Boss ma wreszcie w czym wybierać
Wprowadzenie Jordana Hendersona w 69. minucie zwycięskiego meczu z West Hamem United było znaczącym wydarzeniem. Nie tylko dlatego, że do gry powrócił kapitan, ale również ze względu na to, jak wpłynął ten ruch na ustawienie przedniej formacji.
Gdy Roberto Firmino schodził strudzony z boiska, by w pomocy zastąpił go Henderson, intrygujące było coś innego. Mo Salah zszedł bardziej do środka, podczas gdy Naby Keïta został przesunięty z lewej strony trzyosobowej linii pomocy na lewe skrzydło ofensywnego trio. Pod koniec wygranego w przekonującym stylu meczu z West Hamem formacja ofensywna Liverpoolu przeszła zupełną odmianę. Firmino, Salah i Sadio Mané byli już poza boiskiem, a ich miejsca zajęli Xherdan Shaqiri, Daniel Sturridge oraz Naby Keïta. Liverpool nagle zyskał opcje w ataku. To była właśnie ta głębia składu, o której wszyscy mówili. Adam Lallana, czy sprowadzony za 43,7 mln funtów Fabinho nawet nie rozprostowali nóg, a Alberto Moreno nie załapał się do osiemnastki meczowej. Poza tym Dejan Lovren był kontuzjowany, podobnie jak Alex Oxlade-Chamberlain.
Klopp jednak również nieco wcześniej miał różne opcje rotacji. W pierwszym meczu grupowym ubiegłej edycji Ligi Mistrzów, czyli około rok temu w meczu z Sevillą, ławka Liverpoolu prezentowała się następująco: Mignolet, Klavan, Robertson, Milner, Oxlade-Chamberlain, Sturridge i Coutinho. Całkiem nieźle. Trent Alexander-Arnold nie mieścił się wówczas nawet na ławce rezerwowych.
Z czasem europejska przygoda zakończyła się żalem i szukaniem winnych po meczu z Realem Madryt w Kijowie. W finale Ligi Mistrzów ławka Liverpoolu wyglądała tak: Mignolet, Clyne, Klavan, Moreno, Lallana, Can i Solanke. Lallana i Can dopiero wracali do gry po kontuzjach (Oxlade-Chamberlain został całkowicie wykluczony z gry po poważnym urazie kolana), a byli jedynymi rezerwowymi, których Klopp wpuścił na boisko. W noc, w którą okoliczności sprzysięgły się przeciwko jego drużynie, by na koniec uwydatnić jej fundamentalne błędy.
Dziś perspektywa jest taka, że Liverpool po styczniowym, wartym około 142 miliony funtów transferze Coutinho do Barcelony bardzo dobrze sobie radził. Pewnie, The Reds przetarli szlak przez kontynent podczas nieobecności Brazylijczyka, zaliczając po drodze kilka spotkań przyspieszających bicie serca oraz mobilizujących wszystkich ludzi wokół klubu w jedną armię.
Ryzyko sprzedaży Coutinho bez sprowadzania zastępstwa wiązało się jednak z tym, że w przyszłości może przyjść moment, w którym go zabraknie - moment, w którym opcje na ławce ucierpią, choćby ze względu na wkradające się kontuzje. Na nieszczęście dla Kloppa ten moment przyszedł w dniu wielkiego meczu, gdy Salah schodził z płyty Stadionu Olimpijskiego w Kijowie ze łzami w oczach po tym, jak jego bark ucierpiał w starciu z Sergio Ramosem.
Liverpool z Coutinho w porównaniu z Liverpoolem z nie w pełni sprawnym Lallaną wydaje się być zespołem, który mógłby postraszyć nieco bardziej niż miało to miejsce, zanim Loris Karius swoimi błędami przyczynił się do porażki 3-1. Podobnie sytuacja ma się ze Sturridge'em. Jego obecność tej nocy mogłaby dać z pewnością więcej niż Dominic Solanke, któremu Klopp nawet nie ufał na tyle, by wpuścić go na boisko.
Wszystko to pokazuje, że weryfikacja głębi składu ma miejsce dopiero w okolicach kwietnia i maja, gdy sezon staje się wyczerpujący o wiele bardziej niż jego początek. Dlatego Klopp musi znaleźć sposób, by zapewnić Sturridge'a o tym, że dostanie swoje szanse w najbliższych miesiącach nawet mimo fantastycznej gry podstawowej trójki w ataku; po to, by napastnik nie czuł się rozczarowany.
Odpowiednie dawkowanie czasu gry w okresie przedsezonowym jest oczywiste - każdy piłkarz przez to przechodzi - jednak zagrożenie ze strony Sturridge'a może zmaleć, jeśli zostawić go bezrobotnym. Być może proces prowadzenia go będzie teraz łatwiejszy ze względu na katastrofalny okres wypożyczenia w West Bromwich Albion - po czymś takim Sturridge chyba zdaje sobie sprawę, co ma mu do zaoferowania Anfield.
Idąc dalej tym tropem, czy Liverpool powinien naprawdę rozważać sprzedaż Ragnara Klavana w tym okienku transferowym? Młody Nat Philips wprawdzie zaistniał w okresie przygotowawczym, ale Lovren może nie zagrać nawet do najbliższej przerwy reprezentacyjnej, Joël Matip często wypada ze składu, a Joe Gomez jeszcze się uczy. Virgil Van Dijk jest pewnym pierwszym wyborem, ale mogą się zdarzyć mecze, w których niezawodny Klavan będzie potrzebny. W końcu wystąpił w 25 meczach poprzedniego sezonu. To, że Divock Origi może zostać sprzedany przed końcem miesiąca jest właściwie tajemnicą poliszynela, ale osłabianie pozycji obrońcy, gdzie Klopp próbował chyba 24 różnych par stoperów, nie ma chyba większego sensu na początku sezonu, który może być tak owocny.
Klavan to tylko przykład, argumenty przemawiają za nim. Alternatywą dla Kloppa może być szukanie głębi, której nie będzie, gdy zajdzie potrzeba.
Paul Joyce
Komentarze (1)