Owen odpowiada na krytykę
W swojej nowej książce Michael Owen odniósł się do krytyki osób, którym przeszkadza fakt sprawowania przez niego roli ambasadora Liverpoolu.
Anglik ma cztery miliony subskrybentów na Twitterze i regularnie znajduje się pod ostrzałem, ale jak uważa, jego reputacja w świecie rzeczywistym jest nietknięta.
- Nigdy nie byłem jednym z tych gości, którzy kręcą się wokół dawnego klubu, nosząc klubowe stroje i nie robiąc nic poza tym, że są. W różnych klubach widuję chłopaków, którzy robią takie rzeczy. Nie zobaczycie, żeby coś takiego czynił ktoś pokroju Paula Scholesa, Stevena Gerrarda czy Jamiego Carraghera, a i mnie nigdy nie przeszłoby to przez myśl. Wydaje mi się to rozpaczliwe.
- Tak, pracowałem niegdyś w klubie piłkarskim, ale gdy opuszczałem klub to ta więź była zrywana. Nie mógłbym wówczas stać się fanem lub osobą, która nieustannie wszystkim przypomina, że kiedyś też tam grała. Jestem pewien, że moje dokonania mówią same za siebie.
- Byłbym zażenowany przebywaniem w klubie, o ile nie wymaga tego ode mnie wiążąca mnie z nim rola ambasadora. Nie wiem dlaczego, ale jestem dumny z takiej postawy. Tak samo dzieje się w przypadku proszenia byłego klubu o przysługę. Pomimo tego, że grałem dla Manchesteru United i Realu Madryt nigdy nie pomyślałbym, żeby zadzwonić z prośbą o bilety meczowe. Spodziewam się, że nie mieliby z tym problemu, ale ja nigdy bym tego nie zrobił. Pod tym względem jestem jak mój ojciec. Za bardzo szanuję siebie i te kluby, aby prosić się o darmowe przysługi. Byłoby mi wstyd, jednak widzę, że piłkarze robią to nagminnie.
- Z Liverpoolem jest inaczej. Wraz z kilkoma innymi byłymi zawodnikami mamy tam umowę ambasadorską. Nie przebywam tam może przez cały czas, ale wypełniam swoje obowiązki. Otrzymuję wiele obelg od osób, które podejrzewam, że są kibicami Liverpoolu i które uważają, że dlatego, iż grałem dla klubowego rywala, to nie powinienem w ogóle sprawować roli ambasadora Liverpoolu. Uważam, że to bzdury. Boli mnie to, w szczególności gdy wspominam chwile, które przeżyłem wraz z kibicami oraz kolegami z zespołu. Pozostawiłem po sobie dobre wrażenie w Liverpoolu. Zdobyłem trofea, strzeliłem trochę bramek, otrzymałem dwa Złote Buty i jedną Złotą Piłkę. Zagrałem dla klubu 297 razy. Wielokrotnie poświęciłem się dla zespołu. Niby w jaki sposób gra dla klubowego rywala przekreśla wszystko, co zrobiłem? Wcale tak nie jest i trzeba być szalonym żeby tak uważać.
- Liverpool oraz wszystkie inne zespoły mają ambasadorów chodzących w klubowej odzieży, którzy zagrali jeden sezon, prawie nic nie zrobili dla klubu, a piłkę kopali przez 2 minuty. To jest jakiś nonsens. Kibice powinni się czasem zastanowić, dlaczego ich opinie zaprzeczają same sobie. Warto odnotować, że te opinie pojawiają się wyłącznie w internecie.
- Na co dzień nie boję się wyjść dokądkolwiek. Uczęszczam do restauracji, pubów, na wyścigi i boiska piłkarskie. Robię tak od lat i będę to kontynuował. Na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których ktoś podszedł do mnie i skrytykował wybór klubów, w których grałem, skrytykował moją lojalność lub cokolwiek innego. Takie rzeczy nie mają miejsca w świecie rzeczywistym, natomiast w internecie panuje wolna amerykanka.
Komentarze (33)
I nie!nie przekreślam jego zdobyczy i wkładu sportowego w LFC ale przejście(nawet nie bezpośrednie) do ekipy z Old Trafford to dla mnie no go.
I tak!mnie osobiście nie podoba się,że ten typ jest naszym ambasadorem.
Owen to był bardzo dobry piłkarz ale nie jest legendą Liverpool'u nic mu się nie należy. Legendą się zostaje za coś więcej niż strzelanie goli. Dla przykłądu - Suarez też legendą nie jest. Natomiast oczywiście Owen może aplikować gdzie chce, nawet na pozycję trenera Lfc, tylko niech się nie zdziwi że nikt mu nawet nie odpisze. Podjął decyzję o odejściu do MU dla kasy i sławy, teraz musi zagryźć zęby,bo jest emerytowanym piłkarzem któremu ani kibice Lfc ani kibice MU nie będą bić braw, ewentualnie mogą mu jedynie podać rękę.
Mógł grać wszędzie na świecie. Mógł wybierać. Reale, Barcelony, Newcastle... Cholera nawet na Plutonie. Zrozumiałbym to. Liverpool był dla niego za ciasny w pewnym momencie.
Nie mógł tylko na OT i G. Ale oczywiście musiał na stare lata grać dla Fergusona.
Opluł to czego dokonał. I zaklinanie rzeczywistości tego nie zmieni.
Skoro on nie widzi problemu w graniu dla największego rywala to prawdopodobnie nie utożsamia się z klubem. Po co mi taki ambasador?
Nic nie oceniam, tak po prostu mi się przypomniało to napisałem :)
W ogóle nie powinieneś wypowiadać się na temat tego czy jesteś słusznie hejtowany bo nie masz pojęcia o tym jak czuje i myśli fan skoro mówisz to co mówisz. To są same pierdoły.
Ja dobrze pamiętam jak się wypowiadałeś po dołączeniu do United jaki byłeś podjarany, największy klub w jakim grałeś ty zasrańcu ta twoja abmasadorka to ostatni żart jaki ostał się w tym klubie.
Zdobyłeś mistrzostwo ligi bo Ferguson na siłę wpuszczał cie na ogony, żebyś miał wymaganą liczbę minut bo byś nawet medalu nie dostał, idź tam być ambasadorem.
Jakoś Coutinho miał na tyle przyzwoitości żeby nie wracać do PL jako rywal LFC. Owen wrócił i to do największego rywala.
Już wtedy mówiłem ze Ferguson wziął go tylko dlatego żeby nas upokorzyć, bo nie potrzebował go tam do niczego.
Po to są rodzice na świecie, żeby pomagać w decyzjach, wyszło jak wyszło w każdym bądź razie całkiem przeciwnie niż u Owena, nie Pawlak nienawiścią do niego ale uważam ze na ambasadora nie zasłużył, tyle
Za to z mojego, własnego doświadczenia powiem... Czekałem na niego po meczu NUFC - LFC pod stadionem Srok. Był jedynym piłkarzem (wtedy Newcastle) który nie podszedł do nikogo żeby dać autograf.
Gość mógł być legendą klubu a teraz faktycznie jest nikim. Jego nazwisko przyciąga dużo mieszanych uczuć. Sam pewnie nie może przeżyć tego że nie jest Gerrardem albo Carragherem. Nawet mój największy hero - R. Fowler potrafił grać dla wszystkich tylko nie MU. Zaliczył w końcu samych wrogów Diabłów - Nas, Man City i Leeds.
Na koniec - jeśli ktoś z Was nie widział jeszcze (choć bardzo w to wątpie) polecam film ''15 minut, które zszokowało świat''. Tam fajnie pokazali Owena jak nie może przeżyć braku swojego udziału w zwycięstwie w Stambule w sezonie 2004/2005.
Ja gdybym spotkał Michaela, mojego idola z dzieciństwa, zacytowałbym mu słowa kibiców Barcelony w kierunku Luisa Figo:
"We hate you so much, because we loved you so much"
Żałosny jesteś, wyobrażasz sobie Mane lub Firmino odchodzącego do Barcelony a później grającego dla United czy $ity? Ja jakoś nie, nawet Filipek odmówił kategorycznie w to lato mulom i smerfom, ja nie rozumiem jak można rozumieć takich zawodników, kochał od małego United a teraz jest ambasadorem Liverpoolu, dla Ciebie to jest normalne? Wyobrażasz sobie Kloppa w roli menadżera United?
On jest po prostu pier__nięty i obawiam się, że tu już nie ma ratunku.
Owen ciagle sie tlumaczy a gowno z tego wynika. Moze jakby sie nie odzywal albo zwyczajnie przeprosil to byloby inaczej a on dalej to wałkuje.
Już nie mówiąc o tym że "rywalizacja" Liverpool - M United jest absurdalna i nie umywa się do pojedynków Rangers - Celtic czy Real-Barcelona, za którymi stoją powody polityczne czy religijne (patrz wypowiedzi separatystycznych typów jak Guardiola).
Poniżej doskonały przykład piłkarskiego psychofana:
https://www.youtube.com/watch?v=vkyK5axz4z8&t=1s
Otóż nie. Skrajnoścą jest to o czym Ty mówisz "szacunku do swojego klubu czyli niegrania u odwiecznego rywala". Napisałem, że takie plemienne myślenie o rywalizacji MU z LFC jest absurdalne i trąci fanatyzmem. Granie dla obu tych klubów ludzie o mentalności brązowych koszul biorą za przekroczenie Rubikonu (o ile wiedzą z czego wywodzi się to powiedzenie).
Jeszcze w liceum myślałem tak jak Ty, ale potem zrozumiałem, że piłka to nic innego jak z jednej strony praca a z drugiej rozrywka. Cała reszta to dorabianie ideologii.
W XXw świat, szczególnie Europa, się bardzo cywilizował. Życie ludzkie nabrało dużej wartości. Kiedyś było tanie jak barszcz. W wielu miejscach na świecie niestety nadal jest - ale to tylko dygresja.
Poważnie ograniczyliśmy wojny i duże konflikty. Jednak od własnego DNA nie uciekniemy. Atawizmy siedzące w większości mężczyzn popychają do rywalizacji, sprawdzania się, potwierdzania wartości. Cywilizacja nie pozwala wziąć pałki i udowadniać swoją dominację więc trzeba było sobie znaleźć jakiś bezkrwawy zamiennik. Piłka nożna, myślę, jest dla większości z nas czymś takim. To się tyczy całego sportu jako takiego ale w futbolu z racji swej popularności i dostępności skupia i potęguje tę zależność. Wszędzie gra się w piłkę od Islandii po NZ. Każdemu można udowodnić swą siłę, spryt, szybkość. Ogólnie mówiąc - swą wyższość. Taka natura człowieka.
Każdy to lubi. Poprzez oceny w szkole, pensję w pracy, medale na olimpiadach. Dopisz sobie co chcesz.
Kibice akurat sfokusowali się na własnej drużynie. Silnie się utożsamiają. Chcą być najlepsi, chcą ryczeć, buczeć, zamieniać się w zwierzęta na te półtorej godziny. Gdzieś powinni rozładować te odziedziczone po przodkach instynkty. Stadion, telewizor, pub jest świetnym miejscem do tego.
Mógłbym jeszcze napisać o instynktach plemiennych które również mają tu swoją rolę ale szkoda takich wywodów na zwykłe komentarze. I tak pewnie nikt tego nie czyta.
To bodajże od lat najciekawszy komentarz jaki przeczytałem na portalu o piłce. To co napisałeś o rywalizacjj jest prawdą, jak również to o rozładowaniu instynktów. Zważ jednak, że to nie kibice grają, trenują i zarabiają na boisku tylko piłkarze. Fakt, robią atmosferę, ale to dla nich tylko rozrywka, oderwanie się od życia codziennego (fanatycy uważają inaczej). Własna aktywność fizyvzna i rozwój to co innego niż różnego rodzaju ersatze na co nie ma się wpływu.
Dlatego też nie mogę traktować poważnie kiedy jakiś Michał, Jacek czy inny Paweł dyktuje piłkarzowi, komuś dla kogo jest to zawód, gdzie może grać, gdzie nie może, co będzie implikować transfer z tego do innego klubu. Popatrz choćby na komentarz ManiacomLFC z 22:17 pod tym postem, zelota czystej wody choć Anglikiem raczej nie jest a być może nawet nigdy w Anglii nie był. Co ma Luis Figo do rzeczywistego, przyznaję konfliktu na linii separatystycznych palantów z Barcelony i Realu skoro jest Portugalczykiem?
I jeszcze coś, futbol to nie jedyny sport a jednak tylko w tym sporcie kibice są takimi prymitywami, którzy uważają, że mają uprawnienia do dyktowania innym wyboru ścieżki życiowej. Ja osobiście preferuję sporty zimowe, zwłaszcza narciarstwo alpejskie i powiem Ci, że tam takiej nienawiści nie uświadczysz i przyznawania sobie samozwańczych uprawnień co ten czy tamtem może robić. Ba, nawet zmiany barw narodowych (narodowych a nie jakiś klubików) są de facto normalne (zazwyczaj brak miejsca w wąskich kadrach) i odbywają się bez żadnych negatywnych konsekwencji.
Rozumiem, że przejdziesz się po Liverpoolu i powiesz, że wszyscy, którzy nie lubią United to prymitywy? Serio? (nikt tu nikomu nic nie dyktuje, oceniamy postępowanie kogoś kto np. całował herb klubu).
Sport to nie tylko pieniądze, to także rywalizacja i dla piłkarzy i dla kibiców rzecz jasna, sport to także EMOCJE - coś co mam ja, mają komentujący, mają także nie uwierzysz (albo powiesz, że nie bo to tylko pieniądze) - sportowcy.
Jakim prawem/czy myślą definiujesz KAŻDEGO piłkarza, że dla nich to tylko praca/pieniądze. Możesz mi wytłumaczyć czemu obrażasz ludzi twierdząc, że każdy kto myśli, że sport to coś więcej niż pieniądze jest taki i owaki? Nie wiem czyją miarą na to patrzysz, mam nadzieję, że nie swoją...
Następny argument - liceum. Ah, to teraz stałeś się "dorosły", zgredliwy itd. Wiesz co, szkoda mi Ciebie bo widzisz, ja liceum skończyłem 10 lat temu i dalej lubię się bawić w "rywalizację" (nieskrajną), lubię się emocjonować i mam prawo nie lubić jakiegoś klubu bo taka jest nie tylko tradycja ale i taki jest po prostu aspekt (odwieczny) rywalizacji.
Lubisz bardziej sporty zimowe? Nic mi do tego, możesz sobie lubić, dla mnie to są nudy i może dlatego też nie ma tam dużego sponsoringu ale też często nie ma tak wielkiej otoczki rywalizacyjnej bo to przede wszystkim większość niezespołowe sporty (sam jeżdżę na snowboardzie, fajnie ale jest to tylko mała zajawka, a mam większe emocje oglądając mecz LFC:United niż zjeżdżając z czarnej trasy...)
W dyscyplinach które porywają całe masy ludzkie to działa inaczej. Pisałem już że dzisiejsze mecze to dla zagorzałych kibiców alegoria dawnych wojen, potyczek. Nawet jeśli nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Na wojnie nie zdradzasz swoich braci. Nie idziesz walczyć dla wroga, bo ma lepszą broń, większą armię, lepiej płaci...
Przejaskrawiam nieco ten scenariusz jednak celowo, dla lepszego zobrazowania myślenia wiernego fana który jest z drużyną 10 lat, 20... a nieraz i 50.
Oczywiście łatwo jest decydować o lojalności kiedy się zarabia średnią krajową. Trudniej gdyby każdy z nas został wystawiony na milionowe pokusy. Dlatego z bólem serca ale kibice rozumieją graczy chcących nowych wyzwań. Owenowi nikt nie pluł na buty za Real. Mógł tam grać do emerytury i zawsze by był w domu witany jak swój człowiek, który dla nas walczył. Nie powinien grać tylko w TYM JEDNYM miejscu na świecie. Wiedział to, doradzano mu, był dorosły.
Kibice, gracze, trenerzy, właściciele to system naczyń połączonych o czym się często zapomina. Szczególnie zapominają piłkarze. Nie będzie futbolu jaki znamy jeśli zabraknie któregoś z tych czynników. Gdyby nagle zniknęli wszyscy fani piłki nożnej to nawet Neymar i Messi graliby za minimalną krajową. Nikogo by to nie interesowało.
I właśnie o tym egocentryk Owen zapomniał. Nie grał tylko dla siebie. To kibice stworzyli gwiazdę Michaela Owena.
Piłka nożna to w pierwszej kolejności praca, jak można temu zaprzeczać? Emocje, zadowolenie, satsyfakcja? Owszem też to mam, ale kibolstwo, które stawia te czynniki ponad prozaiczną rzecz, że dla piłkarzy to nie jest praca (bądź spychają to gdzieś hen daleko) żyją w nibylandii.
Obejrzyj pierwszą połowę filmu Hooligans (druga to już ostra jazda), to jest właśnie poziom małpoludów - nienawidzą tamtych, bo nie.
Czy po liceum stałem się zgredliwy? Nie, po prostu widzę co jest w życiu najważniejsze i jakie są priorytety i przy prawdziwym życiu piłka nożna dla kibica jest tylko rozrywką. Jakim prawem taki jeden z drugim przyznaje sobie prawo do oceniania ścieżki zawodowej piłkarzy, których nawet nie zna? Ja bym nie chciał by jakiś nieznany mi typ oceniał co zrobiłem w trakcie pracy dobrze a co źle, czy mogłem zmienić prawem, dostać podwyżkę, dostać inny wymiar czasu pracy.
Ty twierdzisz , że masz prawo nie lubić klubów, inni powiedzą, że mają prawo nienawidzić klubów, piłkarzy, spamować konta, palić koszulki i Bóg wie jeden co jeszcze. Ok, ale z czego ta nienawiść wynika jakie ma podstawy? Tradycja...no słabo, plemienność nic innego, jeżeli nie ma solidnych korzeni w historii lub jeśli sytuacja z przeszłości jest już irrelewantna. Dlatego te wojenki LFC-MU to czystej wody kretynizmy.
I dlatego Mitchell gdy piszesz
"Nie powinien grać tylko w TYM JEDNYM miejscu na świecie. Wiedział to, doradzano mu, był dorosły.
I właśnie o tym egocentryk Owen zapomniał. Nie grał tylko dla siebie. To kibice stworzyli gwiazdę Michaela Owena."
to nie ma żadnych racjonalnych podstaw. Jest to mentalność fanatyka, która jest z gruntu nierozsądna i trudno taki tok myślenia traktować poważnie.
To by działało u Lema lub Aldissa. W świecie maszyn czy cyborgów.
Piłka nożna to nie jest zwyczajna praca, a klub to nie biuro podatkowe czy taśma w fabryce. Piłki nie ogląda się dla słupków w excelu a zadaniem piłkarzy nie jest "produkowanie" bramek. Jeśli tak uważasz to najzwyczajniej mi Cię szkoda. Coś Ci umyka.
Mam jednak nadzieję, że to ja nadinterpretuję i wiesz co to podziw, radość, uwielbienie, złość, gorycz...
Futbol to przede wszystkim emocje. Jeśli już musiałbym drużynę porównać do zakładu pracy to powiedziałbym, że to fabryka produkująca emocje. Serotoninę, adrenalinę, dopaminę a nierzadko łzy i kortyzol.
Nie możesz ludziom zabierać ich prawa do emocji, bo to jest sens piłki nożnej. Dlatego zawładnęła światem. Ludzie chcą to przeżywać, dostawać cotygodniowy zastrzyk endorfiny, dlatego tak mocno się identyfikują i tak skrajnie empatycznie oceniają.
Czy przez to jestem "nierozsądnym fanatykiem"?
Nie będę się już rozpisywał o ponad stuletnim aspekcie historycznym rywalizacji dwóch wielkich miast przemysłowych. O uwarunkowaniach geograficznych, poszukiwaniu pracy i chleba, zależnościach od siebie i o tym jak budowa Kanału Manchesterskiego naruszyła tę kruchą równowagę. To były bardzo żywotne interesy ludzi z tamtych lat. Od tego się zaczęło.
Proszę, nie pisz mi, że jesteś kosmitą który wczoraj przypadkiem tu wylądował. :)
Wciąż nie uchwyciłeś o czym piszę. Ja mówię, że dla zawodników piłka to co innego a dla kibiców oraz kibolstwa siłą rzeczy co innego. Ty ciągle piszesz z perspektywy trybun, chociaż ludzie tam zasiadający nie zarobkują na boisku. Więc tak, jeżeli kibol przyznaje sobie prawo do dyktowania zawodnikom wyboru ścieżki życiowej to jest mentalnym fanatykiem, niewiele różniącym się pod tym względem od bojówkarzy z lat międzywojennych.
Owszem, piłki się nie ogląda dla słupków, ale to jest biznes jak każdy sport w którym jest wielu sponsorów. Taka proza życia i ciężko spychać to na plan dalszy. Jakkolwiek kibice żyją iluzją, że sport to przede wszystkim emocje, to problemy finansowe klubów prowadzące do katastrofalnych degradacji, tkwieniu po lata w bagnie biedy lub nawet likwidacji (ostatnio casus Bury) powinny sprawić by przestali bujać w obłokach.
Dobrze, że wspomniałeś o budowie kanału, właśnie o tym mówię. Od lat jest to tylko i wyłącznie ciekawostka historyczna i dorabianie do nienawistnej rywalizacji MU Liverpoolu takiej "podkładki historycznej" jest łagodnie rzecz ujmując naciągane i li tylko pretekstem.