poza piłka, więc ataki wyglądały mizernie.
Każda bramka ma znaczenie
Gdy zdobyliśmy bramkę ze Swansea, od razu starałem się wyobrazić jak kibice Manchesteru United zwykle reagowali na takie szczęśliwe gole. Tym razem to nam udało się wygrać po takim trafieniu. Szkoda, że nie wpadła po odbiciu się od pleców, byłoby jeszcze lepiej.
Trzeba pochwalić Jordana Hendersona za start do piłki. Do odważnych świat należy, nigdy nie wiadomo co może się przydarzyć. Wyrównanie rekordu klubu z 1971/72 czystych kont na wyjazdach to świetne osiągnięcie. Wyrwanie trzech punktów po zaciętych meczach 1:0 cieszy piłkarzy jak i menedżerów.
Simon Mignolet ustabilizował formę
Od dłuższego czasu Simon gra wyśmienicie. Zawsze wierzyłem w jego umiejętności. Od czasów Raya Clemence’a nikt nie wyciągał strzałów tak jak Mignolet. Należy pochwalić Belga, że poprawił inne atrybuty bramkarskiego rzemiosła jak wychodzenie do długich piłek, piąstkowanie czy łapanie piłki w gąszczu zawodników. Jego gra nogami i ogólne występy zdecydowanie się poprawiły, ale widać jeszcze miejsce na rozwój. Od Gwiazdki gra najrówniej ze wszystkich naszych piłkarzy.
Nigdy się nie dowiemy, jak długo byłby poza składem, gdyby nie kontuzja Brada Jonesa. Simon miał ogromne szczęście. Jedne drzwi się zamykają, ale inne stają otworem.
Daniel musi dalej ciężko pracować
Obecnie Daniel Sturridge nie przypomina samego siebie. Potrzebuje bramek i szkoda, że w meczu ze Swansea został zatrzymany przez słupek. Jedyne co można mu powiedzieć to nie przestawaj pracować i nie trać wiary we własne umiejętności.
Po prostu uderzaj z całej siły lewą nogą. Z odpowiednim impetem, żaden bramkarz nie obroni takiego uderzenia. Z punktu widzenia klubu, nigdy nie mogli na mnie narzekać. Nie zdarzało się często bym pudłował. Jednak dla reprezentacji Irlandii przeżywałem koszmary.
Jedyne co możesz zrobić to harować jak wół, pilnować linii i być wrzodem dla obrońców. Spróbuj ich wymanewrować. Jak nie uda ci się trafić nie zaprzątaj sobie tym myśli.
Gdy w końcu trafisz, worek sam się rozwiąże.
John Aldridge
Komentarze (1)