Blood Red: Te koszmarne wyjazdy...
Na dwanaście ostatnich meczów wyjazdowych z zespołami z TOP4, Liverpool pod wodzą Brendana Rodgersa wygrał tylko jeden, cztery zremisował i przegrał aż siedem. W nabliższy poniedziałek, menedżer the Reds stanie przed kolejną szansą na poprawienie tej niechlubnej statystyki.
Dotychczasowy dorobek Czerwonych w tym sezonie to dwa zwycięstwa i dwa czyste konta. Jednak nadal nie można zbyt wiele powiedzieć o stylu jaki drużyna będzie prezentować w tej kampanii.
Zwycięstwa nad Stoke City i Bournemouth wlały sporo nadziei w serca kibiców, którzy nie powinni się już mimo wszystko obawiać takiego sezonu jak przed rokiem.
Fantastyczny strzał Philippe Coutinho rozstrzygnął starcie na Britannia Stadium i uspokoił wszystkie nowe twarze, które pojawiły się w zespole.
Tak, Liverpool wygląda teraz znacznie solidniej. Jednakże aby być w pełni sprawiedliwym, trzeba powiedzieć, że obrońcy oraz bramkarz nie mieli zbyt wielu okazji do wykazania się.
W pierwszym dwóch meczach było widać pewien chaos, chociaż to może być właśnie związane z nowymi zawodnikami, których powoli Brendan Rodgers wprowadza do podstawowego składu.
Można się ewentualnie zastanawiać nad zbalansowaniem zespołu, gdyż Liverpool do przodu ciągnęła przeważnie jedynie formacja ofensywna.
Bez względu jednak na to czy dla kogoś szklanka jest do połowy pełna czy do połowy pusta, życie toczy się dalej. A już w poniedziałek na the Emirates zespół dostanie doskonałą okazję do zaprezentowania swoich możliwości na sezon 2015/2016.
To będzie prawdziwy test nowego Lierpoolu, który będzie chciał potwierdzić swoje aspiracje do czołowej czwórki.
Powrót ze stolicy z punktami w garści może zobrazować wysiłek jaki włożyli piłkarze w ten udany początek kampanii. Inaczej, to wszystko co wypracowali sobie do spotkania z Arsenalem zostanie stracone.
Będzie to klucz do marzeń Rodgersa o powrocie do Champions League. Jednocześnie to dobra szansa na przełamanie ponurej serii meczów bez zwycięstwa z rywalami z TOP4.
W meczach przeciwko Chelsea, Manchesterowi City, Arsenalowi i Manchesterowi United w poprzednim sezonie, Liverpool zdobył TYLKO 5 punktów na 24 możliwe.
W spotkaniach na Stamford Bridge, the Etihad, the Emirates i Old Trafford obejrzeliśmy niebotyczną liczbę 11 straconych bramek.
Tyle samo punktów (pięć) Liverpool miał na koncie w pierwszym roku pracy Rodgersa na Anfield. Już rok później dorobek ten zwiększył się do 12 na 24 - głównie za sprawą podwójnego zwycięstwa nad ówczesną drużyną Davida Moyesa.
Jednak we wspomnianym sezonie 2013/2014 Liverpool przegrał mecze z City, Chelsea i Arsenalem.
Podsumowując dorobek Rodgersa w spotkaniach z Wielką Czwórką - jego Liverpool wygrał raz, zremisował czterokrotnie i przegrał siedem meczów. Tylko raz udało się zachować czyste konto. Bramki zdobyte: 14, stracone: 24.
W ciągu ostatnich trzech lat także w krajowych pucharach the Reds byli eliminowani przez drużyny z ligowego topu. Nie tylko dlatego, że zabrakło im talentu, odrobiny umiejętności. W drużynie nie bylo także zgrania taktycznego oraz zwykłej mentalności zwycięzcy.
Kiedy stawka robiła się już wysoka, Liverpool bladł. Ich ostatnia podróż na the Emirates w kwietniu zakończona porażką 1:4 skutecznie rozwiała jakiekolwiek nadzieje na TOP4.
W ciągu ośmiu minut Kanonierzy strzelili trzy gole i to był koniec Liverpoolu. Arsenal miał tamtego dnia proste zadanie przed sobą, gdyż podopieczni Rodgersa chyba zapomnieli jak się gra w piłkę...
Teraz wszystko się zmieniło, warunki w jakich przystąpią do tego meczu obie drużyny są zgoła odmienne. Dwa pierwsze spotkania pokazały bardzo pragmatyczne podejście Rodgersa do tego sezonu.
Postawa Christiana Benteke daje iskierkę nadziei na spokój w przodzie, a piłkarzom da świadomość, że będzie komu zagrać piłkę w te niebezpieczniejsze rejony boiska.
Już w ten poniedziałek dowiemy się znacznie więcej o sile, którą nabył Liverpool podczas tego lata.
Komentarze (0)