Suárez i Coutinho to nie legendy
Przyjęci zostaną z szacunkiem. Anfield zawsze okazuje go byłym gwiazdom, które z godnością reprezentowały barwy klubu w przeszłości. Wśród kibiców nie będzie natomiast poczucia żalu czy tęsknoty, kiedy na starcie z Liverpoolem w półfinale Ligi Mistrzów w barwach przeciwników wybiegną Luis Suárez i Philippe Coutinho.
Kibice będą zbyt zajęci wspieraniem obecnej drużyny, która nadal niesie na barkach ich marzenia i nadzieje, nie będą mieli zatem czasu na rozpamiętywanie tej dwójki, która odwróciła się od klubu i odeszła.
Duet z Barcelony będzie mógł zobaczyć, że The Reds są w tej chwili zupełnie innym zespołem niż ten, z którego odchodzili. Poprzeczka została podniesiona wysoko. Liverpool będzie walczył z zespołem z Katalonii jak równy z równym, nie będzie chłopcem do bicia.
Klopp określił tło nadchodzącego pojedynku mianem “powrotu dwóch legend Liverpoolu”, jednak to w pewnym sensie przesada.
Zarówno Suárez jak i Coutinho w swoim czasie w Liverpoolu rozgrzewali Anfield do czerwoności. Obaj utalentowani zawodnicy z Ameryki Południowej potrafili przechylić szalę zwycięstwa na korzyść The Reds swoimi genialnymi występami, obaj pozostawili piękne wspomnienia.
Jednak przez odejście z klubu odrzucili możliwość dołączenia do panteonu klubowych legend.
Wielkości zawodnika nie ocenia się tylko przez pryzmat jego umiejętności. Chodzi też o lojalność, wierność, zdobyte medale.
Suárez i Coutinho tego nie zaprezentowali. Dla nich Liverpool był kolejnym krokiem w karierze, pewnego rodzaju przystankiem.
Im lepszy jest zawodnik, tym więcej kibice są w stanie mu wybaczyć, co świetnie widać na przykładzie Suáreza.
Urugwajski napastnik udowodnił, że jest genialnym piłkarzem, jednak miał swoje problemy natury dyscyplinarnej, co potrafiło szargać dobre imię Liverpoolu.
Często zapomina się o tym, że nalegał on na transfer do Arsenalu latem 2013 roku, dopiero za namową Stevena Gerrarda postanowił zostać w klubie na jeszcze jeden sezon.
Suárez był niesamowity, zdobył aż 31 ligowych bramek w sezonie, kiedy Liverpool niespodziewanie włączył się do walki o mistrzostwo, następnie na Mundialu pokazał się ze swojej gorszej strony i zatopił zęby w Giorgio Chiellinim, by w letnim okienku transferowym dołączyć do Barcelony.
W czasie 3,5 roku, które spędził w zespole The Reds zdobył 82 gole w 133 występach, udało mu się jednak sięgnąć jedynie po zwycięstwo w Pucharze Ligi.
Coutinho spędził w klubie trochę więcej czasu. W czasie swojego pięcioletniego pobytu w zespole strzelił 54 bramki w 201 występach, nie udało mu się jednak zdobyć żadnego trofeum.
Po powolnym wejściu w drużynę zaczął się rozwijać, a jego wpływ na zespół rósł nieprzerwanie. Jednak podobnie jak w przypadku Suáreza, katalońscy giganci zamieszali mu w głowie zaledwie kilka miesięcy po podpisaniu nowego kontraktu.
Liverpool starał się z całych sił zatrzymać zawodnika, który latem 2017 próbował wymusić transfer, klub odrzucił nawet trzy konkretne oferty.
W czasie spotkania twarzą twarz w Monachium zawodnik usłyszał od prezesa FSG Mike’a Gordona, że do transferu nie dojdzie w tym okienku, chwilę później Brazylijczyk zgłosił tajemniczą kontuzję pleców, co pozostawiło niesmak. Atmosfera oczyściła się dopiero po zamknięciu okienka transferowego.
Kolejne sześć miesięcy Liverpool próbował przekonać piłkarza, że jego przyszłość jest na Anfield, jednak te starania okazały się być bezskuteczne.
Coutinho wciąż domagał się transferu w zimowym okienku, nawet pomimo faktu, że nie był uprawniony do występowania w Lidze Mistrzów w Barcelonie.
Doszło nawet do sytuacji w której Klopp stwierdził, że utrzymanie zawodnika i wyciągnięcie maksimum z jego potencjału będzie niemożliwe. The Reds mogli się obyć bez tego przedstawienia.
Co najważniejsze, zawodnik opuścił klub na warunkach Liverpoolu. 142 miliony funtów, w tym 36 milionów funtów w bonusach, to kwota transferu wynegocjowana przez Mike’a Gordona, dwukrotnie wyższa niż pierwsza oferta złożona przez Barcelonę w letnim okienku.
To szalona kwota, biorąc pod uwagę fakt, że Liverpool sprowadził Coutinho z Interu za zaledwie 8,5 miliona funtów zimą 2013 roku.
- Jesteśmy wystarczająco wielcy i wystarczająco silni, aby dalej prezentować nasz agresywny styl gry na boisku - powiedział Klopp w dniu odejścia Coutinho.
Jego słowa okazały się prorocze. 14 miesięcy później Liverpool jest w niesamowitej formie.
75 milionów funtów, które klub zainkasował za transfer Suáreza zostały roztrwonione na takich graczy jak Mario Balotelli czy Lazar Marković, jednak pieniądze ze sprzedaży Coutinho zostały zainwestowane w sposób bardzo przemyślany.
Sprowadzenie Virgila van Dijka i Alissona Beckera dało drużynie tak potrzebny spokój w defensywie, to było dopełnienie ofensywnego potencjału zespołu.
Sprzedanie Coutinho paradoksalnie sprawiło, że Liverpool jest klubem mocniejszym. Ataki zespołu nie są teraz też aż tak przewidywalne.
Kiedy Coutinho odchodził do Katalonii, The Reds przygotowywali się do występu w fazie pucharowej Champions League pierwszy raz od dziewięciu lat. W tej chwili są jeden krok od wystąpienia w dwóch finałach z rzędu.
Aby znaleźć taki sezon, w którym na tym etapie klub wciąż liczył się w wyścigu zarówno o mistrzostwo Anglii, jak i o Puchar Europy, trzeba cofnąć się aż do 1984 roku.
W tej chwili jest to zespół, w którym największe talenty chcą zapuścić korzenie. Mogą wierzyć, że na Anfield spełnią swoje marzenia. Postrzegają Liverpool jako swój cel, nie jako sposób do jego osiągnięcia.
Legendy poświęcają swoje najlepsze lata grze w tym klubie, piszą niezapomniane historie okraszone sukcesem. Ani Suárez, ani Coutinho tego nie uczynili.
To Mohamed Salah, Sadio Mané, Roberto Firmino, Virgil van Dijk i spółka są na dobrej drodze do tego, aby zapisać się w historii klubu z Anfield.
James Pearce
Komentarze (13)
Co ten Klopp pierdzieli. Jak można nazwać kogoś legendą kto wymusza transfer.
W wieku 27 lat moge szczerze powiedziec Nikt ale to Nikt nie jest i nie będzie większy od klubu, Kocham Cie Liverpool FC
Gdy suarez wymuszał transfer do Arsenalu już wiele osób zapomniało.... Owszem później zagrał sezon życia ale późniejsze zaloty z jakimiś prezentami dla coutinho szukanie domów.... Nie rozumiem jak ktoś strzepi ryja na coutinho a na suareza już nie.
Obaj patrzyli na swoje dobro ponad Liverpoolu i o mianie legend nie ma mowy.
A teraz jestesmy jeszcze lepszą druzyną, kazdy broni,kazdy strzela,kazdy jezt HAPPY
Maksiu Sanok
Też mam tyle lat i bardzo przeżyłem jego odejście. Z tym, że nie aż tak bardzo jak Fernando. Kochałem go, uwielbiałem patrzeć na jego grę na jego bramki. Płakałem jak odszedł do tak małego klubu tylko dla wyższej tygodniówki. Coutinho zapamiętam z jego niesamowitych bramek czy rzutów wolnych. Poszedł by spełniać swoje marzenia- ok niech spierd.... pomyślałem sobie bo strasznie się tym rozczarowałem podobnie jak Jurgen. W Liverpoolu miał wszystko, miał swojego przyjaciela Bobbyego.
Jeżeli osiągniemy to o czym każdy z naszej czerwonej rodziny marzy to tak jak napisał Pearce: MO, Sadio, Bobby, Virgil i spółka będą legendami. YNWA!!!
Gdyby został dłużej to wpisałby się zapewne w zacne grono tych najbardziej zasłużonych.
A Cou-jakoś nigdy nie czułem do niego "mięty".Zbyt często miewał spotkania w których grał przeciętnie bądź po prostu źle a tym całym "cyrkiem" przed odejściem z LFC to już zupełnie mnie do siebie zraził.
Ot był sobie zawodnik i tyle!
To jest oczywiście moja subiektywna opinia.
Wracanie po raz któryś do tego co się działo nie ma sensu, a odejście Brazylijczyka bardzo nam pomogło, bo gdyby dalej był z nami to nie byłoby nas w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz
Tyle i aż tyle, nie ma co zwracać na nich uwagi - oni mają co chcieli, my mamy czego chcieliśmy (bardzo dobry, równy w każdej formacji skład i walkę o najwyższe cele w kraju i Europie)
Niesmak był i jest jeszcze, ale czasem lepiej odpuścić, na prawdę