Can o meczu z BVB, kontuzji i YNWA
Optymistycznie nastawiony do życia Emre Can opowiedział ostatnio o swoich przemyśleniach na temat przymusowego „urlopu” z powodu kontuzji, o emocjach związanych z dwumeczem przeciwko BVB oraz o swojej przyszłości w Liverpoolu.
W miniony czwartek Can był kluczową postacią w wygranym 4:3 spotkaniu z Borussią Dortmund na Anfield. Niestety dla niego osobiście spotkanie to było dość pechowe.
Na 10 minut przed końcem pomocnik musiał opuścić boisko z powodu urazu. Po badaniach okazało się, że zerwał więzadła w kostce, co wykluczy go z gry na okres od 4 do 6 tygodni.
Mimo tego przykrego faktu nasz numer 23 podczas rozmowy był uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony, kiedy opowiadał o zwycięstwie oraz o progresie, jakiego dokonał pod okiem Jürgena Kloppa. Wyjaśnił również, dlaczego czuje się na Anfield tak bardzo szczęśliwy.
O kontuzji kostki…
Oczywiście to dla mnie duży szok i rozczarowanie. Jestem typem wojownika i nie pozwolę, aby ta kontuzja mnie przybiła. Zrobię wszystko, żeby być zdrowym i w formie na Euro 2016. Uważam, że uda mi się tego dokonać.
O dramatycznym meczu przeciwko BVB…
Przed samym spotkaniem rozmawialiśmy o tym, że musimy wygrać ten mecz, nawet jeżeli mamy tego dokonać w ostatnich minutach. Nie przestaliśmy wierzyć. Nawet kiedy schodziliśmy na przerwę, przegrywając 2:0, czułem, że jesteśmy w stanie wygrać. Po bramce na 2:1 wiedziałem, że damy radę. Gdy straciliśmy trzeciego gola, przez kilka minut wątpiłem. Potem padła jednak bramka na 3:2 i powiedzieliśmy sobie „Teraz albo nigdy!”. Zespół, fani, menadżer, po prostu każdy desperacko chciał zwyciężyć. Tylko dlatego było to możliwe.
O kłopotach ze snem po meczu…
Zawsze po meczach rozgrywanych wieczorem mam problemy z zaśnięciem. Ten mecz był wyjątkowy. Nigdy nie widziałem i nie przeżyłem czegoś takiego. Jürgen Klopp w przerwie powiedział, że musimy uwierzyć w siebie i dokonać czegoś, o czym będziemy mogli opowiadać swoim wnukom. I to się stało. Myślę, że ludzie będą mówić o tym przez następne 10 lat.
O pracy z Kloppem…
Wiele zawdzięczam Brendanowi Rodgersowi. On sprowadził mnie do Liverpoolu. Jeszcze w trakcie jego obecności dostawałem możliwość gry i wiele się wtedy nauczyłem. Jednak oczywiste jest, że praca z Kloppem to zupełnie inna kwestia. Są pewne drobne detale, które da się najlepiej przekazać jedynie w ojczystym języku. Myślę, że jemu to także wiele ułatwia.
O swojej przyszłości…
Jestem bardzo szczęśliwy w Liverpoolu i mam podpisany długoletni kontrakt. Moim celem od zawsze była gra w Premier League. Według mnie to najlepsza liga na świecie. Jestem tu szczęśliwy i bardzo lubię te rozgrywki.
O „You’ll never walk alone”…
Za każdym razem dostaję gęsiej skórki. Fani wkładają całe serce w śpiew. To nie do opisania. Po prostu trzeba tego doświadczyć.
Komentarze (1)