Wywiad z Jürgenem Kloppem
W wywiadzie z Paulem Gorstem dla Liverpool Echo Jürgen Klopp opowiada o ostatnich dwóch latach, które spędził jako trener na Anfield i komentuje kluczowe dla klubu transfery, ważne spotkania i niezapomniane momenty.
Melwood tętniło życiem w to czwartkowe popołudnie. Może i był to sam środek przerwy międzynarodowej, ale baza treningowa Liverpoolu działała na pełnych obrotach.
Za ekranem swojego komputera ukrywał się asystent menedżera Peter Krawietz. Mężczyzna, którego Jürgen Klopp pieszczotliwie nazywa „okiem”, bez wątpienia nawet na sekundę nie zapomina o nadchodzących wyzwaniach, jakie czekają mistrzów Europy w ciągu najbliższych, gorączkowych kilku tygodni.
W innym pokoju Michael Edwards, najbardziej utytułowany dyrektor sportowy klubu, w pełni zrelaksowany śmieje się i żartuje przy stole. Gomez i Adrián jedzą lunch po treningu, podczas gdy dyrektor Akademii Alex Inglethorpe i nowy rekrut Harvey Elliot zajmują się swoimi własnymi sprawami.
Jednak to biuro menadżera jest miejscem, w którym koncentruje się cała praca, skąd Klopp w ekskluzywnym wywiadzie udzielonym Liverpool Echo opowiada o niemal czterech latach, które spędził jako trener the Reds.
Imponujący sezon 2016/2017 sprawił, że klub odzyskał status drużyny grającej w rozgrywkach Ligi Mistrzów, po tym jak w ostatnim ligowym spotkaniu tego sezonu pokonał 3:0 zespół Middlesbrough, gwarantując sobie tym samym miejsce w Top 4.
Zakwalifikowanie się do gry w najważniejszych klubowych rozgrywkach Europy udało się wtedy zespołowi zaledwie drugi raz w ciągu tej dekady. I było to osiągnięcie, które świętowali wszyscy związani z Anfield – zanim zdali sobie sprawę, że czeka ich jeszcze pojedynek w dwumeczu, nim będą mogli wystąpić w fazie grupowej.
- Byliśmy wtedy naprawdę imponujący – mówi Klopp.
- Pomiędzy styczniem a lutym mieliśmy trudny okres, mam tutaj na myśli kontuzje i podobne sprawy. Chłopcy naprawdę ciężko walczyli o to, co osiągnęli i stało się. Pamiętam, że kiedy udało się nam zakwalifikować to zaczęliśmy świętowanie, zanim uzmysłowiliśmy sobie, że ach, musimy jeszcze zagrać w kwalifikacjach.
A w kwalifikacjach do fazy grupowej Ligi Mistrzów Liverpool czekało trudne spotkanie z wschodzącym w Bundeslidze zespołem Hoffenheimu. Ich menedżer, Julian Nagelsmann, wyrabiał sobie opinię jednego z najzdolniejszych młodych trenerów w Europie, a zawodnicy tacy jak Serge Gnabry, Karem Demirbay i Sandro Wagner prezentowali się jako prawdziwa przeszkoda na drodze Liverpoolu do Ligi Mistrzów i wszystkich honorów z tym związanych.
Klopp nie musiał się jednak martwić. Mimo późnego gola w wykonaniu Marka Utha, który padł podczas spotkania rozgrywanego w Niemczech, rzut wolny Trenta Alexandra-Arnolda, a następnie bramka samobójcza Havarda Nordtveita zapewniły drużynie zwycięstwo, dając Liverpoolowi przewagę przed nadchodzącym rewanżem na Anfield. Grając u siebie the Reds odżyli, zdobywając trzy bramki w ciągu 21 minut i sprawiając, że świętujący wygraną trener krzyczał:
- To jest piłka nożna!!
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:2, co zapewniło Liverpoolowi awans do fazy grupowej turnieju. Tym samym klub w szybkim tempie powrócił do zbiorowej świadomości europejskich piłkarskich kibiców jako zespół grający na najwyższym poziomie. Od 2009 r. i sukcesów osiąganych pod rządami Rafy Beniteza Liverpool nie mógł cieszyć się imponującymi wynikami na kontynencie, aż do swojego powrotu w sezonie 2017/2018.
- To było wręcz przeciwieństwo towarzyskiego meczu - mówi Klopp o spotkaniach rozgrywanych z drużyną Hoffenheimu.
- Grali dobrze, ale my byliśmy wspaniali w obu tych spotkaniach. To był już dla nas wystarczający znak. Pomyśleliśmy „wow”. Hoffenheim myślał, że sprawi nam jakieś problemy, ale chłopcy spisali się niesamowicie i świetnie rozpoczęliśmy sezon.
Kluczem do tego doskonałego początku było podpisanie kontraktu z Mohamedem Salahem, którego przybycie było kolejnym ważnym momentem w rozwoju drużyny prowadzonej przez Kloppa. Pierwszy sezon Egipcjanina na Anfield był czymś absolutnie magicznym. Zawodnik zdobył 44 gole – w tym ustanawiające nowy rekord 32 bramki w 38 meczach Premier League – które zapewniły pięciokrotnym zwycięzcom Pucharu Europy napływ nowych fanów z całego kontyntentu.
Klopp był wystarczająco przekonany o temperamencie, nastawieniu i jakości Salaha, aby zaoferować za niego Romie rekordową w historii klubu kwotę 36,9 milionów funtów, ale czy menedżer Liverpoolu mógł nawet przypuszczać, kiedy w czerwcu 2017 r. Salah przechodził do klubu, że „egipski król” będzie aż tak dobry?
- Nie, oczywiście, że nie, nie wydaje mi się żeby nawet Mo się tego spodziewał – powiedział Klopp.
- Wszyscy mamy swoje marzenia, bez wątpienia ma ja także Mo, chce wiele osiągnąć, i to dobrze. Sposób, w jaki graliśmy mu w tym pomógł, a także status, jaki miał w zespole już od pierwszego dnia.
- Dla niego sytuacja była całkiem inna niż w poprzednich latach, nie musimy rozmawiać o Chelsea, ale odgrywał zupełnie inną rolę, nawet grając w Romie miał obok siebie Edina Džeko, który był głównym zawodnikiem w decydujących momentach, a gra wyglądała w ten sposób, że miał podawać mu piłkę.
- Podobnie jest w Barcelonie, tam jest Lionel Messi i tak dalej, są takie zespoły, u nas to tak nie wygląda. U nas mógł więc pełnić rolę, której nikt w drużynie nie miał w tamtym momencie, z dwoma naprawdę pracowitymi zawodnikami u swojego boku – Bobbym (Firmino) i Sadio (Mané). To całkiem niezła linia ofensywna!
- Nie spodziewaliśmy się, że strzeli 44 gole, ale wiedzieliśmy, że nam pomoże i to jest najważniejsze. Cieszyłem się jego sukcesem, a także cieszyłem się tym, co dał drużynie. Potrzeba odrobiny szczęścia jeśli chodzi o ściąganie nowych zawodników, i właśnie to szczęście mieliśmy.
Przed Liverpoolem czekał jednak już kolejny, niesamowity sezon. W pogoni za trofeami zespół dotarł do finału Ligi Mistrzów, gdzie niestety odniósł porażkę w meczu przeciwko Realowi Madryt. I tak jednak jak przegrane w finałowych spotkaniach Ligi Europy i Pucharu Ligi Angielskiej świadczyły bez wątpienia o postępie, tak droga the Reds do Kijowa stanowiła jego ostateczny dowód. Liverpool ciągle parł naprzód.
Raz za razem, inne zespoły były po prostu oszołomione atakiem opierającym się na szybkości, ruchu i decyzjach podejmowanych z kliniczną precyzją. Mané, Salah i Firmino łącznie strzelili 91 bramek ze 135, które klub zdobył we wszystkich rozgrywkach tamtego sezonu.
- Wszystkie mecze tamtego sezonu były w 100% znakomite. Zakwalifikowaliśmy się (do Ligi Mistrzów), nie powiedziałbym jednak, że było to proste, w końcu stoczyliśmy zacięty pojedynek z Chelsea, prawda? W zasadzie musieliśmy wygrać każdy mecz, a graliśmy przez może 15 ostatnich spotkań z trzema czy czterema pomocnikami, tak więc walka o miejsce w pierwszej czwórce była naprawdę ciężka.
- Ale myślę, że mecze przeciwko Manchesterowi City w Lidze Mistrzów, a także w Premier League, ale przede wszystkim w Lidze Mistrzów pokazały, z czego ci chłopcy są zbudowani i jakie mają ambicje. Mecz grany na Anfield przeciwko City był niesamowity, tak samo spotkanie rozegrane u nas przeciwko Romie do ostatnich pięciu minut, zagraliśmy na najwyższym poziomie. Wydawało się to niemożliwe, żeby strzelić Włochom 5 goli, i to kiedy Alisson Becker stoi w bramce, ale nam się udało. To było niesamowite.
Klopp przyznaje, że był zaskoczony szybkością, z jaką jego drużyna ciągle się poprawia, i uważa, że rosnąca dojrzałość w szeregach była kluczem do tego, by obecny Liverpool był świadomy swoich możliwości jako jednej z najlepszych piłkarskich drużyn na świecie.
- Było wiele momentów, w których się gubiliśmy i oczywiście nie byliśmy tak konsekwentni jak w ubiegłym roku, ponieważ wciąż byliśmy trochę zaskoczeni naszym poziomem i jakością gry. Myślałem sobie wtedy „naprawdę?”. Nie byliśmy jeszcze ustabilizowani, to mam właśnie na myśli kiedy mówię, że z biegiem latem jesteśmy bardziej dojrzali i tak dalej.
- Byliśmy na dobrej drodze (w sezonie 2017/18), ale to nie było ten sezon, jeśli tak chcesz to ująć. Nie myśleliśmy o sobie jako o naturalnych finalistach Ligi Mistrzów. Mogliśmy to zrobić, było także wiele innych drużyn, które mogły to osiągnąć, nam się udało, ale oczywiście później zdaliśmy sobie sprawę z tego, że przegraliśmy ten finał w bardzo dziwny sposób.
Dwa katastrofalne w skutkach błędy Lorisa Kariusa i niesamowita bramka strzelona przez Garetha Bale’a skutkowały odniesioną przez Liverpool w Kijowie porażką 1:3, ale rozpacz po meczu nie trwała długo. Klopp wiedział, że dla jego zespołu to dopiero początek drogi, a nie punkt kulminacyjny wspólnej pracy. Liverpool powróci, i to jedynie rok później.
- To było naprawdę bardzo pechowe – mówi Klopp o finale w 2018 roku.
- To nie było tak, że zostaliśmy ograni ani nic podobnego, nie było też tak że w spotkaniu przeciwko Realowi Madryt, który w momencie tego spotkania wygrał finał Ligi Mistrzów dwa poprzednie lata z rzędu, byliśmy bez szans. Po prostu nie mieliśmy szczęścia, z różnych powodów, ale to nam dało więcej pewności siebie niż cokolwiek innego. Dla nas było jasne, że jesteśmy gotowi by pójść o krok dalej.
Ten „następny krok”, o którym tak często wspomina Klopp, nadejdzie 12 miesięcy po tej miażdżącej porażce z Realem Madryt. Liverpool przegnał złe duchy ze Stadionu Olimpijskiego w Kijowie, wygrywając 1 czerwca w Madrycie finał Ligi Mistrzów.
Zwycięstwo 2:0 z Tottenhamem zapewniło the Reds szósty Puchar Europy i sprawiło, że prawie 750.000 kibiców wyszło niecałą dobę później na ulice miasta, by powitać w domu swoją zwycięską drużynę podczas ikonicznych już scen, które długo zostaną w pamięci każdego, kto mógł być ich świadkiem.
Zanim jednak to nadeszło, Klopp dokonał zmian. Znaczących i subtelnych. Menedżer Liverpoolu zmienił podejście i w sezonie 2018/2019 wprowadził nowo odkryty pragmatyzm.
Dzięki temu klub mógł polegać na obronnej sile Virgila van Dijka i lepszej współpracy na linii ofensywnej. Liverpool nie będzie już musiał strzelać trzech czy czterech bramek, aby zapewnić sobie zwycięstwo.
Bardziej wyważony i przemyślany plan rozgrywki, połączony z geniuszem w ofensywie, doprowadził do tego, że w ciągu całego sezonu w lidze krajowej Liverpool przegrał jedynie jedno spotkanie. 11,7 mm w meczu wyjazdowym przeciwko Manchesterowi City zdecydowało o tym, że Liverpool nie doświadczył podwójnego triumfu wygrywając obok Ligi Mistrzów także Premier League.
Zespół w 21 spotkaniach zachował czyste konto, co prawie dorównuje liczbie straconych w ubiegłym sezonie bramek, kiedy to najlepsza obrona w Anglii mogła pochwalić się niewiarygodnymi statystykami, które ukróciły głosy mówiące, że linia defensywna Liverpoolu jest słabym punktem drużyny. Zmiany te, wprowadzone zostały w klubie przez Jürgena Kloppa, który dostrzegł, że w poprzednim sezonie gry były bardziej otwarte, niż by sobie tego życzył.
- Musieliśmy zmienić kilka rzeczy, i to właśnie zrobiliśmy – mówi Klopp.
- Musieliśmy uspokoić naszą grę w niektórych momentach, bo znamy już siebie samych wystarczająco, by wiedzieć, mówiąc szczerze, że w każdej sekundzie gry chcemy ścigać każdego na boisku. Taka jest nasza natura, ale są chwile, kiedy jesteś w posiadaniu piłki i prawdziwym wyzwaniem, jest znalezienie w takich sytuacjach spokoju.
- Nie chodzi o to, żeby być nudnym, ale spokojnym i szalenie żywiołowym we właściwych momentach. To wymaga czasu i ponownie to powtórzę, cieszę się, że mieliśmy ten czas i mogliśmy wspólnie dojść do tego etapu. To był „projekt”, jeśli tak chcesz to nazwać, by przywrócić Liverpool na właściwe tory. Potrzebowaliśmy czasu, mieliśmy go i teraz jesteśmy w tym miejscu. Wygraliśmy kilka spotkań, ale mam nadzieję, że jeszcze dużo przed nami.
Porażka 0:3 z Barceloną w meczu półfinałowym Ligi Mistrzów, dla wielu zdawała się końcem marzeń the Reds o szóstym Pucharze Europy. Jednak kibice na Anfield mieli okazję przeżyć prawdopodobnie najwspanialszy wieczór wszechczasów podczas spotkania rewanżowego, kiedy to drużyna Liverpoolu pozbawiona Salaha i Firmino pokonała Barcelonę 4:0, zapewniając sobie jeden z najbardziej nieoczekiwanych powrotów w historii tych rozgrywek.
Klopp ugruntował pozycję swojej drużyny jako „mentalnych gigantów”. Ta fraza przylgnęła do Liverpoolu, ale co dokładnie uczyniło ich tak silnymi psychicznie i dlaczego zespół, który w tym roku kalendarzowym przegrał zaledwie cztery razy, jak tak trudny do pokonania?
- To nastrój, nasze poczucie wspólnoty, to, jak chłopcy reagują ze sobą, jak wspólnie się rozwijali, ambicje, to wszystko razem daje taki efekt. Właśnie w takich sytuacjach widzimy jaki mamy potencjał. Prawda jest taka, że nadal nic nie wygraliśmy, ale na koniec swoich karier będą chcieli spojrzeć wstecz i spojrzeć na zdobyte trofea, to jasne. Więc tak, te wszystkie rzeczy, które wymieniłem mają znacznie i to dobra, bardzo dobra kombinacja.
- Nasza postawa defensywna i nastawienie w obronie, w połączeniu z naprawdę dobrymi spotkaniami stanowią groźną kombinację, to jasne. Aby utrzymywać to konsekwentnie przez cały sezon i przez lata, musimy w dalszym ciągu się sprawdzać.
- Jest więc coś więcej do zrobienia, byśmy mogli wykonać kolejny krok, a kiedy zastanawiamy się nad tym, jaki mamy cel na ten sezon, to nie wiemy. Nie możemy zignorować wszystkich przeciwnych drużyn, one także mają swoje własne cele, ambicje i tak dalej, to jest oczywiste. My po prosto możemy robić co do nas należy, i tego właśnie chcemy.
Ale jaki dokładnie jest następny krok dla zespołu, który jest teraz prawdopodobnie najlepszym na świecie? Obalenie niezrównanej krajowej dominacji Manchesteru City w ostatnim sezonie wydawałoby się logiczną odpowiedzią na to pytanie, ale Klopp po prostu dąży do utrzymania oszałamiająco wysokiego poziomu, który obecnie prezentują jego zawodnicy i sprawienia, że będzie on rutyną.
Sukces nigdy nie jest gwarantowany, ale Klopp wie, że jego zespół jest zdolny do utrzymywania poziomu swoich występów i czuje, że rezultatem tego mogą być imponujące, wypełnione trofeami lata.
- Następny krok? Nie wiem. Po prostu utrzymać się na obecnym poziomie i iść dalej do przodu, nie mogę powiedzieć, że to oznacza, że będziemy mistrzami, to niemożliwe. Mamy najmocniejszych rywali na świecie, to na pewno. Jakbyś umieścił w jednej lidze Barcelonę, Real Madryt i Bayern Monachium to może byłoby jeszcze trudniej, ale to mniej więcej ten poziom, ta jakość.
- To czyni wszystko naprawdę trudnym. Gdybyśmy tylko mieli więcej szczęścia w sezonie… Nie twierdzę, że Manchester City miał szczęście, mój Boże, absolutnie, ale mieli je tam, gdzie nam go zabrakło. Mieli go więcej niż my pod koniec sezonu, i to było naprawdę decydujące.
- Zasłużyli na to, w 100 procentach, ale jeśli znów dojdziemy do tej samej sytuacji, nie wiem (kto wygra). Ale uczenie się na własnych błędach lub sukcesach jest najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, i jak dotąd wygląda na to, że wyciągnęliśmy właściwe wnioski z naszej sytuacji w ubiegłym roku i próbujemy zrobić ten kolejny krok w dobrym kierunku.
Sześć zwycięstw w sześciu do tej pory rozegranych meczach w Premier League zapewniło Liverpoolowi pięciopunktową przewagę w tabeli. Żaden inny zespół nie prowadził do tej pory z taką przewagą na tym etapie sezonu. Ten „następny krok”, który Klopp tak chętnie podejmuje ze swoją nieugiętą drużyną, może być całkiem blisko.
Paul Gorst
Komentarze (1)