Trzy kropki: Mecz z West Bromem
Dwie piękne bramki, tradycyjne nerwy w końcówce – słowem typowy mecz LFC. Spotkanie z West Bromwich Albion w „Trzech kropkach” komentują dziś dla Państwa AdamR, AirCanada i PhillieO. W środku można też znaleźć próbę prognozy co do krótkoterminowej, nie tylko ligowej, pozycji drużyny.
– O ogólnym przebiegu meczu… (AirCanada)
Liverpool był w tym spotkaniu stroną dominującą i stworzył sobie dość klarownych sytuacji bramkowych, by chłopcy Pulisa opuścili Anfield w takich samych nastrojach, jak kilkanaście dni wcześniej Leicester i Hull City. Niestety niemoc strzelecka po przerwie i kontaktowy gol w 83. minucie sprawił, że ostatnie minuty fani the Reds musieli nerwowo gryźć paznokcie w oczekiwaniu na ostatni gwizdek arbitra. Był to jednak mecz, jaki chcą oglądać kibice. Gospodarze w pełni zasłużyli na wygraną i mogą ze spokojem wyczekiwać kolejnych występów.
– O 75 minutach konsekwentnego nacisku na graczy WBA … (PhillieO)
Przez pierwszych pięć kwadransów mecz wyglądał zgodnie z oczekiwaniami każdego fana Liverpoolu na naszej planecie. Pełna kontrola i nieustający ciąg na bramkę rywali powinny dać przynajmniej trzy razy więcej bramek, ale jak to w czerwonej części Merseyside ostatnio często, zabrakło skuteczności. Sama gra jednak napawa optymizmem, konstruowane akcje nie miały prawa się nie podobać, a o nieproporcjonalne małe liczby w stosunku do całokształtu nie ma się co martwić, wszystko przyjdzie z czasem. Potrzeba, krótko mówiąc, jeszcze więcej pracy na treningach, przywiązania do detali i jeśli to zostanie podtrzymane, to niedługo mecze Liverpoolu powinny być kompletnymi pokazami dominacji, czego sobie i Wam życzę.
– O dwóch bramkach wysokiej próby … (AdamR)
Po pierwszej połowie byłem pełen optymizmu. Nie dość że stłamsiliśmy rywala i nie daliśmy mu dojść do słowa, to strzeliliśmy dwie bramki… i to jakie! Najpierw błyskawicznie przenieśliśmy futbolówkę od naszej defensywy aż pod samą bramkę rywala. Każde z podań było skrojone na miarę, a bezradni przeciwnicy mogli jedynie przyglądać się jak precyzyjnym strzałem piłkę w siatce umieszcza Sadio Mané. Drugie trafienie to z kolei popis naszego „Małego Magika”. W akcji po raz kolejny brał udział Senegalczyk, który po przechwycie podał do Coutinho. Brazylijczyk wbiegł w pole karne, ograł stoperów WBA i mocnym strzałem po ziemi przy samym słupku pokonał Fostera. Zważywszy na fakt, że w tym sezonie the Baggies bardzo rzadko tracili bramki w pierwszej połowie, był to wyśmienity początek w wykonaniu the Reds.
– O kilku solidnych okazjach na stratę punktów… (AdamR)
Pomimo wielu okazji w drugiej połowie liverpoolczycy zamiast postawić przysłowiową kropkę nad „i”, postawili raczej znak zapytania. Klopp przed pojedynkiem zdawał sobie sprawę z zagrożenia w postaci stałych fragmentów gry w wykonaniu the Baggies. Nawet jeśli the Reds intensywnie pracowali nad poprawą tego aspektu gry, to końcowy egzamin oblali. Goście sytuacji do strzelenia gola mieli jak na lekarstwo, a mimo to po rzucie rożnym w końcówce spotkania umieścili piłkę w siatce. Niewiele brakowało, aby doszło na Anfield do sensacji. Liverpoolczycy broniąc się przed kontrami uciekali się do fauli. W 87. minucie po rzucie wolnym i kolejnym zamieszaniu dużo wolnej przestrzeni na oddanie strzału miał Robson-Kanu. Chwilę później groźny atak przeprowadził Rondón, a w 91. minucie przed kolejnym zagrożeniem uratował Czerwonych spalony. Na szczęście po ostatnim gwizdku można było odetchnąć z ulgą i cieszyć się z zasłużonego kompletu punktów.
– O oczekiwaniach względem najbliższych kolejek Premier League… (AirCanada)
Teoretycznie do derbów z Evertonem 19 grudnia czeka nas w lidze siedem potyczek z tzw. łatwiejszymi rywalami. Czy oznacza to, że będzie to spacerek dla drużyny Kloppa? Nic bardziej mylnego. Niemniej mam ogromną nadzieję, że Liverpool odrobił lekcję z ostatnich miesięcy i będzie przystępował do każdego meczu odpowiednio nastawiony mentalnie, grając na sto procent swoich możliwości. Tylko w ten sposób możemy myśleć o inkasowaniu kolejnych oczek. Jeśli zachowamy dobrą dyspozycję i będziemy koncentrować się wyłącznie na najbliższej konfrontacji, zachowamy duże szanse, by przed Boxing Day być w ścisłej czołówce Premier League.
– O poważnej przeszkodzie w EFL Cup… (PhillieO)
The Reds będą mieli okazję zrewanżować się Spurs za niefortunny podział punktów w lidze, poprzez wyrzucenie ich z krajowego pucharu. Mówi się o tym, jakoby Mauricio Pochettino chciał wystawić słabszą jedenastkę, ale nie ma co się oszukiwać, Tottenham nadal jest groźnym rywalem, a mecz z Liverpoolem, Koguty na pewno potraktują poważnie. Osobiście oczekuję odpoczynku kilku ważnych postaci i dania szansy bohaterom drugiego planu (Ings, Ings, Ings). Jak będzie? Z jakim nastawieniem wyjdzie Liverpool na murawę Anfield jutrzejszego wieczora? Wie to tylko Jürgen Klopp. Obyśmy jednak po tym meczu mogli dalej myśleć o pucharowej przygodzie, ponieważ, nie wiem jak Wam, ale mi po zeszłym sezonie pozostał w tej kwestii pewien niedosyt.
Komentarze (0)