SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1324

Benítez wspomina finał Ligi Mistrzów


Piętnaście lat po niesamowitym i niezapomnianym zwycięstwie Liverpoolu w finale Ligi Mistrzów, w którym zespół zmierzył się z drużyną AC Milan i odwrócił losy spotkania, Rafa Benítez dzieli się swoimi wspomnieniami z tego pełnego emocji meczu i drogi po zwycięstwo.

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Stambułu!

Dzisiaj, piętnaście lat po tym, gdy Liverpool pokonał AC Milan w finale Ligi Mistrzów, będę często wysyłał taką właśnie wiadomość. Maj jest szczególnym miesiącem dla wszystkich trenerów, jest to miesiąc naznaczony srebrem, bo zwykle właśnie wtedy masz szansę zdobyć trofeum czy osiągnąć sukces. Ostatnio wspominałem ten czas z kolegą z Walencji, gdzie wygraliśmy La Ligę. To samo dotyczy również Ligi Europy, Pucharu UEFA czy Pucharu Anglii. Mam wiele związanych z tym wspomnień, zarówno w Anglii, jak i w Hiszpanii czy Włoszech.

Dzisiaj jednak będzie o Stambule. Dzisiaj w głowie brzmieć będzie „You’ll never walk alone”. Wygranie w rzutach karnych, w sytuacji, w której po pierwszej połowie przeciwko tak znakomitemu rywalowi przegrywaliśmy 0:3 sprawia, że jest to jeden z najbardziej emocjonujących i najważniejszych meczy w historii piłki nożnej. Teraz mogę więc powiedzieć, że jestem zachwycony tym, w jaki sposób wtedy rozegraliśmy tamto spotkanie. Jeśli wygrasz 5:0, wszyscy są zadowoleni. Jeśli zwyciężysz 1:0 w ostatnich minutach meczu – świetnie. Jednak zrobić to w taki sposób? Wszyscy to pamiętają.

Nadal myślę o tym, jak stałem w hotelu, w którym zatrzymaliśmy się z całą drużyną, czekając na windę do lobby, mówiąc: „Jeśli to ta winda przyjedzie, wygramy 1:0. Jeśli ta, to zremisujemy. Jeśli to będzie tamta winda, to przegramy. A jeśli ta, to wygramy w rzutach karnych:” Nie ma tu żadnych nagród za zgadnięcie, która winda ostatecznie przyjechała. To była noc pełna wzlotów i upadków, dlatego opowieść o windach wydaje się odpowiednia.

Wiele zostało powiedziane i napisane o tamtym meczu w Stambule, ale były również inne ważne momenty w trakcie naszej drogi do tego sukcesu. Mecz ćwierćfinałowy przeciwko Juventusowi był takim kluczowym momentem. Byli naprawdę bardzo dobrym zespołem z niesamowitymi zawodnikami takimi jak Buffon, Cannavaro, Thuram, Emerson, Camoranesi, Del Piero, Zambrotta, Nedvěd i Ibrahimović. Wygraliśmy na Anfield 2:1, ale Juventus potrafił odwrócić sytuację, tak jak to zrobili w poprzedniej rundzie pokonując Real Madryt, byli więc przekonani, że znowu im się to uda.

Przed drugim meczem mieliśmy pewne problemy. Steven Gerrard był kontuzjowany i nie mógł grać. Didi Hamann również był wykluczony z gry. Xabi Alonso nie grał przez ponad trzy miesiące po tym, jak doznał urazu kostki po starciu z zawodnikiem Chelsea, Frankiem Lampardem w styczniowym spotkaniu, a mecz z Juventusem miał być jego pierwszym po powrocie. Ustawiłem go na pozycji środkowego pomocnika w formacji 5-3-1-1 i powiedziałem mu, że ma tam zostać, nie ma się ruszać i nie musi biegać. Wiedziałem, że nie jest w pełni formy.

Mieliśmy świadomość, przed jak trudnym wyzwaniem stoimy. Nie wszyscy nasi piłkarze byli dostępni, a Juventus był mocny, prowadzony przez Fabio Capello. Mieli w sobie mnóstwo wiary, wystarczyłoby zwycięstwo 1:0. W naszym zespole był Dudek - kolejny zawodnik powracający po kontuzji, Finnan, Hyypiä, Carragher, Traore, Núñez, Bišćan, Alonso, Riise, Luis García i Baroš. To skomplikowało plan gry. To był mecz, który naprawdę musieliśmy rozegrać taktycznie.

Mierzyliśmy się z drużyną stwarzającą zagrożenie, która później wygra Serię A (chociaż ostatecznie zostali pozbawieni tytułu). Capello wystawił Del Piero i Ibrahimovića jako napastników, z tyłu znalazł się Nedvěd, dlatego też zmieniliśmy formację przesuwając pięciu zawodników pod bramkę, żeby spróbować ich kontrolować. Nie był to system, do którego byliśmy przyzwyczajeni – zwykle graliśmy w ustawieniu 4-2-3-1 – ale wykonaliśmy kawał dobrej roboty i byliśmy zorganizowani, próbując grać z kontrataku.

Wiedzieliśmy, że Juventus będzie atakował i grał na wysuniętej pozycji, dlatego Alonso był idealnym wyborem do tego, by podawać piłkę za linię ich obrońców, do Milana Baroša, a później Djibrila Cissé. Włosi zaczęli grać długimi podaniami. Pamiętam jeden rzut wolny, który Dudek dobrze wybronił, a potem główkę Cannavaro, która trafiła w poprzeczkę, ale to by było na tyle. Nie było wiele innych okazji, więc spotkanie zakończyło się remisem 0:0. To była dla mnie kluczowa gra.

W półfinale graliśmy przeciwko Chelsea, kolejny trudny do rozegrania mecz. Byliśmy przyzwyczajeni do mierzenia się z zespołem José Mourinho, czy to w lidze, czy też w finale Pucharu Ligi Angielskiej, który przegraliśmy – ale oni wtedy byli najlepszym zespołem w Anglii, z dobrymi i silnymi zawodnikami. Dla nas liczyło się to, żeby grać w sposób spójny, pracować jako zespół, utrzymywać równowagę, naciskać ich w momentach ataku, wygrywać drugie piłki i omijać ich obrońców.

Mieliśmy na pewno wiele rzeczy, które musieliśmy przemyśleć. Wiedzieliśmy, że Lampard będzie grał długimi podaniami, omijając naszą defensywę i zagrywając do Didiera Drogby. Musieliśmy uważać na ich rzuty różne, grać strefowo. I udało nam się. Było wiele kontrowersji na temat zwycięskiej bramki Luisa Garcíi na Anfield i tego, czy piłka przekroczyła linię – jednak gdyby gol nie został uznany, wtedy zdecydowanie Petr Čech powinien dostać czerwoną kartkę za to co zrobił, zatrzymując Barošę podczas tej akcji.

Co możemy powiedzieć o finale, pierwszym dla Liverpoolu od dwudziestu lat? Od samego początku musieliśmy kłaść presję na AC Milan, utrzymywać się przy piłce, ale ją straciliśmy, musieliśmy faulować i tak ulegliśmy Paolo Maldiniemu, tracąc bramkę w pierwszej minucie meczu. Kiedy wiesz, że druga drużyna będzie napierać i grać agresywnie od samego początku, musisz być pewny, że w pierwszych kilku momentach nie popełnisz błędu, a my właśnie to zrobiliśmy.

Musisz trzymać się swojego planu gry. Mieliśmy podobną sytuację w moim ostatnim sezonie w Newcastle, kiedy bardzo wcześnie straciliśmy bramkę w spotkaniu z Manchesterem City, ale ostatecznie wygraliśmy. Trzeba grać dalej. Analizujesz wszystko, pracujesz nad strategią cały tydzień, i nie możesz tego wszystkiego po prostu przekreślić po minucie. Wraz z przebiegiem spotkania, licząc na pozytywny wynik dokonujesz zmian, ale jeśli to będzie się działo zbyt szybko, to druga strona to wykorzysta i Cię wykończy.

Mecz przeciwko AC Milan był inny. Kiedy tracisz drugą bramkę, musisz pomyśleć o dokonaniu jakiejś zmiany. A jeśli stracisz trzecią? Cóż, wtedy zdecydowanie coś trzeba zmienić i to było całkowicie oczywiste. Powiedziałem wtedy do mojego asystenta, Pako Ayesterána: „Porozmawiam z nimi w trakcie przerwy w połowie i omówimy granie trzema zawodnikami z tyłu, tak żebyśmy mieli dodatkową osobę w środku pola. Ty idź i przeprowadź rozgrzewkę z Hamannem”.

Wiadomość, którą przekazaliśmy piłkarzom dotyczyła pewności siebie – trzeba spróbować szybko zdobyć bramkę i wrócić do gry. To było najważniejsze. W innych okolicznościach, albo w meczach przeciwko innym drużynom, być może próbujesz skupić się na ograniczeniu szkód i na tym, że nie chcesz stracić czwartej i piątek bramki, ale to był finał. Trzeba iść na całość. I później, zależnie od tego co się wydarzy w ciągu pierwszych kilku minut, podejmujesz kolejne decyzje. I znowu, tak właśnie zrobiliśmy.

Ta noc na zawsze pozostanie niezapomniana dla kibiców, ale piłka nożna nigdy się nie kończy. Jerzy Dudek obronił piłkę w najważniejszych momentach i dla nas był bohaterem, ale wraz z nowym sezonem w bramce pojawił się Pepe Reina. Czujesz więź z piłkarzami, łączą was bliskie relacje, ale Liverpool zwrócił się do mnie, ponieważ miał trudności ze znalezieniem się co roku w Top 4. Powiedzieli mi, że chcą w ciągu trzech lat osiągnąć coś więcej.

Jako trener, musisz podejmować decyzje. Kiedy przybyłem na Anfield, Carragher grał na pozycji bocznego obrońcy, więc przesunęliśmy go bliżej środka, co uczyniło go wówczas jednym z najlepszych obrońców na świecie. Gerrard się rozwijał. Musiałem go postawić na prawej stronie boiska, ale w sezonie 2005/2006 strzelił 23 bramek. Mieliśmy już wtedy Xabiego Alonso i Luisa Garcíę, budowaliśmy więc nasz zespół, bo chcieliśmy grać w swoim własnym stylu. Wiedzieliśmy, że niektórzy zawodnicy będą musieli odejść, w zamian za rozpoczęcie czegoś nowego.

Potrzebowaliśmy doświadczenia i wiedziałem, co może wnieść do zespołu Pepe, że pozwoli nam zaznaczyć naszą obecność w Premier League. W ofensywie było dokładnie tak samo. Jeśli chodzi o Baroša i Cissé, znałem ich poziom. Musiałem zmienić pewne rzeczy, ponieważ w innym wypadku, nie moglibyśmy się rozwijać. Dowodem na to, że postąpiliśmy wtedy słusznie, było to że zakończyliśmy tamten sezon z wynikiem 82 punktów, co wtedy było rekordem Liverpoolu w Premier League.

To jest już jednak całkowicie inna historia, a dzisiejszy dzień ma być wyłącznie o finale Ligi Mistrzów. To był wyjątkowy dzień, pełen niesamowitych wspomnień, w których wiele osób odegrało swoją rolę.

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Stambułu!

Rafa Benítez

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

AndreBontemps 26.05.2020 23:20 #
najlepszy trener

Pozostałe aktualności

Jak skończyło się marzenie Ojo  (0)
21.11.2024 16:29, Tomasi, thisisanfield.com
Obrońca Liverpoolu bliżej powrotu po kontuzji  (0)
21.11.2024 13:45, Bajer_LFC98, thisisanfield.com
Kto był mocno eksploatowany w reprezentacji  (1)
21.11.2024 13:16, BarryAllen, thisisanfield.com
Bednarek nie zagra z Liverpoolem  (21)
20.11.2024 17:49, Mdk66, thisisanfield.com
Statystyki przed meczem z Southampton  (0)
20.11.2024 14:50, Vladyslav_1906, liverpoolfc.com