JK: Tego nie można kupić
Na przedmeczowej konferencji prasowej Jürgen Klopp określił wsparcie fanów Liverpoolu z całego świata, jako „jedną z tych rzeczy, których nie można kupić”.
W czwartkowy wieczór wszystkie oczy będą zwrócone na Anfield. The Reds będą chcieli odrobić stratę z pierwszego spotkania i zameldować się pierwszy raz od 2007 roku w finale europejskich rozgrywek.
Kibice na Anfield udowodnili, że potrafią ponieść drużynę i odegrali bardzo ważną rolę w pokonaniu Borussii, tworząc niezapomnianą atmosferę w ćwierćfinale zawodów.
Menedżer Czerwonych oczekuje podobnego przyjęcia, podczas gdy podopieczni Marcelino odwiedzą Merseyside. Klopp zwraca również uwagę, że wiedza o wsparciu z innych zakątków świata daje ogromny zastrzyk sił do jego składu.
– Brak mi słów by to opisać. To jedna z tych rzeczy, których nie możesz kupić w swoim życiu – powiedział Niemiec na konferencji prasowej.
– Uczucie wsparcia jest czymś wyjątkowym, główną częścią tej gry. Te momenty, kiedy naprawdę wiesz, że wszyscy jesteśmy razem.
– To nie jest tylko tłum na stadionie. Widziałem kilka nagrań, pokazujących jak nasi fani świętowali czwartą bramkę w spotkaniu z Dortmundem i jestem przekonany, że nie wszyscy mieli włączone telefony, więc duża ilość wspaniałych celebracji nie została utrwalona.
– To jest chwila – mówiąc uczciwie, nie chce jej wyolbrzymiać – ale, takie momenty są tylko w futbolu.
– To jest chwila dla całego świata Liverpoolu i wszystkich jego fanów na globie.
– W czwartek każdy, kto posiada telewizor będzie oglądał tę potyczkę. Jeśli masz radio, będziesz słuchał radia. Jeżeli posiadasz tylko internet, będziesz śledził losy meczu w sieci.
– Każdy jest zaangażowany w Liverpool i nie odczuwa presji. Pierwsza jedenastka, zawodnicy na ławce, reszta graczy trenujących z zespołem oraz sztab – zrobimy wszystko. Bardzo cieszę się z szansy – zakończył Klopp.
Komentarze (8)
Kiedyś chodziłem na mecze lokalnej drużyny grającej obecnie w I lidze, siadałem w sektorze ultrasów i zdzierałem gardło, ale już tam nie chodzę, bo nie chcę mieć nic wspólnego z resztą tych kiboli (z wieloma z nich mam dobry kontakt "poza boiskiem"). Jedna trzecia patrzy, jak tu coś przemycić na boisko i z kim się pobić, jedna trzecia to przedział wiekowy 12-20 i mają radochę, bo kretyńskie przyśpiewki zawierają w sobie przekleństwa, nikt nie ogląda meczu, a raz w 70 minucie było wielkie zamieszanie w sektorze, bo ktoś zobaczył na wynik, że jest 3:2 i nikt nie wiedział kiedy i jak padły 3 bramki. Tak wygląda przeciętny "ultras" i jak dla mnie to jest niesamowicie żałosne.
Co w tym złego, że ktoś przyszedł oglądać mecz. Przecież po to są te miejsca. Też jestem za braniem umiarkowanie czynnego udziału w widowisku, ale jakbym szedł na mecz np. z synem, to chciałbym, żebyśmy po prostu mogli razem spokojnie obejrzeć mecz.
To było oczywiście trochę w przenośni :), wiadomo, że po to jest mecz, ale mały angaż jest potrzebny.
Ja osobiście chodzę na każdy mecz Termalici od kilku sezonów i należę do jedynego fanclubu, który się angażuje, wszystko przygotowuje, bez nas stadion by milczał (nie licząc przyjezdnych). Jest nas może z 100-200 osób, i tyle reszta siedzi i nawet nie ogląda tylko pisze sms, robi zdjęcia itd. nie raz mnie szlag chce trafić jak na hymnie klubu takie ludzie nie potrafią stanąć i otworzyć ust na minutę, tylko muszą siedzieć(nie mówię tu o kobietach/dzieciach)... Jak dla mnie żenada, rozumiem jak ktoś sobie przyjedzie oglądnąć mecz z synem raz w sezonie, ale tacy ludzie przychodzą do nas po zniżkę na karnety, bo są "wiernymi kibicami"... Uwierz mi, że u nas żadne wulgarne przyśpiewki nie mają miejsca. Są potrzebnie tacy ludzie, którzy nie oglądają meczu- zawsze jest kilku prowadzących i oni stoją tyłem do stadionu bez nich nic nie będzie, śpiewanie nie wyklucza oglądania meczu.
Mecz do oglądania, kibic do kibicowania ;).