Lawrenson: Anfield może nie wystarczyć
W normalnych okolicznościach przy wyniku 3:1 przed rewanżem na Anfield powiedziałbym, że Liverpool ma spore szanse na odwrócenie losów dwumeczu Ligi Mistrzów.
Rewanżowe spotkanie z Realem Madryt zostanie rozegrane w przyszłym tygodniu, ale nie będą temu towarzyszyć normalne okoliczności.
Gdy Liverpool odrabiał trzybramkową stratę po pierwszym spotkaniu z Barceloną w 2019 r. Anfield trzęsło się od pierwszego gwizdka sędziego. Byłem tam i twierdzę, że kibice odegrali wielką rolę w osiągnięciu tamtego wyniku. Bez nich po prostu nie byłoby to możliwe.
Tym razem stadium będzie zupełnie pusty i jednocześnie stał się on miejscem, gdzie Liverpool zapomniał, jak się wygrywa.
Minęło ponad trzy miesiące i osiem meczów od dnia, kiedy 16 grudnia pokonali u siebie Tottenham. Ekipa Jürgena Kloppa przegrała sześć z tych spotkań, a bramki strzelali jedynie w dwóch z nich.
Liverpool potrzebuje zatem dość zawadiackiego występu, żeby awansować do półfinału, a taka gra jest właśnie czymś, czego na Anfield nie pokazywali od strasznie długiego czasu.
Jeżeli w dobrym stylu pokonają najbliższych rywali z Premier League, to sobotni mecz z Aston Villą na Anfield może być swego rodzaju trampoliną, której Liverpool potrzebuje. Natomiast realistycznie patrząc doszło do tego, że jest to spotkanie, które muszą wygrać - nieważne jak.
Ich nadzieje na grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie wciąż są niepewne. Potrzebują więc trzech punktów, by utrzymać kontakt z zespołami na wyższych pozycjach w tabeli i dalej gonić czwarte miejsce.
Drużyna Kloppa po prostu musi zaatakować i mieć nadzieję, że coś zaskoczy. To samo dotyczy się rewanżu z Realem, ale w tym przypadku zmartwieniem będzie też, jakie ciosy w tym samym czasie mogą wyprowadzić Hiszpanie.
Pierwsza połowa to chaos
Wtorkowy wieczór był okropny dla Liverpoolu. Pierwsza rzecz, która poszła nie tak, to wybory Kloppa.
Wybrał Naby'ego Keïtę do linii pomocy, ponieważ spodziewał się, że Real będzie stosował krycie indywidualne Liverpoolu, więc oczekiwał od niego dryblingów. Nie wyszło.
Keïta nie dotrwał do końca pierwszej połowy i został zmieniony, ale Klopp miał rację mówiąc po końcowym gwizdku, że rezultat nie jest wyłącznie jego winą. Błędy popełniane były na całej przestrzeni boiska.
Pierwsza połowa to chaos, mówiąc wprost. Nie było szybkości i pomysłów przy piłce. Liverpool nic nie wykreował. Nie powstała żadna energia ani intensywność.
Żeby powstrzymać Real, musisz powstrzymać grę ich pomocników, ponieważ to oni wyznaczają rytm bicia serca tej drużyny. Liverpool tego nie zrobił i zapłacił za to cenę.
Błędy były powodem straty obu bramek do przerwy, ale Liverpool przez całą pierwszą połowę wyglądał, jakby mógł stracić gola w każdym momencie, w którym naciskał przeciwnik. Defensywnie byli poza grą.
Środkowi obrońcy, Nat Phillips i Ozan Kabak, nieźle spisywali się w ostatnim czasie, ale jesteśmy w końcowej fazie rozgrywek Ligi Mistrzów i grali przeciwko niesamowitym piłkarzom, którzy w danej chwili wyczuli moment słabości Liverpoolu.
Bardzo łatwo potrafili ich otworzyć i zdarzyło się to więcej niż dwa razy. Po wygranej Liverpoolu nad Arsenalem słyszałem wiele głosów na temat tego, dlaczego Trent Alexander-Arnold powinien wrócić do reprezentacji Anglii, ale być może właśnie z takich powodów Gareth Southgate trzyma go poza kadrą.
Trent jest niewiarygodny i niesamowity w grze ofensywnej, ale jego gra obronna - mam pewne wątpliwości.
Notowania na niekorzyść the Reds
Druga połowa była lepsza z perspektywy Liverpoolu. Gol na wyjeździe daje im nadzieję w rewanżu. Jednak nawet po zdobyciu bramki na 2:1 nie miałem poczucia, żeby zyskali jakąkolwiek realną kontrolę nad meczem. Wiedziałem, że Real jeszcze nie skończył.
Jednym z kilku pozytywów dla Liverpoolu było to, że nic nie zostało całkowicie rozstrzygnięte, ale byłoby, gdyby Real wykorzystał swoje okazje.
I wprawdzie nadal mam wiarę w możliwości ofensywne zespołu Kloppa, to obrona tak bardzo im przecieka, że wydaje się, że Real za każdym razem zdobędzie tyle goli, ile potrzebuje do awansu.
Przed pierwszym spotkaniem powiedziałem, że oceniam szanse the Reds na 50/50, ponieważ Real nie jest tą samą siłą, jaką był kilka lat temu.
Teraz powiedziałbym, że szanse te wynoszą 70/30 na korzyść Realu. Liverpool wciąż ma szansę na uratowanie swojej sytuacji, ale nie widziałem wystarczającej liczby argumentów, które wskazywałyby, że są w stanie to zrobić.
Mark Lawrenson rozmawiał z Chrisem Bevanem z BBC Sports.
Komentarze (14)
Ogólnie Real ma autostradę do finału, bo i Chelsea i Porto to średni rywale, a Zidane finałów nie przegrywa, więc 14 tytuł incoming.
I jakby ktoś pisał, że ten Real za wybitnie nie gra - nie muszą, muszą tylko wygrywać.
My też w finale z Tott za wybitnie nie graliśmy... Zresztą Real w 2018 też.
Ogólnie Real ma autostradę do finału, bo i Chelsea i Porto to średni rywale, a Zidane finałów nie przegrywa, więc 14 tytuł incoming.
Drugi rywal z innej drabinki w finale ich zniszczy.
Ok, już My ich mieliśmy zniszczyć.
Jedyny zespół z drugiej części, który byłyby faworytem z Realem w finale to Bayern, a oni bez Lewego raczej odpadną.
PSG nic wielkiego nie gra - w środę wykorzystali cyrk w defensywie Bayernu i brak Lewego, bo z nim pewnie by się skończyło z 7:3 dla Bayernu. Bawarczykom brakowało wykończenia po prostu.
A City ? Oni w LM się nie zmieniają i pewnie jeszcze odpadną z tym BVB, jak co roku w 1/4 zresztą.
Real nie przegrywa finałów.
Niech gadają dalej!
Jakie składy przewidujecie na nadchodzące dwa mecze? Czy zmiany będą zaledwie kosmetyczne?
Na aston ville: obrona (może davies,tsimikas), pomoc(gini,keita,milner. ewn jones) atak(shaqiri,origi,dopełnić kimś)
Na Real: pewna petarda : 4-2-3-1 ( trent, kabak, phillips, robertson, flaco, thiago, mane, salah, jota, bobby)