„Przyjazd do Polski? Czemu nie!”
Popularny „ghost-writer”, czyli dosłownie pisarz-duch, to osoba, która zajmuje się pisaniem książek, manuskryptów, scenariuszy, artykułów oraz innych tekstów na zlecenie innych osób. Z usług ghostwriterów najczęściej korzystają celebryci, co jest powszechnie przyjętym zjawiskiem w literaturze.
Nie inaczej mogło być też w przypadku Stevena Gerrarda, który do pisania swojej najnowszej książki „Steven Gerrard – Serce pozostawione na Anfield” nakłonił Donalda McRae, dziennikarza i pisarza pochodzącego z Republiki Południowej Afryki, jedynego dwukrotnego zwycięzcę prestiżowego plebiscytu William Hill Sports Book of the Year w 1996 roku za książkę „Dark Trade: Lost in Boxing” oraz w 2002 roku za „In Black and White: The Untold Story of Joe Louis and Jessie Owens”.
Donald McRae w ekskluzywnym wywiadzie zdradza nam kulisy pracy ze Stevenem Gerrardem nad jego ostatnią książką. Jak to wyglądało od kuchni? Przekonajcie się poniżej!
Radosław Chmiel: Witaj Donald. Miło z tobą się spotkać i porozmawiać na temat ostatniej książki, jaką napisałeś wspólnie z legendą Liverpoolu, Steven Gerrardem. Czy mógłbyś nam przybliżyć cały proces pracy nad biografią Gerrarda? Jak to się stało, że Stevie wybrał właśnie ciebie?
Donald McRae: Marzec 2015 roku był dla mnie dziwnym okresem w roku. Odpoczywałem po trzech latach zbierania materiałów do zupełnie innej książki mojego autorstwa „A Man’s World”. Książka opowiada historię Emila Griffitha, bokserskiego mistrza świata z lat 60 i 70, który był gejem. Byłem strasznie wykończony i wiedziałem, że potrzebuję chwilę przerwy od pisania książek. Tydzień po tym, jak wysłałem książkę do wydawcy, otrzymałem maila z pytaniem, czy byłbym zainteresowany spotkaniem ze Stevenem Gerrardem. Mój agent potwierdził, że Steven zdecydował się na wydanie książki – ale nie miałem zupełnie pojęcia, czy nie jestem jednym z wielu pisarzy, z którymi Steven zamierza się spotkać oraz o jakim rodzaju książki on myśli. Po głowie chodziła mi również myśl, czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą do napisania tej książki i czy taka książka będzie też pasować mi. Ale szansa spotkania Gerrarda była intrygująca, więc oczywiście powiedziałem tak. Zjawiłem się w Melwood 17 marca.
Później okazało się, że wydawnictwo Michael Joseph/Penguin pytało Gerrarda jakieś 18 miesięcy wcześniej o pomyśle wydania książki, ale wtedy się nie zgodził. Kiedy jednak ogłosił, że wraz z kocem sezonu 2014/2015 opuszcza Liverpool, pomyślał też, że to będzie idealny czas, aby rozpocząć prace nad książką. Wtedy był już gotowy na pełne poświęcenie się projektowi.
Kiedy się spotkaliśmy, stało się jasne, że byłem jedynym autorem, z którym kontaktował się Steven. Powiedział mi, że odrobił swoje zadanie domowe i poszukał informacji o mnie i moich wcześniejszych książkach. Gerrard stwierdził, że to szansa na stworzenie czegoś trochę innego niż do tej pory w biografiach sportowych. Po godzinie rozmowy ze Stevenem wiedziałem, że chcę z nim pracować. Uścisnęliśmy ręce i zaczęliśmy współpracę.
– Okazało się, że wydawnictwo Penguin chce wydać książkę jak najszybciej to tylko możliwe. Czy to było największe wyzwanie podczas pracy nad całą historią?
– To był zdecydowanie najtrudniejszy aspekt naszej pracy. Steven i ja myśleliśmy, że rok pracy nad książką pozwoli nam osiągnąć coś zdecydowanie lepszego od przeciętnych biografii sportowych. Jednak Dan Bunyard, nasz redaktor prowadzący, postawił sprawę jasno. Książka musiała zostać napisana do końca czerwca – ale nie czerwca 2016 roku tylko 2015 – zaledwie 15 tygodni pracy!
Ostatecznym terminem był piątek, 26 czerwca 2015. Oznaczało to, że mamy dokładnie 100 dni na rozmowy, zbieranie materiału i napisanie książki na około 150 000 słów. W tym samym czasie Steven rozgrywał też swoje ostatnie mecze w barwach Liverpoolu, przygotowując się do pożegnania z klubem, z którym był związany od 27 lat. Gerrard spytał mnie, czy to w ogóle jest możliwe, że ukończymy książkę w terminie i jednocześnie zapewnił mnie, że poświęci mi tyle czasu, ile będę potrzebował na rozmowy z nim. Kiedy tylko usłyszałem to ostatnie zdanie, zdecydowałem polegać na mojej wrodzonej intuicji. Powiedziałem, że potrzebujemy około 20 długich wywiadów. Steven wyglądał na zdecydowanego, aby dotrzymać terminu, więc zabraliśmy się ostro do roboty. Koniec końców, Dan Bunyard miał rację. Kiedy skończyliśmy pisać książkę, to wiedzieliśmy, że ona musiała zostać wydana w roku, w którym Steven opuścił Liverpool. Tak więc na końcu wszystko wyszło idealnie!
– Jak opisałbyś współpracę ze Stevenem? Czy uważasz, że poprzez pisanie z nim książki, poznałeś go nieco lepiej, niż do tej pory?
– Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, jaka presja na nas ciążyła – w szczególności na Stevenie, który przechodził przez tak wiele w ostatnich miesiącach w Liverpoolu – to uważam, że nasza współpraca przebiegła doskonale. Ani razu nie mieliśmy żadnych sprzeczek, a ja poznałem go bardziej jako człowieka, niż tylko piłkarza. Steven podchodził do naszych spotkań bardzo poważnie i odpowiadał szczerze na każde pytanie, jakie mu zadawałem. Wszystko zadziałało wspaniale i wiele dla mnie znaczyło, kiedy przed samą premierą wysłał mi maila z pięknymi podziękowaniami.
– Co było najcięższym zadaniem z perspektywy ghostwritera podczas pisania książki?
– Przede wszystkim chciałbym mieć więcej czasu… tylko po to, by zgłębić bardziej treść i spędzić trochę więcej czasu na pisaniu i edycji. Uważam jednak, że krótki termin i tempo przekazania całej historii prawdopodobnie pomogło nam zdążyć na czas z oddaniem tekstu.
– Z mojego doświadczenia nad pracą nad angielskim tłumaczeniem książek Jerzego Dudka, która zostanie wydana w tym roku, wiem, że współpraca z piłkarzami jest czasami trudna z powodu ich napiętego terminarza meczów czy spotkań. Jak to było ze Stevenem.
– Był niesamowicie pomocny. Oczywiście czasami zdarzało się, że musieliśmy przestawić nasze spotkanie, jednak to Steven wychodził od razu z kolejnym terminem czy nawet sugerował, żebyśmy posiedzieli dwa razy dłużej przy kolejnym spotkaniu.
– Czy przytrafiły się jakieś zabawne historie? Czy wręcz przeciwnie, czy było coś zupełnie odwrotnego, co mogło mieć wpływ na waszą pracę?
– Myślę, że najlepszym przykładem, który mogę zdradzić, to moment, w którym podjęliśmy pracę. Po uzgodnieniu warunków dotyczących współpracy ze mną, Steven musiał zagrać kolejny mecz w barwach LFC 22 marca 2015 roku i było to spotkanie przeciwko Manchesterowi United na Anfield. Kilka tygodni wcześniej był kontuzjowany, ale czuł się na tyle dobrze, że był całkiem pewny, że zagra w tym meczu od początku. Oczywiście stało się inaczej, a Steven rozpoczął mecz na ławce. Liverpool grał okropnie, więc Steven pojawił się na boisku na drugie 45 minut tylko po to, by po 38 sekundach drugiej połowy zostać odesłanym do szatni przez sędziego, który pokazał mu czerwoną kartkę po nadepnięciu na Andera Herrerę. Jego frustracja przerastała wtedy wszystko.
Serce mi pękało, kiedy widziałem, jak schodzi z boiska. Było mi go szkoda, ale jednocześnie zacząłem się martwić. Myślałem, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać przez kilka tygodni. Rzeczywiście, przez kilka dni się nie odzywał, ale zaczęliśmy pracę nad książką 26 marca.
Ulżyło mi, ale jednocześnie było trochę ciężko. Chciałem zacząć pracę od rozdziału traktującego o meczu z Chelsea i tego nieszczęsnego poślizgnięcia się, przez co Liverpool na pierwszy rzut oka stracił szanse na tytuł. Miałem szczęście, że mogłem porozmawiać o tym z Paulem Joyce’em z Daily Express, dziennikarzem, któremu Gerrard ufa najbardziej. Paul nie miał wątpliwości. Powiedział mi, żebym to zrobił i zaczął od tego rozdziału, głównego dania w książce, ponieważ, jak powiedział Paul, „Stevie musi o tym opowiedzieć i to zrobi”.
To była wspaniała porada. Nauczyłem się wtedy, że Steven woli zmierzyć się ze swoimi rozczarowaniami i być bardzo szczerym. Pierwsze spotkanie wypadło wspaniale, kiedy to Stevie opowiadał mi o tym, jak po meczu z Chelsea siedział na tylnej kanapie samochodu, a łzy spływały mu po twarzy. Wiedziałem, że starał się być tak szczery, jak tylko potrafił. To był wielki moment, a ja poczułem się niesamowicie zmotywowany po pierwszym wywiadzie.
Na tym samym spotkaniu Gerrard opowiedział mi też o tym, jak doznał kontuzji penisa w meczu pucharowym przeciwko Bournemouth i – jak to powiedział – „po meczu musiano mi zszywać kutasa”. Zaskoczył mnie tą historią, ale opowiedział ją z dużą dawką humoru. Śmiałem się do łez razem z nim z tego pełnego bólu i zażenowania momentu jego kariery!
– Jak szczery był Steven w dzieleniu się z tobą tymi historiami? Czy uważasz, że obecna książka jest bardziej dojrzała od tej wydanej w 2006 roku.
– Myślę, że powyższe przykłady idealnie nadają ton tej książki. Oczywiście, nie umniejszając nic Henry’emu Winterowi, który wykonał świetną pracę przy pierwszej książce Stevena, to zupełnie inna historia. To zawsze wzruszający, nawet lekko smutny moment, kiedy wielki sportowiec kończy swoją karierę. Dlatego też pewnie w refleksjach Stevena możemy odczytać większą głębię. Z mojego punktu widzenia było to dla mnie bardzo interesujące, jak Steven był gotowy na refleksję nad swoimi rozczarowaniami i „porażkami”. Odnosił oczywiście sukcesy, jak niesamowity triumf w Lidze Mistrzów w 2005 roku. Udało mi się jednak go przekonać, żeby rozmawiać o sukcesach na samym końcu i myślę, że zrobił to ze świeżym podejściem na niektóre sprawy. Staraliśmy się oczywiście nie dublować pierwszej książki. To dlatego skupia się ona bardziej na ostatnich dwóch sezonach Stevena gry w Liverpoolu.
– Historia Gerrarda została opublikowana w Polsce, Tajlandii i Korei Południowej. Trwają negocjacje nad wersją turecką, wietnamską i rosyjską. Kilka tygodni temu spotkaliśmy się ze Stevenem i pokazaliśmy mu polską wersję. Był bardzo zaskoczony i szczęśliwy z tego powodu. Czy wiedzieliście, że książka odniesie taki sukces i będzie tłumaczona na inne języki, co nie miało miejsca przy pierwszej publikacji Stevena?
– Kiedy pracowaliśmy nad książką, nie mieliśmy zbytnio czasu na tego typu konwersacje. Każdy jednak wie, że Steven ma wielu fanów na całym świecie i myślę, że to żadna niespodzianka, że pojawiają się kolejne tłumaczenia. Obaj chcieliśmy, aby książka dotarła do jak największej ilości ludzi – i to nie tylko fanów Liverpoolu, także to bardzo dobre informacje dla książki.
– Polska i tajska wersja książki została przetłumaczona przez lokalnych fanów Liverpoolu. Czy uważasz za dobre, że za tłumaczenie wzięły się osoby, które przez tyle lat wychowywały się na meczach i golach Gerrarda, obserwując jego grę dla Liverpoolu?
– Oczywiście, to wielki plus. To sprawia, że tłumaczenie jest bogatsze i głębsze, informacje zostają przekazane o wiele lepiej. W tej książce jest wiele emocji związanych z piłką i samym Liverpoolem i jestem pewien, że tylko tłumacz, który jest fanem danego klubu czy zawodnika, będzie w stanie oddać te emocje poprzez odpowiedni dobór słów w swoim języku.
– Polskie wydanie „My Story” zajęło trzecie miejsce w plebiscycie Sportowej Książki Roku 2015 w naszym kraju. Co to oznacza dla was?
– Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi – ja, Steven i nasz redaktor prowadzący Dan Bunyard. Widzieliśmy, że na liście było kilka mocnych pozycji i jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, że udało się znaleźć na podium książek sportowych w Polsce. To wiele dla nas znaczy, że książka przyjęła się pozytywnie w waszym kraju, który jest przecież bardzo zakręcony na punkcie piłki nożnej.
– Wydawnictwo Sin Qua Non z Krakowa myśli nad promocją książki z osobistym udziałem Stevena i ciebie. Co sądzisz o takim pomyśle?
– Byłoby wspaniale! Wiem jednak, że Steven dysponuje naprawdę ograniczonym czasem, ponieważ przygotowuje się obecnie do kolejnego sezonu w USA. Ja chętnie pojawiłbym się w Polsce, tym bardziej, że słyszałem, że moja inna książka – „A Man’s World” – zostanie wydana w tym roku po polsku. Mam jednak nadzieję, że uda się nam ze Stevenem zawitać do Polski pewnego dnia!
Komentarze (4)
Pamięta ktoś?