SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1238

Trzy kropki: Mecz z Borussią


Czwartkowy dreszczowiec na Anfield przeszedł już do współczesnej historii Liverpoolu. Czerwoni w ciągu 90 minut zdążyli stracić trzy „tanie” gole, ale też zdobyć świetne cztery. Jak na to spotkanie zareagowało nasze redakcyjne grono? Po odpowiedź zapraszamy do najnowszych „Trzech kropek”.

– O ogólnym przebiegu meczu… (Poommaster)

Scenariusz wczorajszych wydarzeń mógł napisać tylko futbol. Nawet starożytni Grecy nie wymyśliliby takiego spektaklu. Nasi bohaterowie już na początku meczu zostali dwukrotnie skarceni za ewidentny brak koncentracji. Ten kubeł zimnej wody w połączeniu z zapewne z męską rozmową w przerwie, zaowocował niosącym nadzieję golem na samym początku drugiej połowy meczu. Jednak skupienie się na ofensywie zawsze niesie ryzyko odsłonięcia tyłów formacji. Borussia wykorzystała ten słaby punkt atakującego Liverpoolu i zadała swój trzeci cios. Cios ten był bliski śmiertelnego, ale nie zgasił życia w kolektywie the Reds. Krwawiący Liverpool podniósł się z kolan i do ataku rzucili się wszyscy z wyłączeniem Simona Mignoleta, co zaowocowało najpierw wyrównującym golem Sakho, a następnie zwycięskim trafieniem głową Lovrena.

Kibice przeżywali całą paletę emocji, stale niosąc drużynę swoim dopingiem. Każdy na trybunach i przed telewizorem doświadczył pełnego katharsis, kiedy arbiter zakończył spotkanie.

Ci, którzy nie oglądali wczorajszego meczu, powinni jak najszybciej nadrobić zaległości. Myślę, że dobrym pomysłem dla wszystkich kibiców będzie utrwalenie nagrania tego spotkania na jakimś nośniku oraz zachowanie go dla siebie i przyszłych pokoleń na wypadek chwil zwątpienia. Ja mam zamiar tak właśnie zrobić.

– O nokdaunie w pierwszych 10 minutach… (Poommaster)

Zaledwie po 10 minutach od zakończenia minuty ciszy upamiętniającej tragedię na Hillsborough, wśród kibiców the Reds znów słychać było jedynie ich oddechy. Piłkarze BVB w imponujący sposób wykorzystali początkowy brak koncentracji i szkolne błędy w ustawieniu piłkarzy Liverpoolu. W efekcie po kilku chwilach od pierwszego gwizdka arbitra wynik z pierwszego spotkania dwumeczu i fakt, że the Reds mieli na swoim koncie bramkę strzeloną na wyjeździe, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Błyskawiczne kontrataki kończyły się perfekcyjnie wymierzonymi ciosami sierpowymi. Oddać należy przy tym, że zawodnicy Borussii w pierwszych fragmentach spotkania byli w swojej grze dokładni co do milimetra.

Z drugiej strony pozwolę sobie na kontrowersyjne stwierdzenie, że tylko dzięki tym katastrofalnym błędom mogłem wczoraj obejrzeć tak niesamowite piłkarskie widowisko. Wciąż jestem pijany emocjami.

– O koszmarnych błędach przy bramkach Dortmundu… (Kinio25LFC)

Trudno mi odpowiedzieć sobie na pytanie czy w pierwszej połowie to Liverpool grał tak słabo, czy Borussia tak dobrze. Po pierwszym kwadransie miałem takie wrażenie, że nasi obrońcy przed meczem licytowali się, kto wypije więcej „zmrażacza mózgu”. Wydaje się, że Sakho pokonał w tym względzie Lovrena i Moreno, bowiem gol na 0:2 całkowicie obnażył braki w mobilności i koordynacji ruchowej naszego defensora. Przy bramce na 1:3 nie popisał się z kolei Lovren, któremu raz na jakiś czas włącza się tryb krycia na radar, jednak w ostatecznym rozrachunku, upajając się sukcesem the Reds wywalczonym właśnie za sprawą goli naszych środkowych defensorów, można chyba przymknąć oko na garść uchybień. Jak by nie patrzeć, na Anfield przyjechała drużyna ze ścisłego światowego topu.

– O absolutnie niezwykłym powrocie do gry… (Kinio25LFC)

Przy goli na 2:3 czułem, że rysuje się szansa na widowisko godne finału Ligi Mistrzów z 2005 roku i nie zawiodłem się. Liverpool już dwa razy pokazał w tym sezonie, że pod batutą Jürgena Kloppa potrafi walczyć do końca, przyprawiając swoich fanów o palpitację serca i w tym meczu dokładnie to się wydarzyło. Trudno spodziewać się aby widowiska półfinałowe z Villarealem obfitowały w taką lawinę emocji i nagłych zwrotów akcji, bowiem w zgodniej opinii wielu komentatorów podziwialiśmy mecz na miarę finału. I to nie tylko Ligi Europy, ale Ligi Mistrzów. Wróciliśmy z dalekiej podróży i pozostaje mieć nadzieję, że „power”, jakim wręcz ociekali nasi gracze po zakończeniu meczu zostanie w ich sercach na długo i sprawi, że będą w każdym meczu dawać z siebie jeszcze więcej. Brawo, the Reds!

– O szalonych statystykach Jamesa Milnera… (Arvedui)

Muszę się szczerze przyznać, że z oceną Milnera mam spory kłopot. Jako kibice wiecznie narzekamy, że były zawodnik the Citizens gra wszędzie, czyli de facto nigdzie. Że jako środkowy pomocnik ucieka do skrzydła, a jako boczny – zbyt często dubluje pozycję w centrum. Że sam nie wie, jaka pozycja jest jego ulubioną. Że bite przez niego rzuty rożne przynoszą LFC więcej szkody niż pożytku. W tym wszystkim jest trochę prawdy. Niemniej jest jeszcze druga strona medalu. Wychowanek Leeds zanotował w tym sezonie 7 bramek i 12 asyst. Dziewięć z nich przypada na rok 2016. We wczorajszym spotkaniu, kiedy przez długie fragmenty w środku pola ziała dziura wielkości cyrkowego namiotu, Milner zanotował dwie asysty – przy bramkach Coutinho (na jeden kontakt) i przede wszystkim Lovrena (piękna centra). Cała ta sytuacja jednocześnie pokazuje tylko/aż dwie rzeczy: jak wielkim kłamstwem mogą być nieumiejętnie analizowane suche statystyki, ale jednocześnie jak duży wkład Milnera w grę Liverpoolu łatwo jest przeoczyć. Przypadkiem czy podświadomie.

– O wyjeździe na wybrzeże, na Dean Court… (Arvedui)

W najbliższą niedzielę the Reds wybiorą się na południowe wybrzeże, by tam pojedynkować się z Bournemouth. Gospodarze, którzy jeszcze na początku marca nerwowo spoglądali na nieodległą strefę spadkową, dziś mają już 41 punktów i zajmują 11. miejsce w tabeli, raptem trzy pozycje niżej od swoich gości. Do składu the Cherries jakiś czas wrócili już kluczowi gracze, tacy jak Callum Wilson czy Max Gradel. Z kolei ekipa Jürgena Kloppa musi sobie radzić bez kontuzjowanych Jordana Hendersona i Emre Cana, których wyeliminowały mecze w Lidze Europy. Jak zatem Niemiec zestawi środek pola, mając wszakże na uwadze zmęczenie po spotkaniu z BVB? Prócz Allena w odwodzie pozostają jeszcze Lucas i Stewart, jednak w jakiej kolejności? Czy Clyne, który w czwartek rozegrał swój 54. mecz w sezonie otrzyma choćby krótką przerwę dla poratowania zdrowia? Czy Origi dostanie szansę na podtrzymanie swojej serii, a może swoją okazję otrzyma Benteke? Frapujących pytań jest bez liku, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Na odpowiedzi musimy jednak poczekać do niedzieli. Pozostaje mieć nadzieję, że ta najważniejsza będzie brzmiała: „trzy punkty dla Liverpoolu”.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (3)

MarcinYeti 16.04.2016 11:31 #
Bardzo przyjemny artykuł :) @Arvedui, jedno pytanie, Benteke wrócił już do zdrowia?
Arvedui 16.04.2016 14:46 #
@MarcinYeti – oficjalnie chyba nie, ale w 100% nie jestem przekonany, czy faktycznie tak sprawy wyglądają.
caharin7 16.04.2016 15:30 #
mam nagrane,3 razy już oglądałem,cos pięknego

Pozostałe aktualności

Kto wygra rywalizację na lewej obronie?  (1)
21.11.2024 22:19, B9K, Sky Sports
Endō: Mascherano był moją inspiracją  (0)
21.11.2024 22:08, Olastank, liverpoolfc.com
Peter Moore o nowych kontraktach  (0)
21.11.2024 18:52, Wiktoria18, Liverpool Echo
Lewis Koumas zachwyca w Stoke City  (0)
21.11.2024 17:13, FroncQ, Liverpool Echo
Jak skończyło się marzenie Ojo  (0)
21.11.2024 16:29, Tomasi, thisisanfield.com
Obrońca Liverpoolu bliżej powrotu po kontuzji  (0)
21.11.2024 13:45, Bajer_LFC98, thisisanfield.com
Kto był mocno eksploatowany w reprezentacji  (1)
21.11.2024 13:16, BarryAllen, thisisanfield.com