Jürgen Klopp o nadchodzącym finale Carabao Cup
Przed niedzielnym finałem Carabao Cup, Jürgen Klopp wypowiedział się w wyjątkowym wywiadzie dla Sky Sports o swojej karierze i rosnącej renomie niemieckich trenerów na międzynarodowej arenie.
Kiedy zdecydowałeś się zostać trenerem?
- Było to dość wcześniej, wydaje mi się, że miałem około dwudziestu lat.
- Przeniosłem się do Frankfurtu ze Schwarzwaldu. Występowałem wtedy w drużynie U-23 Eintrachtu. Zajęcia na studiach nie zaczęły się jeszcze, a ja miałem dość dużo wolnego czasu i zapytałem się w klubie, czy mógłbym potrenować trochę młodzież. Klub zgodził się, a ja zająłem się tym razem z moim kolegą z U-23. Muszę przyznać, że od początku pochłaniało to dość dużo mojego czasu.
- Dość szybko się obroniłem. Kończyłem kierunek związany z nauką w sporcie, tak więc byłem dość technicznie przygotowany do bycia trenerem. Cała reszta to doświadczenie z ubiegłych lat. Miałem przywilej bycia częścią wspaniałych klubów, a także zawsze dostawałem tam pełne wsparcie i możliwość rozwoju, co na początku takiej kariery jest bardzo ważne. Byłem wtedy tylko piłkarzem, który zarządzał drużyną. Trochę się to zmieniło w ciągu tych wielu lat.
Jaką miałeś filozofię podczas pobytu w Mainz 05?
- Od razu skupiłem się na intensywności grania. Było to bardzo ważne, gdyż byliśmy trudnej sytuacji. Szorowaliśmy po dnie tabeli, a jeśli chce się to zmienić, to zawsze trzeba zacząć wypruwać z siebie żyły.
- Przez pierwsze osiem spotkań raczej nie zwracałem uwagi na posiadanie piłki. Wiedziałem, że w moim zespole jest kilku jakościowych piłkarzy - napastnicy byli naprawdę dobrymi piłkarzami. Jednak musieliśmy odpowiednio zacząć ustawiać się na boisku, tak by zagrozić przeciwnej drużynie.
- Wtedy zwróciłem uwagę na pressing, szczególnie w fazie odbioru piłki. To był ważne element, gdyż drużyna nie była zbyt kreatywna. Nie miałem wtedy czasu, aby pracować z nimi nad odpowiednimi podaniami, szukaniu wolnych przestrzeni i tak dalej.
- Teraz jest inaczej, nie można cały czas grać tak samo. Wtedy mieliśmy jedynie dwanaście spotkań do końca sezonu, a do bezpiecznego miejsca brakowało nam wiele punktów. Dosłownie jak w „Mission Impossible” i chyba dlatego dostałem tę robotę. Udało nam się ostatecznie uniknąć relegacji i zdobyć 33 punkty. To było coś!
- Najważniejsze było ustawienie na boisku i wysoka intensywność gry. To są dwa fundamenty, na których do teraz bazuję swój styl i raczej nigdy się to nie zmieni. Całą resztę elementów rozwijałem na przestrzeni lat, co wiązało się również z personalnymi umiejętnościami zawodników, z którymi współpracowałem.
Jaki był twój najlepszy moment w Borussii Dortmund?
- Od razu na myśl przychodzi mi dzień po zdobyciu dubletu w 2012 roku - zwycięstwa w Bundeslidze i Pucharze Niemiec. Jechaliśmy wtedy ogromnym autobusem przez miasto, a wszyscy ludzie wiwatowali. Rok wcześniej udało nam się zdobyć mistrzostwo, co już wtedy było niesłychanie, ale następny sezon rozpoczęliśmy dość średnio. Kibice martwili się, że tamten sukces był jednorazowym wyskokiem.
- Wtedy czułem, że jesteśmy królami świata. Może nie była to prawda, gdyż to Bayern rządzi w Niemczech i pokazali to później wiele razy (Bayern zdobywał mistrzostwo Niemiec w każdym kolejnym sezonie do dnia dzisiejszego).
- Gdyby udało się utrzymać w kupie tamtą drużynę, to mogłaby osiągnąć wiele interesujących sukcesów w Europie w ciągu kilku kolejnych lat.
- Jednak w tamtym momencie czuliśmy się świetnie. W Dortmundzie przeżyłem wiele wspaniałych chwil i każdą z nich wspominam z rozrzewnieniem, jednak tamta była najlepsza.
Kiedy po raz pierwszy spotkałeś Thomasa Tuchela?
- W 2008, gdy odszedłem z Mainz, wtedy dołączył tam Thomas.
- Thomas został wtedy trenerem zespołu U-19. Ja rozglądałem się za nowymi wyzwaniami, Thomas rozpoczął pracę i wtedy się poznaliśmy. Nie jestem pewien, czy on pamiętam ten moment, a ja przypomniałem sobie o tym dopiero później; ale tak, wtedy po raz pierwszy go spotkałem.
- Później słyszałem o nim bardzo dużo dobrego od mojego bliskiego znajomego - Christiana Heidla, dyrektora sportowego Mainz. Kiedy zaczął go chwalić, nie mógł się zatrzymać. Czuć było, że to ktoś wyjątkowy. Thomas był wtedy bardzo dobrze rokującym młodym talentem, który pokazał pełnię swoich umiejętności podczas pracy z młodzieżą w Mainz.
- Potem zaczął trenować drużynę seniorów i tak potoczyła się dalej jego kariera. Naprawdę niesłychana historia. To wybitny menadżer i trener.
Mimo, że nie osiągnąłeś zbyt wiele na Wembley, to co sądzisz o tym stadionie?
- Ile razy odwiedziłem Wembley i przegrałem? Dwa razy (finał Ligi Mistrzów w sezonie 2012/2013 z Borussią Dortmund i finał Pucharu Ligi Angielskiej w sezonie 2015/2016 z Liverpoolem). Wydaje mi się, że to dobrze rokuje, gdyż z reguły za trzecim razem udaje mi się odnieść sukces. Taka kolej rzeczy przewija się od zawsze w moim życiu - wspomnijmy chociażby o wygrywaniu Ligi Mistrzów.
- To dobry i zarazem zły znak. Lubię ten stadion i dobrze wspominam obydwa spotkania tam. Za każdym razem byliśmy blisko zwycięstwa, a nasze występy tam były niezłe, co jest ważne podczas finałów. Wiem, że przegraliśmy za każdym razem, ale nie mogę się doczekać, aby spróbować trzeci raz.
W tym momencie niemieccy trenerzy to śmietanka angielskiej piłki - a jak sytuacja wygląda w Niemczech? Czy kibice cieszą się z waszych sukcesów za granicą, czy raczej uważają, że powinniście poświęcić się Bundeslidze?
- Myślę, że Niemcom to nie przeszkadza. Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że najlepszym trenerem jest z Hiszpanii, ale staramy się go gonić!
- Jest dobrze. Kilka lat temu dominowali trenerzy hiszpańscy, włoscy i francuscy. Niemieccy raczej nie byli zatrudniani na najwyższym poziomie.
- Wiadomo, że zwracano uwagę na kilku trenerów, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Bardzo duża ilość młodych ludzi dostaje szansę w niemieckiej Bundeslidze.
- Mi udało się zacząć dość szybko, ale było to dwadzieścia lat temu i rozpocząłem swoją przygodę od drugiego poziomu rozgrywek. Teraz zwróćcie uwagę, że młodzi trenerzy, tacy jak Julian Nagelsman, Thomas Tuchel, czy Matthias Jaissle z Salzburga w aktualnym sezonie nadal liczą się w Lidze Mistrzów. Dodatkowo Domenico Tedesco to bardzo dobry trener. Wydaje mi się, że w najbliższych latach może być o nich głośno.
- Często jest tak, że piłkarze kończący karierę zostają trenerami, z reguły w wieku 35-36 lat. Według mnie nie zawsze się to sprawdza… Z drugiej strony mamy tych młodych, ambitnych i poświęcających się facetów, którzy szybko zdają egzaminy trenerskie i chcą jak najszybciej zacząć liczyć się na rynku trenerskim. Widać również, że dobrze potrafią radzić sobie z presją. To coś, co jest ważne dla trenera od samego początku.
- Nikt nie rodzi się trenerem, ale odpowiednie doświadczenia na samym początku kariery mogą bardzo dużo pomóc. Im szybciej człowiek zacznie zdobywać doświadczenie, dodatkowo mając margines błędu i nie będąc od początku na świeczniku, tym lepiej.
- Potem nagle mija trochę czasu i jestem w takim miejscu jak tutaj, mając możliwość współpracy z najlepszymi zawodnikami na świecie. To też bardzo ważne - powodem, dla którego dotarliśmy do tego finału jest to, że możemy liczyć na naprawdę wyjątkowych piłkarzy.
Finał Carabao Cup pomiędzy Liverpoolem a Chelsea odbędzie się w niedzielę 27. lutego o godzinie 17:30 czasu polskiego.
Komentarze (17)
Jak im (City) nie idzie to gwiżdżą karnego za pachę. Jak strzelą i w końcówce są przyciśnięci, to wtedy łokieć nie jest ręką. No szlak trafia jak ta liga jest sterowana.
W podstawowej pewnie nie wyjdzie, ale dobrze będzie mieć go na ławce jako Jokera w razie potrzeby.