SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1363

Can: Niczego nie żałuję


Emre Can udzielił wyczerpującego wywiadu, w którym poruszył najważniejsze kwestie dotyczące swojej dotychczasowej kariery. Niemiec wyjawił między innymi motywy, dla których zdecydował się wybrać słynny numer „23”, a także dlaczego sądzi, że w Bayernie mogą pewnego dnia pożałować jego odejścia.

21-letni Niemiec przezwyciężył początkowe trudności, jakie napotkał w Liverpoolu i stał się jednym z ulubieńców kibiców. Od grudniowego meczu z Burnley rozegrał od pierwszej minuty wszystkie 20 kolejnych spotkań.

Po transferze z Bayeru Leverkusen Can nie miał gwarancji, że odniesie taki sukces. Nie pozostawiało jednak wątpliwości, że młody zawodnik będzie bronił swojej decyzji i uważał się za godnego noszenia koszulki z numerem, z którym wcześniej biegali Jamie Carragher i Robbie Fowler.

– Oczywiście, jestem świadom znaczenia numeru „23” w historii Liverpoolu – wyznał Can. – Dla mnie jest to wielki honor nosić numer, który po zakończeniu kariery odstąpił Carragher, ale jednocześnie nie czuję żadnej dodatkowej presji.

– W końcu każdy piłkarz musi wybrać sobie jakiś numer. Nie sprawiłoby mi różnicy, czy mam nosić „23”, czy „99”. Zawsze wychodzę na boisko, by po prostu dać z siebie wszystko dla drużyny.

– Chciałem jednak ten numer i bardzo nalegałem, by mi go przydzielono. Wiedziałem bowiem, jak duże ma on znaczenie.

„Rolls Royce? Komplementy cieszą, ale nadal muszę nad sobą pracować”

Can przybywał do Liverpoolu jako środkowy pomocnik, jednak to na pozycji grającego bliżej prawej strony środkowego obrońcy zaczął naprawdę błyszczeć i zapewne właśnie w tej roli ujrzymy go w jutrzejszym hitowym starciu z Manchesterem United.

Jako obrońca często włącza się do ataków, lub, jak to określił Brendan Rodgers, „przełamuje linię". Niemiec zbiera od swojego menedżera dużo pochlebnych opinii. Po lutowych, 224. derbach Merseyside, Rodgers powiedział o nim: „Ma 21 lat, a jest jak Rolls Royce. Znakomicie wywiązywał się z obowiązków w defensywie i doskonale panował nad piłką”.

Miesiąc później przekonywał: „Za kilka lat będzie mógł grać w każdym klubie świata – tak wysoko go cenię”.

Can oczywiście zdaje sobie sprawę z komplementów, jakie prawi mu menedżer, jednak wie, że jeśli słowa Rodgersa mają się kiedyś ziścić, musi bardzo ciężko trenować.

– Obecnie czuję się świetnie. Menedżer mnie wspiera i wydaje mi się, że wykonuję dobrą robotę. I z tego też powodu regularnie gram.

– Jestem dumny, że taki menedżer jak Brendan Rodgers wypowiedział się w ten sposób na mój temat. Wiem jednak, że przede mną dużo pracy. Jeśli chcę się kiedykolwiek dostać na szczyt, muszę przez cały czas grać na sto procent i sumiennie pracować każdego dnia.

– Rolls Royce? Wiem, o co mu chodziło, ale w Niemczech raczej nie użylibyśmy takiego porównania, nigdy o nim wcześniej nie słyszałem. Oczywiście Rolls Royce to duże, luksusowe auto, zatem kojarzy mi się pozytywnie.

„Ciągnie mnie do ofensywy”

Obecna pozycja Cana w Liverpoolu diametralnie różni się od tej, jaką zajmował na początku kariery na Anfield. Wówczas istniała obawa, że będzie jednym z nowych nabytków, które nie spełnią oczekiwań.

W debiucie przeciwko Preston North End zagrał zaledwie przez 20 minut, a na dodatek w meczu reprezentacji Niemiec do lat 21. doznał kontuzji kolana. Po raz pierwszy w wyjściowym składzie wystąpił dopiero w październikowym spotkaniu z QPR.

Po tym, jak na początku listopada strzelił bramkę Chelsea pojawiła się nadzieja na wywalczenie miejsca w drużynie, jednak następne 10 spotkań rozpoczynał na ławce. Zmiana nadeszła dopiero w meczu z Burnley, kiedy to zastąpił Kolo Touré na pozycji obrońcy. Był to iście przełomowy moment.

– Nie miałem problemu z pozycją obrońcy. Najważniejsze było dla mnie, bym grał, więc cieszę się, że udało mi się przebić do składu. Jednak moim długoterminowym planem jest gra w pomocy.

– Bez względu na pozycję, ciągnie mnie do ofensywy. Występując u boku dwóch innych obrońców nie mam za sobą nikogo innego. Jeśli dostrzegam wolną przestrzeń, staram się tam pobiec.

– Na początku rozgrywek miałem problemy z kontuzjami. W końcu nadszedł mecz z Chelsea, ale niestey potem do grudniowego meczu z Burnley byłem poza składem.

– Nie jęczałem jednak z niezadowolenia, tylko zachowałem spokój i ciężko nad sobą pracowałem. Bardzo się ucieszyłem, że dzięki meczowi z Burnley udało mi się wywalczyć miejsce w składzie.

Ostatni mecz z United Niemiec spędził na ławce rezerwowych, jednak jako zawodnik Bayeru miał okazję już dwukrotnie zmierzyć się z Czerwonymi Diabłami. Tych starć nie będzie raczej miło wspominał – w Manchesterze gospodarze wygrali 4:2, a następnie w Leverkusen zanotowali swoją najwyższą wyjazdową wygraną w Lidze Mistrzów (5:0).

Can nie wiedział wówczas, że był bacznie obserwowany przez menedżera United, Davida Moyesa, ale wie, co zapewne sobie o nim pomyślał. Jak sam przyznaje: – Zagrałem wtedy tragicznie.

Następca Moyesa, Louis Van Gaal, jest osobą, którą Can bardzo wysoko ceni. Niemiec był w młodzieżowej drużynie Bayernu, gdy Van Gaal trenował pierwszy zespół, jednak mimo tego nigdy nie doszło pomiędzy nimi do współpracy.

– Louis Van Gaal w każdym klubie wykonuje dobrą pracę. Mecz z United będzie bardzo wymagający, to niejako lokalne derby. Chcę jednak zachować trzy punkty na Anfield. Pragnę tego zwycięstwa.

Zdaniem Cana starcie pomiędzy Liverpoolem i Manchesterem United ma wiele wspólnego z rywalizacją, jaka toczy się w Niemczech pomiędzy Schalke i Borussią Dortmund. Derby Zagłębia Ruhry są najbardziej zaciętą piłkarską walką w tym kraju i jednocześnie jednymi z najlepszych meczów derbowych na świecie. Oba kluby dzieli mała odległość geograficzna, a także pewne istotne różnice kulturowe. To samo można powiedzieć o zespołach z Liverpoolu i Manchesteru.

Jakkolwiek emocjonujący i trudny by ten mecz nie był, wschodząca gwiazda the Reds nie ma wątpliwości, która z dwóch drużyn wywalczy sobie miejsce w Lidze Mistrzów kosztem rywali.

– Naturalnie, że Liverpool!

„Emre Can, Emre Can, Emre Can...”

The Kop wysłało w świat jasny przekaz – znalazło swojego nowego idola. Piosenka na cześć Niemca, wykonana podczas meczu z Burnley w rytmie „Liver-pool, Liver-pool, Liver-pool” była dowodem podziwu dla występów młodego piłkarza w koszulce the Reds.

– Zdałem sobie z tego sprawę podczas spotkania i poczułem ogromną dumę. Jestem tu od zaledwie kilku miesięcy, a fani już śpiewają na moją cześć. To dla mnie niezwykle ważne. Jestem po prostu dumny, że tutaj gram.

„Bayern może pożałować mojego odejścia"

Jego wspaniałe występy, a przede wszystkim potencjał, jakim dysponuje, każą się zastanowić, dlaczego Bayern tak łatwo się go pozbył, pozwalając mu odejść do Bayeru Leverkusen. Czy opuszczenie najlepszego klubu w kraju było dla 19-latka trudną decyzją?

– Odszedłem z Bayernu, ponieważ potrzebowałem regularnej gry. Nie było to łatwe i wielu ludzi mogło nie potraktować tego jako kroku naprzód. Przeszedłem do mniejszego klubu, jednak uważałem to za właściwy ruch.

– Mam nadzieję, że jeżeli dalej będę robił to, co przez ostatnie dwa-trzy miesiące, pewnego dnia Bayern pożałuje swej decyzji.

– Nic jednak do Bayernu nie mam, chcę, żeby to było jasne. Zawdzięczam im bardzo wiele, mogłem liczyć na wysokiej jakości szkolenie. Ostatecznie decyzja o odejściu należała do mnie. Chciałem po prostu więcej grać.

– Nie ma między nami wrogości. Bardzo im dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobili.

– W Bayernie było podobnie do Liverpoolu. Sesje treningowe stały na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza pod rządami Juppa Heynckesa, gdy wykonywaliśmy mnóstwo ćwiczeń z podaniami. Były również treningi specjalnie dostosowane do danej pozycji. Dostrzegam wiele podobieństw.

„Nie prosiłem Samiego o radę”

Kolejne szczeble piłkarskiej edukacji Niemiec zaliczał w Bayerze, którego menedżerem był wówczas były kapitan the Reds, Sami Hyypiä. Can występował wtedy na wielu różnych pozycjach, w tym jako lewy pomocnik czy obrońca.

Hyypiä został zwolniony na kilka miesięcy przed odejściem Cana do Liverpoolu. Niemiec nie potrzebował nawet konsultować się z Finem, czy zaakceptować ofertę z Anfield. Był zdecydowany na ten ruch i wcale go nie żałował.

Nie żałował nawet wtedy, gdy podczas meczu Capital One Cup zawodnik Chelsea, Diego Costa nadepnął mu na nogę.

– Cóż więcej można o tym zdarzeniu powiedzieć? Wystarczy obejrzeć zdjęcia i wszystko stanie się jasne. Nigdy nie rozmawiałem z Costą. Nie mam jednak problemu, by znów przeciwko niemu zagrać.

Can z łatwością zyskał sobie uznanie kibiców Liverpoolu. Póki co jednak jego postępy pozostały niezauważone przez selekcjonera reprezentacji Niemiec, Joachima Loewa. Can wciąż czeka na debiut w dorosłej kadrze i jak przyznaje, nie miał jeszcze okazji, by porozmawiać z Loewem. Wierzy jednak, że dobrymi występami w Liverpoolu zasłuży sobie na powołanie.

– Bardzo w to wierzę. Z całym szacunkiem dla Bayeru, ale gra w Liverpoolu daje mi jeszcze więcej – jestem w końcu w jednym z największych klubów na świecie.

– Nie żałuję tego ruchu, gdyż bez wątpienia zwiększa moje szanse na grę w kadrze.

„Chcę być znany jako Emre Can – nie Ballack czy Schweinsteiger”

Can doczekał się już porównań do wielu innych niemieckich pomocników, szczególnie do Michaela Ballacka i Bastiana Schweinsteigera. 21-latek nie przykłada jednak do takich opinii większej wagi.

– Jestem zupełnie innym typem zawodnika niż Ballack czy Schweinsteiger. Podziwiam ich kariery, mając nadzieję, że i ja będę mógł się taką pochwalić.

– Pragnę jednak zrobić to na swój własny sposób. Chcę być znany jako Emre Can, a nie jako kolejny Ballack czy Schweinsteiger.

Niedawno piłkarz wykorzystał przerwę pomiędzy meczami z Blackburn i Swansea, by odwiedzić rodzinę. Opuszczenie Niemiec było bowiem równoznaczne z rozstaniem z najbliższymi.

– Pojechałem zobaczyć się z rodziną, bo nie widzieliśmy się już bardzo długi czas. Posiedziałem w domu i odpocząłem.

– W Liverpoolu mieszkam z przyjacielem. Na początku najwięcej problemów sprawiał mi język. Nie miałem natomiast takowych z jedzeniem, gdyż w Melwood serwują naprawdę przepyszne dania.

Nadal porozumiewa się z pomocą tłumacza, jednak można dostrzec wyraźne postępy – czasem od razu rozumie pytanie i niekiedy potrafi odpowiedzieć prostymi zwrotami.

„Czekają nas dobre czasy"

21-latek był częścią zespołu the Reds, który w meczu z Southampton mógł pochwalić się drugą najniższą średnią wieku w składzie w obecnym roku, wynoszącą 23 lata i 345 dni. „Młodszy" był jedynie skład Tottenhamu z meczu z QPR.

– Czuję, że to dla nas początek nowej ery. Mamy naprawdę bardzo młody zespół, grają tam choćby Coutinho, Henderson, Marković.

– Musimy jednak dalej się rozwijać i utrzymywać obecny poziom, by ten udany okres nadszedł. Wierzę, że czekają nas dobre czasy.

Andy Kelly

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (2)

mzteusz 21.03.2015 20:48 #
Częściej takich wywiadów ;)
hubert725 21.03.2015 23:25 #
Kupić dobrego środkowego obrońcę latem i Cana do środka, nie będzie trzeba kupować DM`a ;)

Pozostałe aktualności

Jak skończyło się marzenie Ojo  (0)
21.11.2024 16:29, Tomasi, thisisanfield.com
Obrońca Liverpoolu bliżej powrotu po kontuzji  (0)
21.11.2024 13:45, Bajer_LFC98, thisisanfield.com
Kto był mocno eksploatowany w reprezentacji  (1)
21.11.2024 13:16, BarryAllen, thisisanfield.com
Bednarek nie zagra z Liverpoolem  (21)
20.11.2024 17:49, Mdk66, thisisanfield.com
Statystyki przed meczem z Southampton  (0)
20.11.2024 14:50, Vladyslav_1906, liverpoolfc.com