Bjørnebye o pracy w roli Dyrektora Sportowego
Były obrońca Liverpoolu Stig Inge Bjørnebye opowiedział o realiach pełnienia funkcji Dyrektora Sportowego, o pozyskaniu Jacka Wilshere’a oraz o swojej relacji zawodowej z Michaelem Edwardsem i Julianem Wardem.
W ostatnich latach wśród fanów Liverpoolu rosła fascynacja rolą “Dyrektora Sportowego”, co wynikało z sukcesów zakulisowych działań Michaela Edwardsa. Za sprawą rzadkich publicznych wypowiedzi niezamierzenie stworzył wokół swojej osoby mistyczną aurę, ponieważ bez rozgłosu przeprowadza transfery i negocjuje nowe kontrakty.
Takie działanie regularnie nagradzane jest pochwałami kibiców. Wydaje się, że jego następca, Julian Ward, już zaczął działać tam, gdzie Edwards zwolni miejsce po odejściu latem. Następca z orkiestralną precyzją zorganizował transakcję, która pozwoliła w styczniu sprowadzić do Liverpoolu Luisa Díaza. Jednak pomimo przyglądania się, jak ta para pozyskuje i sprzedaje piłkarzy, kibice z pewnością niewiele wiedzą na temat codziennych zadań wykonywanych z zamkniętymi drzwi biur na Anfield, gdyż obaj wolą pracować w ciszy i w cieniu.
To raczej nie zmieni się w najbliższym czasie. Edwards nawiązał już do tego, gdy w listopadzie skierował do fanów list otwarty, w którym potwierdzał swoją decyzję o odejściu z klubu z końcem sezonu. Napisał: “Podobnie, jak było w moim przypadku, wątpię, żebyście wiele więcej słyszeli od niego (Warda)”.
Pomimo tak dogłębnej ciszy kibice cieszą się z faktu, że klub jest w dobrych rękach. Koniec końców to szybki rozwój the Reds w mistrzów Anglii, Europy i świata w trakcie minionych sezonów z Jürgenem Kloppem jest świadectwem umiejętności całego pionu pozasportowego, który pracuje na Anfield. Na przestrzeni dekady, pod władzami FSG, ich projekt sportowy został przekształcony z klubu piłkarskiego na skraju decyzji o przejściu w zarząd administracyjny w jedną z najlepszych organizacji w tym biznesie.
Minęło dziewiętnaście lat od momentu, w którym Stig Inge Bjørnebye z powodu kontuzji musiał udać się na piłkarską emeryturę. W Liverpoolu spędził osiem lat, grając jako ofensywny wahadłowy, który jako defensor notował asysty podobnie jak Trent Alexander-Arnold czy Andy Robertson.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery Norweg pracował jako trener i menadżer, a potem zdecydował się pokierować swoją zawodową ścieżkę w inną stronę. W 2015 r. został zatrudniony przez swój były klub Rosenborg na stanowisko Dyrektora Sportowego. Pełnił tę funkcję przez cztery lata, a potem w minionym roku wrócił do piłki nożnej z AGF Aarhus.
- Naprawdę podobała mi się ta praca. To ogromne wyzwanie i dlatego podejmujemy się tej pracy. Przywykliśmy do tego w trakcie swoich karier piłkarskich - powiedział Bjørnebye w wywiadzie dla Liverpool Echo.
- Chcesz być zaangażowany we wszystkie sprawy, które wiążą się z pewną presją, wielkimi oczekiwaniami i potrzebą ciężkiej pracy, żeby osiągnąć wyniki. Po tym, jak przestałem grać, pracowałem trochę dla Norweskiego Związku Piłki Nożnej, gdzie pełniłem różne funkcje.
- Przez pięć lat pracowałem także w Rosenborgu, moim byłym klubie i jednocześnie dużym norweskim klubie, jako Dyrektor Sportowy. Miałem poczucie, że włożyłem już swój wkład w norweski futbol, więc chciałem sprawdzić się w innych dziedzinach.
- Było kilka propozycji na tapecie i ten projekt wydawał się szczególnie kuszący. Został naprawdę dobrze zaprezentowany, a klubowe struktury organizacyjne są na najwyższym poziomie. Teraz od nas zależy, czy zbudujemy mocną drużynę i skład.
Bjørnebye nie marnował czasu, by zaznaczyć swoją obecność w Danii. Teraz do części jego obowiązków należy sprzedawanie potencjalnym zawodnikom propozycji udziału w projekcie w Aarhus. Na nagłówki trafił w zeszłym miesiącu, kiedy właśnie tego dokonał, sprowadzając byłego pomocnika Arsenalu Jacka Wilshere’a.
- Moim zadaniem jest pozyskiwanie zawodników i naprawdę byłem z tego zadowolony. Wiele wnosi do klubu. Nie tylko jakość jako zawodnik, ale także jako dojrzały człowiek. To topowy profesjonalista, który przeżył życie w piłce nożnej i grał na niesamowitym poziomie.
- Możliwość wprowadzenia do naszej grupy takiej jakości jest dla nas czymś fenomenalnym. On także chce się angażować. Myśli o trenowaniu. Uważam, że możemy mu zaoferować możliwość zdobycia doświadczenia, a on może nam pomóc.
- Dzięki naszej sieci kontaktów dostrzegliśmy, że pojawiła się taka możliwość. Mieliśmy szczęście, że mamy kilka dobrych kontaktów, które poinformowały nas, że coś takiego jestem możliwe, że Jack może do nas dołączyć.
- To była dla nas idealna opcja, ponieważ oczywiście jest świetnym piłkarzem, czego nie trzeba nikomu mówić. Odbyliśmy wspólnie kilka owocnych rozmów i zaprezentowaliśmy mu swoje pomysły. Dobrze się dogadywaliśmy i cieszymy się, że jest z nami.
Kontynuuje:
- Nie trzeba wspominać, że generuje to też dodatkową uwagę oraz nieco więcej presji ze strony mediów i otoczenia. Jednak to ciekawe wyzwanie i Jack dobrze sobie z tym radzi. Jest mądry.
- Wykorzystuje swoje doświadczenie i rozumie te reakcje. Zarządza tym w bardzo rozsądny sposób. Koncentruje się na swojej grze w piłkę nożną i już teraz można zauważyć, że wyznacza nam pewne nowe standardy na treningach.
- Rozegrał kilka spotkań i przyzwyczaja się do ligi. Bardzo cieszy go fakt, że znów może rozgrywać całe spotkania, mecze o stawkę na fajnych obiektach. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę go jeszcze bardziej w rytmie meczowym.
Wilshere rozegrał do tej pory cztery mecze dla Aarhus i odnotował pierwszą asystę w pierwszym rozegranym w pełnym wymiarze spotkaniu domowym z Viborgiem. Jednak jego duński klub zajmuje obecnie ósme miejsce w tabeli i jest w innym miejscu, niż Bjørnebye oczekuje.
Norweg podkreśla natomiast, że rozwój Aarhus to nie jest praca na jedną noc, a zadaniem jest doprowadzenie do statusu jako jednej z najlepszych drużyn w Danii. Podobnie jak Liverpool z 2010 r., kiedy przejmowany był przez FSG, jest to projekt w trakcie realizacji.
- Pod względem kultury Danię można porównać do Norwegii i nie różni się ona aż tak bardzo od angielskiej. Piłka nożna jest ważną częścią życia dla każdego. Otrzymujemy świetne wsparcie od kibiców na trybunach i od ludzi z Aarhus - wyjaśnia.
- Jednak, jeśli spojrzy się na rozmiary i potencjał klubu z Aarhus, to z całym szacunkiem, ale są poniżej swojego potencjału. To drugie co do wielkości miasto w Danii. Zawsze otrzymywali świetne wsparcie od kibiców, ale wyniki osiągali poniżej oczekiwań i uznałem, że jest to interesujące.
- Chodzi o zarządzanie, które będzie budowało ciągłość. Mam na myśli, że przeszliśmy pewne zmiany, także gdy już byłem w klubie, ale były one niezbędne. Teraz wydaje mi się, że staramy się zbudować podstawy, które pozwolą nam podjąć walkę z największymi na ten moment klubami, którymi są FC Kopenhaga, Midtjylland i Brondby.
- Chodzi o staranie się o to, byśmy jako klub wykorzystywali swój potencjał, a jest on ogromny i z pewnością lepszy niż wyniki, które uzyskiwaliśmy od lat osiemdziesiątych. To ogromne, ogromne wyzwanie.
- Przychodzę do klubu z ciągłością w zakresie liderskim. CEO, Jacob Nielsen, to jeden z najbardziej niesamowitych liderów piłki nożnej, jakiego spotkałem. Pracuje tu od sześciu lub siedmiu lat i wykonał niewiarygodną pracę w obszarze struktur klubowych i finansów, a także obiekty klubowe nie ustępują innym.
- Podstawy są bardzo dobre. Teraz trzeba upewnić się, że występy i rozwój zespołu oraz składu postępują na tyle, że możliwe będzie rywalizowanie z czołową trójką w Danii, która kwalifikuje się do gry w europejskich pucharach.
- Musimy kontynuować budowę klubu. Rozgrywki są zacięte, ale to twarda liga dwunastu zespołów i większość z tych klubów jest w tej chwili dobrze zorganizowana. Lubię te rozgrywki. Są zacięte i trochę nieprzewidywalne.
- Musimy budować ciągłość i mocny styl gry, który będzie cechował się jasną tożsamością. Chcemy być rozpoznawani przez kibiców, kiedy gramy według swojego pomysłu. Jak na razie mamy za sobą kilka wzlotów i upadków, ale uważam, że mamy jasną wizję, w którym kierunku zmierzamy. Uważam także, że mamy dobre plany, jak dotrzeć do wyznaczonego celu. To ciężka praca każdego dnia.
Słuchając Bjørnebye oczywistym jest, jak pasjonuje go praca w roli Dyrektora Sportowego i z pewnością nie żałuje, że wybrał taką ścieżkę kariery zamiast pracy w roli menadżera. Jednak mając doświadczenie w pracy trenerskiej w Norwegii i jako menadżer w IK Start, dlaczego zdecydował się zmienić kierunek zawodowego rozwoju?
- Wydaje mi się, że bardziej chciałem pracować nad ogólnymi aspektami strategicznymi i rozwojowymi całego klubu, zamiast wdrażać się w nieco dziwaczne, pragmatyczne kwestie techniczne. Robiłem to całe życie jako piłkarz i chciałem rozwijać siebie w innej roli poza boiskami treningowymi i samym boiskiem piłkarskim, bardziej w byciu liderem i tworzeniu kultury organizacji. Chciałem próbować wyznaczać pewne kierunki w zakresie rozwoju całych struktur - wyjaśnia.
- Uważam, że na tym etapie mojego życia, cały obszar biznesowy jest znacznie bardziej interesujący. Chodzi bardziej o długookresową strategię klubu i upewnianie się, że każdy dział klubu jest przygotowany na to, co nadchodzi. Nie tylko na kolejne okienko transferowe, ale na kolejne trzy lub cztery takie okienka.
- Budowanie takiego składu, który zawsze jest w fazie rozwoju, ale nie koniecznie w szczycie możliwości rozwojowych. Chodzi o zapewnianie, że jesteśmy w stanie rekrutować zawodników ze swojej własnej akademii, ale także pozyskiwać odpowiednich piłkarzy z rynku. Upraszczając, to czym się zajmuję, to praca nad stylem gry i kulturą. Tak można powiedzieć w najprostszych słowach.
- W tej branży jest jeden produkt końcowy i jest nim zespół piłki nożnej. Nie jest to sam zespół piłkarski, który stanowi końcowy produkt, ale chodzi o ostatni występ, ostatni wynik. Zawsze trzeba się na tym koncentrować, ponieważ to sprowadza się do codziennej pracy trenerskiej i menadżerskiej w zespole.
- Jednak moją rolą jest zagwarantowanie, że kultura panująca w klubie, jest dla niego dobra. Że widać profesjonalizm i głód. Że ludzie wspólnie pracują, chcą osiągać różne cele i chcą ciężko na nie pracować. Chodzi o zapewnienie, że cała organizacja idzie w jednej linii ze strategią i że wspieramy siebie nawzajem na kolejnych jej etapach.
- Bardzo mocno jest to związane z kulturą pracy i przywództwem. To interesujące, ponieważ nie dzieje się to w ciągu jednego dnia, a niekoniecznie nawet w trakcie jednego sezonu. To wymaga czasu i trzeba na to pracować każdego dnia, ponieważ dzień, w którym przestajesz myśleć o klubowej kulturze, to tak właściwie dzień, w którym klub zaczyna umierać. To ciągła praca w zakresie ustalania standardów i realizowania odpowiednich procesów począwszy od ostatniego meczu pierwszej drużyny po wszystko, co dzieje się w akademii.
Te słowa z pewnością korespondują z tym, jak Liverpool odmieniał swoje losy w trakcie ostatnich dziesięciu lat, choć z pewnością działo się to na większą skalę. Bjørnebye przyznaje, że był w kontakcie z Edwardsem i Wardem, kiedy planował realizację pozytywnych zmian w Aarhus.
- Czasami wracam i oglądam mecze. Sposób, w jaki jestem witany, kiedy przyjeżdżam, to coś naprawdę dla mnie miłego. Wydaje mi się, że teraz Julian jest moim odpowiednikiem w Liverpoolu. Znam go całkiem dobrze. Rozmawiamy od czasu do czasu o zawodnikach i bieżących sprawach.
- Dla mnie zrozumienie tego, jak sprawy realizowane są w wielkim klubie pokroju Liverpoolu, to ważne lekcje. Jestem wdzięczny za rozmowy, jakie odbyłem z Michaelem, a teraz z Julianem.
Liverpool prowadził już działania transferowe z Aarhus. Dwukrotnie wysyłano tam na wypożyczenie Kamila Grabarę, ale w obu przypadkach działo się to przed przyjściem Bjørnebye . Pomimo faktu, że polskiego bramkarza latem sprzedano do Kopenhagi, Norweg zaznaczył, że jego relacja z byłym pracodawcą może skutkować kolejnymi transakcjami.
- To nie ja pozyskałem Kamila. Działo się to przed moim przybyciem, ale moja relacja z klubem jest bardzo dobra. Oczywiście, coś takiego może się powtórzyć, jeśli będzie im to odpowiadało. Być może będą to wypożyczenia piłkarzy, a być może będą inni zawodnicy, których czas w klubie dobiegnie końca i zaakceptują możliwość gry w lidze duńskiej.
- Tak przy okazji, nie jest ona taka zła. Obecnie jest całkiem konkurencyjna. Nie wykluczałbym tego, to może się powtórzyć.
Theo Squires
Komentarze (2)