Díaz zapewnił Liverpoolowi "nowy wymiar"
Kolumbijczyk Luis Díaz pokazał swoją jakość i odwagę i otworzył wynik w wygranym 2:0 spotkaniu na Amex, potwierdzając, że The Reds dokonali kolejnego wspaniałego zakupu.
Przed meczem Jürgen Klopp został poproszony o podsumowanie postępów jakie czyni Díaz od czasu przenosin do Liverpoolu.
- Wspaniale - odpowiedział boss Liverpoolu, a czy ktoś byłby w stanie się z tym nie zgodzić po tym, jak zobaczył sobotnie zwycięstwo z Brighton?
Kolumbijczyk wygląda na nabytek, tak idealnie skrojony pod Liverpool, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby śpiewał “You’ll Never Walk Alone” i zwracał się do kolegów z drużyny “lad” lub “kidda”.
Był za dobry dla Brighton, jego druga bramka w Premier League poprowadziła Liverpool na drogę do zwycięstwa, co oznacza, że nadal depczą po piętach Manchesterowi City, zaledwie trzy punkty za liderami tabeli.
Klopp może dodać “odwagę” do swojej listy przymiotników. Díaz z pewnością wykazał się nią, idąc pewnie do główki w 19 minucie spotkania.
To było wspaniałe podanie od Joëla Matipa, świeżo koronowanego piłkarza miesiąca w Premier League, który dał Díazowi szansę by dopaść do piłki, wpakować ją głową do siatki i nadziać się na potężny cios od Roberta Sancheza, bramkarza Brighton.
Radość Liverpoolu była stłumiona, koledzy Díaza szybko zaczęli wzywać zespół medyczny.
Interwencja medyków trwała długo, ale kiedy strzelec gola wstał, fani gości śpiewali jego nazwisko.
Sanchez miał szczęście unikając kary.
Hiszpan był lekkomyślny w swojej interwencji i delikatnie mówiąc, tajemnicą było, dlaczego sędzia Mike Dean, nie został poinformowany przez Stuarta Attwella, obsługującego VAR, aby ponownie przyjrzeć się incydentowi. Okazało się, że Sanchez nie dostał nawet żółtej kartki.
Díaz mógł kontynuować. Na szczęście dla niego, a także dla Liverpoolu. Był to wybitny mecz 25-latka.
Nie tylko jego jakość uczyniła go tak lubianym wśród fanów i Kloppa, ale wszystko, co z nim związane. To dyscyplina, ciężka praca, gotowość do poświęcenia się dla drużyny.
Żaden zawodnik Liverpoolu nie pokonał wczoraj większego dystansu. Tylko Fabinho zaliczył więcej odbiorów i tylko Andy Robertson i Sadio Mané częściej odzyskiwali posiadanie.
Przyjęcie Díaza jest doskonałe, ale jego usposobienie również się wyróżnia. Nigdy się nie zatrzymuje, a być może miał jeszcze więcej do pokazania w swoim pierwszym wyjazdowym meczu w Premier League od pierwszej minuty.
Gdyby celownik Mohameda Salaha był lepiej ustawiony, Kolumbijczyk miałby asystę i gdyby nie skierował piłki zbyt blisko Sancheza po tym, jak został obsłużony podaniem przez Thiago Alcântarę, strzeliłby również kolejnego gola.
Ostatecznie jego wkład był co najmniej wystarczający, a kibice z Liverpoolu wiwatowali, gdy jego kolejny morderczy rajd dał drużynie rzut rożny w doliczonym czasie gry, tuż przed ich nosem.
Nawet w 93 minucie, walczył do samego końca. Tak jak marzył Klopp.
To ósme zwycięstwo w Premier League z rzędu dla Liverpoolu, który przypieczętował trzy punkty po wykorzystanym przez Salaha rzucie karnym w 61 minucie.
Widzieliśmy 20 gol w tym sezonie dla Egipcjanina, który osiągnął ten kamień milowy w czterech z pięciu sezonów w klubie.
Pojawiły się pewne obawy, kiedy Salah opuścił boisko po tym, jak został kopnięty w lewą nogę.
Nie wyglądał na zmartwionego, a Klopp miał komfort, wprowadzając Diogo Jotę, drugiego strzelca ligi.
Taką głębię ma teraz Liverpool i to właśnie ona utrzymała go w pogoni za historyczną "poczwórną koroną".
Zakontraktowanie Díaza pod koniec stycznia dodało dodatkowy wymiar, który jeszcze nie istniał, gdy Klopp zostawał z The Reds mistrzem Europy, mistrzem świata i mistrzem Premier League.
Kolejny raz trzeba oddać klubowi szacunek. Znaleźli właściwego człowieka we właściwym czasie i w odpowiedniej cenie.
A on pomógł Liverpoolowi wrócić na właściwe tory.
Neil Jones
Komentarze (2)