Kuyt: Odejście przyszło we właściwym momencie
Była gwiazda Liverpoolu Dirk Kuyt wypowiedział się na łamach ECHO o wzlotach i upadkach podczas swojego sześcioletniego pobytu na Anfield.
Jeśli istnieje jedna rzecz, której nie można zarzucić Kuytowi jako zawodowemu piłkarzowi to, że nie odpuszczał.
To nie przypadek, że były zawodnik the Reds nazywany był przez Rafę Beniteza „Mr Duracell”. Wynikało to bowiem pokrywania w trakcie meczu praktycznie każdego metru boiska przez Holendra.
Przychodząc w roku 2006 z Feyenoordu, Kuyt był świadomy, z jaką odpowiedzialnością wiąże się występowanie w czerwonej koszulce. Jednak to okres przygotowawczy w Azji przed sezonem 2009/2010 otworzył mu oczy na coś znacznie większego.
- Liverpool był zawsze jednym z moich ulubionych zespołów w Europie. Już wcześniej bardzo poważałem ten klub. Gdy zadzwonił do mnie Rafa, byłem dosłownie przed Mistrzostwami Świata 2006. Zaskoczył mnie ten telefon, ale jednocześnie bardzo się ucieszyłem. Po tej rozmowie chciałem już tylko jednego i było to dołączenie do Liverpoolu.
- Znasz oczywiście klub z telewizji, ale na stadionie nie dane mi było być nigdy wcześniej. Gdy jednak dołączyłem i doznałem tego wszystkiego, czułem się niesamowicie. Wyjechaliśmy wtedy na przedsezonowy tour do Azji i zdziwiła mnie ilość kibiców. Dopiero wtedy zrozumiałem, jak wielki jest to klub. Właściwie, to analizując te wszystkie aspekty, jest to coś więcej niż tylko klub piłkarski.
Czterdziestojednolatek brał udział w wielu ważnych momentach klubu podczas swojego sześcioletniego pobytu. Szczególnie dotyczy to potyczek w rozgrywkach europejskich, w których Benitez chciał dalej budować zwycięską passę po sukcesie w Instanbule.
To właśnie Kuyt zdobył karnego na miarę awansu do finału Ligi Mistrzów w 2007 roku kosztem Chelsea. Był to jedynie początek wielu batalii, jakie w tamtym okresie Liverpoolczycy toczyli przeciwko The Blues. Obie drużyny spotykały się ponownie w rozgrywkach 2007/2008 oraz 2008/2009.
Nawiązała się zacięta rywalizacja pomiędzy Benitezem i Mourinho, a spotkania pomiędzy prowadzonymi przez obu trenerów drużynami Kuyt wspomina najlepiej.
- Byłem świadkiem wielu ciekawych wieczorów w Lidze Mistrzów. Szczególnie spotkanie, po którym awansowaliśmy do finału wspominam bardzo ciepło. Rozgrywaliśmy z Chelsea ciekawe mecze, a meczów było sporo. W pamięci mam również mecz na Stamford Bridge, który finalnie nie dawał nam awansu, ale wynik 4-4 pokazuje zaciętość, jaka towarzyszyła tym potyczkom. Tego jako piłkarz właśnie pragniesz. To był wielki przywilej móc grać w takich momentach.
- W tamtych czasach John Terry był świetnym obrońcą i ciężko się przeciwko niego grało. Lubiłem jednak to, bo przecież w końcu jako piłkarz chcesz grać przeciwko najlepszym.
Kuyt opuścił klub latem 2012 roku, zgarniając Puchar Ligi tamtego sezonu. Było to jego pierwsze i ostatnie trofeum, jakie zdobył z Liverpoolem. Pomimo wielu przyjemnych chwil, przegrana w finale z AC Milan w roku 2007 nadal pozostaje trudną kwestią.
Określając swoje odejście jako „w dobrym momencie”, finalista Mundialu z roku 2010 rozpoczął od wyjściowego składu jedynie 25 z 44 spotkań ostatniego swojego sezonu. Poczuł wtedy, że potrzebuje innego wyzwania.
- Najgorszy moment był zarówno najbardziej prestiżowym momentem – finał Ligi Mistrzów z 2007 roku. Gdy już osiągasz ten finałowy, najważniejszy mecz, to jedyne czego chcesz, to go wygrać. My jednak nie daliśmy rady. Jednak sama gra na najwyższym poziomie była czymś rewelacyjnym – powiedział Kuyt opisując swój najcięższy moment.
- Przeżywałem również ciężki okres podczas swojego pierwszego sezonu, gdy mój tata zmarł. Rafa dał mi wtedy trochę czasu na poukładanie sobie wszystkiego. Wrócił i od razu graliśmy przeciwko Interowi ważny mecz. Udało się go wygrać 1:0 notabene dzięki mojemu trafieniu.
Na temat odejścia z Liverpoolu dodał:
- To jedna z najcięższych decyzji, pożegnać się z klubem. Przeżyłem tutaj sześć wspaniałych lat i moją intencją zawsze było zostać do końca. Jestem jednak takim typem osoby, że chciałem poprzez swoją ciężką pracę wpływ na wyniki drużyny. Wtedy trochę zbyt długo przesiadywałem na ławce rezerwowych. To był absolutnie właściwy moment na odejście, bo kibice mogli mnie zapamiętać, jako zawodnika dającego z siebie zawsze sto procent.
Komentarze (2)