Wygrani i przegrani tournée po USA
Po tym, jak The Reds zakończyli swoje tournée po Stanach Zjednoczonych remisem 2-2 ze Sportingiem, nadszedł czas podsumowań. Dziennikarz Liverpool Echo Ian Doyle ocenił, którzy piłkarze wykorzystali swoją szansę, a którzy wciąż mają coś do udowodnienia.
South Bend, Boston, Nowy Jork. Fani zostali pożegnani, koszulki podpisane, wywiady udzielone. Liverpool wrócił do domu.
W kwestiach pozaboiskowych wypad do Stanów Zjednoczonych w wykonaniu The Reds okazał się wielkim sukcesem - klub dotarł ze swym przesłaniem do ponad 100 tysięcy fanów obecnych na każdym z jego trzech meczów.
Jednak na boisku sprawy nie poszły tak gładko.
- Ze sportowego punktu widzenia cieszę się, że wracamy - mówił Jürgen Klopp krótko po tym, jak jego zespół zremisował 2-2 środowe spotkanie ze Sportingiem Lizbona.
Remis ze Sportingiem poprzedziły dwa przegrane mecze z rzędu: z Borussią Dortmund oraz Sevillą, obydwa rozgrywane w piekielnych upałach. Problemem były też same boiska; dwa ostatnie mecze zostały rozegrane na tymczasowo przekształconych obiektach baseballowych.
Biorąc pod uwagę fakt, że Alisson Becker, Roberto Firmino, Mohamed Salah i Sadio Mané wciąż jeszcze nie wrócili do klubu, a Naby Keita oraz Xherdan Shaqiri leczą kontuzje, tournée dawało kolejne szanse wielu piłkarzom, dobijającym się do pierwszego składu.
Przyjrzeliśmy się temu, kto najlepiej - a kto najgorzej - wykorzystał swój czas spędzony w Stanach Zjednoczonych.
Zwycięzcy Divock Origi
Divock Origi jest człowiekiem, który przeszedł transformację na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. Belg przeszedł drogę od piłkarza, będącego niemal pewnym opuszczenia Anfield, do bycia prawdziwym idolem The Kop, co zawdzięcza swoim wyczynom w końcówce minionej kampanii Champions League.
Origi strzelał w meczach z Sevillą i Sportingiem - w obydwu pokazał prawdziwy strzelecki instynkt - jednak to jego ogólny poziom gry imponował najbardziej. Belg nieźle przewodził formacji ofensywnej, demonstrował szybkość, siłę i przekonanie o własnych umiejętnościach, które uczyniły go rewelacją pierwszych miesięcy pracy Kloppa.
Jest teraz prawdziwym kandydatem do wywarcia presji na ofensywnej trójce podstawowego składu.
Alex Oxlade-Chamberlain
Jeśli chodzi o Alexa Oxlade'a-Chamberlaina, wszystko rozbijało się o minuty - Anglik wciąż stara się osiągnąć sprawność meczową po tym, jak rok spędził poza boiskiem.
Oxlade-Chamberlain wystąpił we wszystkich trzech meczach, grając po godzinie w dwóch z nich i imponował w szczególności w spotkaniu z Borussią Dortmund, zaliczył także asystę w meczu ze Sportingiem.
Problem z łydką, z którym był zmuszony grać w ostatnim meczu w Nowym Jorku, pokazał, że wciąż jeszcze kawałek drogi przed nim. Jednak już prawie to ma.
Rhian Brewster
Młody napastnik nie był w Stanach Zjednoczonych wykorzystywany w takim stopniu, jak w pierwszych meczach towarzyskich z Tranmere Rovers i Bradford City.
Niemniej jednak, Brewster pozostał niewzruszony na skok jakości przeciwników. Styl, w jakim przyjął propozycję wykonania karnego w końcówce meczu z Borussią, a potem pewne wykorzystanie go potężnym strzałem w górny róg pokazują, że wiara w siebie nie jest w jego przypadku kłopotem.
Debiut w pierwszym zespole wydaje się czekać na nastolatka tuż za rogiem.
Przegrani Nathaniel Clyne
To nie wina prawego obrońcy, że nabawił się urazu więzadła krzyżowego po czymś, co wyglądało na drobny uraz i to tuż przed planowaną zmianą w meczu z Borussią Dortmund.
Teraz jednak, z perspektywą sześciu miesięcy poza grą, obrońca na 12 miesięcy przed końcem swojego kontraktu z klubem zaprzepaścił swoje nadzieje na transfer definitywny.
Zamiast tego Anglik skupi się przez większość sezonu na powrocie do zdrowia i rehabilitacji. Klopp zdążył już oświadczyć, że kontuzja obrońcy nie wpłynie na podejście klubu do transferów, co sugeruje, że Clyne i tak nie był w planach menedżera.
Harry Wilson
Reprezentant Walii rozpoczął swój pobyt w Stanach Zjednoczonych idealnie, zgrabnie wykańczając akcję bramkową Liverpoolu przy pierwszym golu The Reds w meczu przegranym 2-3 z Borussią Dortmund.
Niemniej jednak, niemal od tego momentu zaliczył zjazd w dół - po tym, jak został uderzony łokciem Evera Banegi z Sevilli, nie był w stanie później pokazać się po swoim wejściu na boisko w meczu ze Sportingiem.
Z pewnością będą jeszcze kolejne szanse dla Walijczyka przed rozpoczęciem Premier League, jednak musi on odnaleźć równą formę tak szybko jak to możliwe.
Ryan Kent
Podobnie jak Wilson starał się pokazać, że jest w stanie konkurować o miejsce na skrzydle i, podobnie jak jego kolega z drużyny, zaliczył obiecujący występ w pierwszym spotkaniu amerykańskiego tournée.
Mimo to, nic od tamtego czasu tak naprawdę się nie wydarzyło. Zarówno dla Kenta jak i Wilsona widok Giniego Wijnalduma, rozpoczynającego mecz ze Sportingiem na lewym skrzydle - co więcej, zaliczającego imponujący występ - mógł być przybijający.
Nikt tu nie kwestionuje ich talentu. To bardziej kwestia tego, czy uda się to połączyć ze składem Kloppa i poszerzyć jego opcje w ataku. To przeszkoda, którą zarówno Kent, jak i Wilson muszą pokonać.
Ian Doyle
Komentarze (2)
Od paru tygodni na różnych forach i twitterach można było przeczytać, że klub najchętniej sprzedałby Wilsona (zainteresowanych nie brakuje). Powodem miał być podobno m.in. brak zaangażowania w zadania defensywne. Teraz dostajemy idealną podkładkę medialną - nie sprawdził się, więc kibice muszą zrozumieć.
Owszem, cudów nie zagrał, ale jeśli mamy nikogo nie kupić byłby dobrym dodatkiem do składu.
Skoro klub wypuszcza taki artykuł, to niestety, ale zapewne na dniach pożegnamy Wilsona. Ciekawe tylko czy definitywnie czy na pewien czas.