Barnes: Rasizm to nie tylko problem piłki nożnej
- Nawet tego nie pamiętam - stwierdził John Barnes pod koniec prawie dwugodzinnej konwersacji dotyczącej swoich korzeni i problemu rasizmu w piłce nożnej. Zapytałem się go o moment, w którym użył swojego prawego buta, aby pogardliwie, ale zarazem z gracją, pozbyć się banana leżącego na boisku w derbach Merseyside w 1988 roku. Tamto zdjęcie Barnesa, odrzucającego rasistowską zniewagę, jest jednym z najsłynniejszych w historii angielskiego futbolu. Mimo, że na tylnej okładce jego nowej książki „Niewygodna prawda o rasizmie” znajduje się wspomnienie Liverpoolu, to w środku więcej jest czarno-białych, posępnych treści.
Barnes posuwa się tam znacznie dalej, niż tylko wspominając o rasizmie w piłce, ale także zwraca uwagę na historię setek lat niewolnictwa, grzechów kolonializmu, a także o współczesnym podejściu do rasowych problemów. Były zawodnik Liverpool nawet nie wspomniał o powyższym wydarzeniu w swojej książce, mimo to wytłumaczył, dlaczego stało się ono tak często wspominane.
- Wiesz dlaczego? Dlatego, że Liverpool grał wtedy z Evertonem, w 1988 roku. Grałem na profesjonalnym poziomie w Anglii od 1981, a banany były rzucane na boisku podczas każdego meczu. Grałem dla Watfordu przeciwko Millwall albo West Hamowi, a takie sytuacje zdarzały się w naprawdę każdym meczu, szczególnie w tych mniejszej rangi. Jednak tamto wydarzyło się w meczu pomiędzy Liverpoolem, a Evertonem, a to było coś dużego…
Odrzucenie banana przez Barnesa raczej nie było żadnym przełomowym momentem, ale raczej codzienną rutynową odpowiedzą na prześladowanie z powodu pochodzenia. Mimo to Barnes, który jest aktualnie niezwykle dojrzałym człowiekiem, a do tego nie ma problemu z poruszaniem niezwykle poważnych problemów społecznych, nigdy nie złamał się z powodu absurdalnych uprzedzeń ludzi, którzy owe banany rzucali.
- Mimo, że wielu ludzi może potraktować tamten moment, jako wyjątkowy albo ikoniczny, to nie do końca tak było. Cyrille Regis (napastnik West Bromu i innych klubów w latach 1977-1996) stwierdził, że mógłby otworzyć warzywniak ze wszystkimi owocami, którymi w niego rzucono. Naprawdę, wtedy dla mnie to nic nie znaczyło.
W 1984, dwudziestoletni Barnes strzelił jednego z najwspanialszych goli w historii angielskiej piłki nożnej, kiedy wyminął całą obronę Brazylii na Maracanie i uderzył piłkę prosto w bramkę. Barnes wspomniał o tamtym meczu, kiedy poprosiłem go o wymienię najgorszego momentu pod względem rasistowskiego znieważenia w historii swojej kariery.
- Może nie było to najgorsze, bo śmiałem się z tego idioty całą drogę do Brazylii, ale niech będzie to chociaż niezła historia z pierwszej ręki. Gdy lecieliśmy na ten mecz do Brazylii, niektórzy fani lecieli z nami tym samym samolotem. Niektórzy z nich byli przedstawicielami faszystowskiego Frontu Narodowego, a jeden z nich siedział zaraz za nami. W tamtych czasach piłkarze nie korzystali z czegoś takiego, jak klasa biznesowa. Tamci kibice byli sponsorowani przez Front Narodowy, oni kupowali im bilety na wyjazdy reprezentacji. Widzieliśmy nawet flagi Frontu Narodowego na Maracanie. W samolocie było wielu dziennikarzy, ale ani jeden się o tym nie zająknął.
- Dziesięć lat później zaczęły się wszelkie ruchy antyrasistowskie, a wszyscy ci, którzy w 1984 nie mówili nic, nagle krzyczeli najgłośniej. Tak samo jest dzisiaj - mamy wiele rozmów o nierównościach rasowych i rasistowskich nadużyciach, a tak naprawdę nic się nie zmienia. Widzieliście tę reklamę na Sky Sports, kiedyś Gary Neville wychodzi i mówi „Jestem przeciwko rasizmowi”? Pewnie każdy z nas będzie do następnego meczu piłki nożnej, a co później? Co będzie za miesiąc, albo za rok? Nic się nie zmieni, a potem przy następnej nieprzyjemnej sytuacji usłyszymy „Takie zachowania są niedopuszczalne, coś musi się zmienić”…
Barnes w swojej książce powtarza, że rasizm osadzony jest głęboko w społeczeństwie, a nie tylko w piłce nożnej. Dla 57-letniego piłkarza najważniejszy jest wpływ kolonializmu, który silnie wpłynął na pozycję czarnoskórych na całym świecie. Anglik twierdzi również, że podziały klasowe są równie istotne, co podziały rasowe.
- Żeby wykorzenić rasizm, musimy zakończyć nierówności powodowane kapitalizmem - pisze Barnes. Jednocześnie jest zbyt wielkim pragmatykiem, by sugerować, że nagle powstanie jakieś wyidealizowane państwo socjalne, uważa natomiast, że ciągle możemy pokładać nadzieję w edukacji, która wpłynie na zakorzenione w nas uprzedzenia - czy to w zakresie rasizmu, seksizmu, czy kwestiach klasowych, płciowych i religijnych.
- Musimy podejść do tego kompleksowo - twierdzi. - Kiedy mówimy o indoktrynacji, która trwa już bardzo długo, nie można od tak dojść do wniosku „Och, wyleczyliśmy już wszystkich z ich uprzedzeń”.
Nacisk Barnesa na poruszanie problemów dotyczących rasy nasilił się po opublikowaniu w marcu Raportu Sewella. Badanie przeprowadzone przez Komisję ds. Różnic Rasowych i Etnicznych odbiło się głośnym ech, gdyż „niewielkie osiągnięcia w sprawie nierówności rasowych w ostatnich dziesięciu latach mogą zostać zaprzepaszczone, kiedy oficjalne stanowisko rządu to: <<Nie istnieją aktualnie żadne nierówności rasowe powodowane poprzez działanie systemowe lub uprzedzenia instytucjonalne>>”.
- Wielu ludzi wie, że wolę dawne czasy, gdyż przynajmniej wtedy wiedziałem, kto jest rasistą. Wiedziałem kto da mi pracę, a kto nie…
Wracając do tamtych dawnych, mrocznych czasów - czy Barnes zwróciłby uwagę członkowi Frontu Narodowego?
- Nie, to nie ma sensu. Staram się w ogóle nie wchodzić w interakcje z takimi ludźmi, gdyż rozmawiając z nimi twarzą w twarz, zawsze zachowują się podobnie. Kiedy grałem w piłkę, słyszałem jak mnie rasistowsko obrażają. Kiedy szedłem w ich strony słyszałem tylko: „Och Barnesy, przecież tylko żartowałem!”. Tak samo jest teraz na Twitterze. Kiedy odpowiem im „odpierdolcie się”, to znaczy, że zareagowałem na ich wyzwiska. Kiedy napiszę za to „Ha, kolor skóry nie ma znaczenia, gościu” widzę tylko: „Barnesy, masz rację, dokładnie tak! Masz świetne podejście!”.
Barnes zwraca uwagę, że nawet biali ludzie, których zna i lubi, zachowali się kiedyś względem niego rasistowsko.
- Usłyszałem: „nie traktuję cię jak czarnego” albo „dla mnie jesteś kompletnie normalny (mimo bycia czarnym)”, tak, jakby to był komplement. Oni nie mogli stwierdzić, że „traktują mnie jako czarnego”, gdyż w ich głowach - podświadomie, oznacza to, że postrzegają mnie, jako kogoś gorszego. Dlaczego nie mogę być dla nich zarazem czarny i normalny? Dlaczego nie mogą widzieć mnie takiego samego, a w niektórych przypadkach nawet lepszego jak oni, mimo, że jestem czarny?
Mimo to uważa, że werbalny rasizm wyrządza o wiele mniejsze szkody niż te, które wyrządzają ciche filary uprzedzeń istniejące cały czas w społeczeństwie.
- Nie jesteśmy w stanie udowodnić tego rasizmu. Czarnoskórzy czują to codziennie, każdego dnia w ich życiu. To tak, jakbyś codziennie potykał się o niewidzialne skórki od bananów, albo niewypowiedziane słowa, które bolą o wiele bardziej, niż zwykłe.
Barnes nie wierzy, że noszenie symboli przekonujących do zaprzestania rasizmu cokolwiek zmieni - tak samo, jak pomysł opuszczenia boiska przez drużynę piłkarską nie niweluje poziomu rasizmu zakorzenionego w społeczeństwie.
- Kierowca autobusu nie może się zatrzymać i powiedzieć „więcej tego nie zniosę!”. Wtedy straciłby pracę i przekonałby się, że samemu kompletnie nie da sobie rady.
Jeśli chodzi o proponowane zmiany w piłce nożnej, to Barnes wolałby skupić się na dochodzeniu, dlaczego tak niewielu jest czarnoskórych menadżerów i dyrektorów sportowych, zamiast oburzać się na uprzedzonych kibiców w Europie wschodniej i przypadkowe rasistowskie wpisy na Twitterze.
- Kiedy po raz pierwszy byłem menadżerem, to zachowanie mediów było totalnie złe. Katastrofalne podejście i zwracanie uwagi na najmniejszy błąd, mimo że mój współczynnik wygranych wynosił 65%. Po Jocku Steinie miałem najwyższy procent wygranych w historii Celticu, a to od razu od samego początku trenowania. Naprawdę miałem tam bardzo dobre wyniki, ale od razu wyczułem problemy i wiedziałem, że ta przygoda długo nie potrwa. Naprawdę powinniśmy częściej rozmawiać o braku czarnoskórych menadżerów.
- Kiedy byłem piłkarzem, to będąc czarnoskórym, trzeba było być o wiele lepszym, niż przeciętnym, aby w ogóle ktoś cię zatrudnił. Aktualnie mamy wielu przeciętnych czarnoskórych piłkarzy, którzy zarabiają niesamowite pieniądze. Możliwe, że przez to piłka nożna jest najmniej rasistowską branża - nie chodzi mi tu o rasistowskie wyzwiska na Twitterze, ale o to, że tak wielu czarnoskórych graczy może grać gorzej od białych, a mimo to zarabiać od nich więcej pieniędzy. W innych branżach nie jest to raczej spotykane. Mimo to, gdzie się czarnoskórzy menadżerowie?
Barnes bardzo dobrze radził sobie jako trener Jamajki, niestety potem bardzo szybko zakończył swoją karierę, jako menadżer Tranmere Rovers w 2009 roku. Został zwolniony, wygrywając tylko dwa razy w sześciu meczach. Na ile trenerskich stanowisk aplikował jeszcze od tego czasu?
- Około pięciu. Chodzi o kluby z League One. Jeden z League Two. Miałem tam rozmowę o pracę. Chodzi mi jednak, aby spojrzeć szerzej. Czarni gracze stanowią 30% wszystkich zawodników w Anglii. Czarni menadżerowie nie stanowią nawet 10% menadżerów, nie mówiąc w ogóle o 30%.
W 2003 roku NFL wprowadziło tak zwaną Zasadę Rooneya, która wymaga, aby każda drużyna która szuka nowego trenera, przesłuchała co najmniej jedną osobę, która należy do mniejszości etnicznych. Barnes ripostuje:
- I co, myślisz, że teraz tam jest lepiej? Wprowadzili ją, kiedy było trzech czarnych trenerów. Wiesz ile jest teraz, po dwudziestu latach? Nadal trzech. Jeśli myślisz, że coś się zmieniło, to jesteś w błędzie.
Barnes na Jamajce pochodził z rodziny klasy wyższej, co wpłynęło na poziom jego edukacji i status życiowy. Będąc synem starszego oficera angielskiej armii, przybywając do Anglii w wieku dwunastu lat wiedział, że może czuć się godnie względem każdego, kto wygłaszał pod jego adresem rasistowskie komentarze.
- Wiem, że nigdy mnie to specjalnie nie ruszało. Trenerzy zawsze powtarzali mi „Oni chcą wyprowadzić cię z równowagi, nie daj się im! Nie pokazuj im, że jakkolwiek to na ciebie wpływa!” Chciałem im zawsze powiedzieć, że tak naprawdę, to nic sobie z tego nie robię.
- Niestety teraz widzę kompletnie, że nie każdy miał takie szczęścia jak ja. Większość ludzi nie miała tak dobrego startu w życiu i rasizm naprawdę dał im popalić. Niektórzy piłkarze kompletnie poddawali się na boisku. Ian Wright również walczy przeciwko rasizmowi, wiem, że w inny sposób, ale zawsze powtarzałem mu: „Masz inne doświadczenia, rób to, co uważasz za słuszne”. Ja robię swoje.
Barnes zdecydował się badać i mówić o rasizmie i wszelkich formach uprzedzeń z szerszej perspektywy historycznej i intelektualnej – mimo to, czy w miarę upływu tej nierównej walki gdy nie chciał się poddać?
- Nie, ponieważ wierzę w to co robię, a także wierzę w to, co robią inni ludzie. Rozczarowują mnie inni, którzy ciągle powielają swoje błędy, nie zmieniając złych nawyków. Mimo to muszę być szczery - uważam, że to wszystko zmierza w złym kierunku. Nic nie zmieni się na lepsze, dopóki nie zaczniemy kompleksowo poświęcać czasu na edukację od najmłodszych lat i zwracać uwagę na szczegóły, który wpływają na większy obraz sytuacji. Musimy głębiej patrzeć na te problemy. Musimy także częściej przeprowadzać te „trochę nieprzyjemne” rozmowy, które pozwalają nam nagiąć swoją strefę komfortu.
„Niewygodna prawda o rasizmie” zostanie wydana przez Headline.
Donald McRae
Komentarze (1)