Man United vs Liverpool – analiza
Po fantastycznym występie na Anfield wyjazd do Manchesteru miał być już tylko dokończeniem formalności. W rewanżowym spotkaniu podopieczni Kloppa nie lśnili tak, jak miało to miejsce w pierwszym pojedynku, ale jeden przebłysk geniuszu Coutinho wystarczył, by pozbawić marzeń van Gaala i spółkę.
Mieliśmy do czynienia ze stosunkowo wyrównanym widowiskiem, ale nie można zaprzeczyć, że to gracze United weszli lepiej w obie połowy i przez większość czasu gry przeważali. Liverpool wyraźniej przejmował inicjatywę po dwóch wydarzeniach – straconej bramce w pierwszej części meczu i wejściu Divocka Origiego w drugiej. Warto zaznaczyć przy tym, że to The Reds oddali więcej strzałów celnych – zanotowali ich siedem, przy zaledwie trzech takich próbach Czerwonych Diabłów.
Szukając swoich szans, podopieczni van Gaala w typowy dla siebie sposób misternie konstruowali akcje, a główną osią rozegrania było trio Blind–Rojo–Carrick. Przeciążona w ten sposób lewa strona stała się preferowaną przez United drogą w kierunku pola karnego Liverpoolu. Czerwonym Diabłom sprawy ułatwiali broniący tej flanki Nathaniel Clyne i Dejan Lovren. Byli defensorzy Southampton nie zaliczą tego meczu do udanych.
Prawy obrońca The Reds miał masę problemów z Martialem i niekiedy schodzącym ze środka Rashfordem. Często spóźniony lub kryjący na radar, swoją nieporadność przypieczętował już w 32 minucie. Po jego faulu na wspomnianym skrzydłowym podyktowany został rzut karny, zamieniony chwilę później na bramkę kontaktową w dwumeczu. Anglik – pomijając Simona Mignoleta – jest najbardziej eksploatowanym piłkarzem Liverpoolu w tym sezonie. Zmęczenie materiału? Bardzo możliwe.
Zwróćmy uwagę na fakt, że prawy obrońca Liverpoolu otrzymywał nikłe wsparcie od Dejana Lovrena, niemrawego i często porzucającego krycie „swoich” zawodników. Dziury te łatać musiał albo grający wtedy wąsko Clyne – odkrywający swoją flankę dla rywala – albo schodzący głębiej Can, który w ten sposób dawał więcej miejsca United w rozegraniu. Rzadziej niż Chorwat, ale wciąż cegiełkę do problemów swojego rodaka dorzucał co jakiś czas inny były Święty – Adam Lallana – skupiający się raczej na piłce niż kontrolowaniu półprzestrzeni i przechwytywaniu niekrytych graczy United.
Mamadou Sakho jako lewy środkowy obrońca zapewniał Jamesowi Milnerowi bez porównania lepsze warunki pracy. Współpraca byłych graczy PSG i Manchesteru City zaowocowała anonimowym występem Juana Maty. Delikatny wkład w to miał także Coutinho, u którego procentują doświadczenia wyniesione z gry na pozycji ósemki. Wyższa świadomość taktyczna niż u Lallany skutkuje lepszym ustawianiem się, blokując rywalowi opcje rozegrania akcji.
Rzut oka na statystyki Francuza i Chorwata mówi wiele. O ile nie zawsze większa liczba akcji defensywnych świadczy o wyższej klasie piłkarza, o tyle w tym przypadku mamy do czynienia z przepaścią między partnerami w tym samym meczu, mimo że to strona Lovrena była przeciążana przez podopiecznych van Gaala. Mamadou imponował także spokojem w rozegraniu. Odnotował najwyższą celność podań ze wszystkich graczy, którzy przebywali na boisku od pierwszej minuty – 89%.
Kto był kluczową postacią tego widowiska? Emre Can, nie pierwszy raz w tym sezonie i zapewne nie ostatni. O zadatkach na środkowego pomocnika wielkiej klasy (nie prawego obrońcę, panie Rodgers) młodego reprezentanta Niemiec było wiadomo już w momencie, gdy występował w młodzieżowych drużynach monachijskiego Bayernu. Przebłyski tego talentu w Leverkusen i na Anfield pojawiały się stosunkowo regularnie, ale prawdziwą eksplozję talentu Cana obserwujemy dopiero od niedawna.
Dotychczas to Jordan Henderson w systemie double pivot Kloppa występował jako bardziej defensywnie nastawiony w parze środkowych pomocników. W rewanżowym spotkaniu z United sytuacja to uległa odwróceniu. Można podejrzewać, że szkoleniowiec The Reds chciał odciążyć w ten sposób kapitana, który z powodów zdrowotnych nie był przygotowany na rozegranie pełnego meczu. Mogę tylko rozpaczać nad tym, że Stats Zone nie oferuje swoich map z meczów Ligi Europy, bo występ Emre zaprezentowałby się fenomenalnie w takim wydaniu. Mogę ratować się co najwyżej powyższą tabelką.
Ataki Liverpoolu, podobnie jak United, skupiały się na grze lewą flanką, lecz w przeciwieństwie do budujących szeroko swoje akcje piłkarzy van Gaala, podopieczni Kloppa grali wąsko, zacieśniając pole gry. W obliczu gorszej dyspozycji Sturridge’a i Firmino, przestrzeń w ofensywie The Reds zdobywali głównie przy pomocy dryblingów Coutinho i Lallany, a w końcówce także Origiego (odpowiednio 4, 5 i 3 udane zwody).
Jest to znacząca zmiana w stosunku do poprzednich spotkań, gdzie podstawową bronią była interpretacja przestrzeni i rozrywające obronę rywala podania w półprzestrzenie czy wolne strefy. Jednym z nielicznych przykładów takiej gry w meczu na Old Trafford była niewykorzystana szansa Hendersona przy stanie 1:0 dla United, gdzie dezorganizację środka defensywy Czerwonych Diabłów świetnym podaniem obnażył Coutinho.
Widać jak na dłoni, że Varela operował na swojej stronie zdecydowanie wyżej niż Rojo. Ta dysproporcja stała się wąskim gardłem defensywy United. Z dziewięciu kluczowych podań piłkarzy Liverpoolu wszystkie zagrane zostały albo na flance bronionej przez Urugwajczyka, albo ze środka pola. Guillermo zanotował w ciągu 90 minut jeden odbiór i jedno wybicie. Na tym jego akcje defensywne się skończyły.
Przykład zbyt wysokiej gry Vareli łatwo zaobserwować i przy wymienionej wcześniej szansie Hendersona, i w bramkowej akcji Coutinho. Tym razem skupię się na tej drugiej sytuacji. Pomińmy fakt, że podanie Cana wyrzuciło bardzo szeroko Brazylijczyka, dzięki czemu Urugwajczyk miał szansę wrócić jeszcze na swoją pozycję. Błąd obrońcy jest ewidentny. Nie doprowadził do utraty bramki bezpośrednio, ale tego typu sytuacje nie były rzadkością w całym spotkaniu, z czego bardzo inteligentnie korzystał nie tylko Philippe, ale również dużo odważniej od Clyne’a zapędzający się do ofensywy Milner.
Kilka słów wypadałoby poświęcić też Divockowi Origiemu. Młody Belg po raz kolejny pokazał, że drzemie w nim spory potencjał. Na przestrzeni nieco ponad dwudziestu minut zdążył zanotować trzy udane dryblingi i dwa celne strzały. Najbardziej zwraca uwagę inteligencja byłego zawodnika Lille. Zaryzykowałbym, że pod względem swoistej świadomości boiskowej jest nawet lepszy od Sturridge’a. Reaguje na każde posunięcie rywala, tworzy przestrzeń kolegom samym ruchem bez piłki i zawsze stara się być o trzy kroki „przed” akcją.
Summa summarum, mieliśmy do czynienia z co najwyżej przeciętnym meczem w wykonaniu The Reds. Na indywidualne wyróżnienia zasługują tylko Coutinho, Can, Sakho i Origi. Delikatne pochwały można skierować w stronę Milnera, który jako lewy obrońca zaprezentował się naprawdę przyzwoicie. Ukochana przez Kloppa kontrola przestrzeni występowała tylko incydentalnie. Nie mam zamiaru jednak dramatyzować z tego powodu.
Tydzień wcześniej to samo United nie miało nic do powiedzenia na Anfield, podobnie jak ich lokalni rywale w błękitnych barwach na początku miesiąca. Większość zmartwień z rewanżu można dość bezpiecznie zrzucić na karb formy dnia, gorszej dyspozycji, której United nie potrafiło wykorzystać. I martwić może tylko fakt, że w kolejnej rundzie Aubameyang i spółka aż tak wyrozumiali nie będą.
Komentarze (11)
Co do Lovrena, to oceniłem go tak, jak oceniałbym każdego innego środkowego obrońcę - za jego grę. W ostatnich tygodniach prezentował się zazwyczaj naprawdę porządnie, nie odmówię mu tego, ale to nie znaczy, że nagle nie można powiedzieć na niego złego słowa. Mam wrażenie, że Dejan często dostaje u ludzi taryfę ulgową za samo to, że wyciągnął się z nędzy ubiegłego sezonu.
Oglądając mecz drugi raz, już bez emocjonalnej otoczki, widać było jak na dłoni, że często podejmował złe decyzje odnośnie ustawiania się i krycia, czym komplikował życie całej defensywie. Idealnym przykładem jest właśnie ta stopklatka, w której Clyne kryje Fellainiego i zostawia wolne pole Martialowi, bo teoretycznie odpowiedzialny za Belga Lovren kryje powietrze.
A z upilnowaniem Martiala sprawa wyglądała właśnie tak, że było to zadanie Clyne'a, w którym Chorwat miał go wspierać. Rzecz w tym, że tej współpracy po prostu nie było, więc część odpowiedzialności za problemy Nathaniela musi spaść na Lovrena, który powinien stanowić naturalne wsparcie Anglika.
No i dzięki chłopaki za miłe słowa, ale zostaję w Borussii póki co. :v #pdk