Kontuzja Díaza wpłynie na plany transferowe LFC?
Po tym, jak prysły nadzieje na terminowy powrót do gry Luisa Díaza po kontuzji kolana, dłuższa nieobecność Kolumbijczyka zrodziła nowe znaki zapytania przed styczniowym oknem transferowym w wykonaniu Liverpoolu.
Sezon ligowy, przerwany przez Mistrzostwa Świata, za chwilę zostanie wznowiony, a wizja spotkania z Manchesterem City po sześciu tygodniach przerwy jawiła się kibicom jako przedwczesny prezent pod choinkę.
Niestety, jeszcze zanim skończył się mundial The Reds otrzymali kolejny cios.
Luis Díaz - jeden z pozytywnie wyróżniających się zawodników podczas trudnego początku sezonu w wykonaniu Liverpoolu - wypada z gry do marca ze względu na uraz kolana.
Kolumbijczyk nie grał od czasu meczu przegranego na The Emirates z Arsenalem 3:2, jednak dołączył do zespołu w Dubaju, gdzie miał przygotowywać się do sparingów z Lyonem i Milanem.
Szybko okazało się jednak, że skrzydłowy The Reds będzie potrzebował operacji, co przedłuży jego absencję do długich pięciu miesięcy.
To kolejny cios dla zespołu, którego sezon już naznaczony jest plagą kontuzji, i to na kilka tygodni przed otwarciem styczniowego okna transferowego.
Nie jest do końca jasne, jak będzie wyglądał nadchodzący miesiąc po zakończonych Mistrzostwach Świata, ale jedno jest pewne - Liverpool będzie musiał szukać wzmocnień na kilku pozycjach, a teraz dochodzi do tego jeszcze pozycja napastnika.
Ewolucja ofensywnego trio
Biorąc pod uwagę fakt, że w sezonie 2022/23 rzadko widywaliśmy Diogo Jotę, można powiedzieć, że ofensywne trio wygląda krucho pod względem dostępności.
I to ewidentnie wpłynęło na początek sezonu w wykonaniu LFC.
Zakładając, że najlepszą wersję Díaza zobaczymy dopiero w końcówce kampanii, a w międzyczasie do rozegrania jest mnóstwo spotkań na kilku frontach, klub nie może sobie pozwolić na ryzyko pozostania przy status quo.
Klub stopniowo odświeża swoją linię ataku i choć latem dużo wyłożono na nowy kontrakt dla 30-letniego Salaha, to w ciągu ostatnich 24 miesięcy do zespołu dołączyli Jota, Díaz i Núñez. Kolejna faza ewolucji ataku Liverpoolu zaczęła nabierać kształtów.
Słynne trio złożone z Salaha, Mané i Firmino zagwarantowało sobie stałe miejsce w kronikach Liverpoolu, jednak czas dogania wszystkich i nowa fala ofensywnych zawodników przybyła do klubu w podobnym momencie swoich karier, co ich poprzednicy.
Jeszcze nie wiadomo, czy Firmino przedłuży swój pobyt na Anfield po tym, jak w lecie skończy się jego kontrakt.
Jednak niezależnie od jego przyszłości, wszystko wskazuje na to, że Liverpool skorzystałby na wzmocnieniu linii ataku.
Czy Liverpool musi działać już?
Styczeń nie jest miesiącem, w którym Liverpool robi największe transfery.
Jednak prawdopodobieństwo wypadnięcia poza czołową czwórkę po raz pierwszy w pełnym sezonie Kloppa z Liverpoolem jest bardzo duże, a skutki tego mogą być katastroficzne.
W rzeczywistości można dostrzec pewne podobieństwa do analogicznego okresu w zeszłym sezonie - wówczas Liverpool tracił dziewięć punktów do Manchesteru City, gdy zbliżał się koniec stycznia.
Przyszłość Salaha, Mané i Firmino stała pod znakiem zapytania, a rokowania były coraz mniej optymistyczne, jednak udało się dokonać transakcji wartej 50 milionów funtów z Porto.
Przyjście Díaza odmieniło sezon, który zakończył się dla Liverpoolu dotarciem do trzech finałów i zdobyciem dwóch trofeów. Mało tego, na koniec kampanii ligowej The Reds zbliżyli się do Manchesteru City na jeden punkt po serii 19 spotkań bez porażki (w tym 16 zwycięstw).
Tym razem, przy tych wszystkich plotkach łączących klub z zawodnikami pokroju Enzo Fernandeza i Jude'a Bellinghama, uzasadnione byłoby stwierdzenie, że pozyskanie kolejnego napastnika nie powinno być priorytetem w najbliższej przyszłości.
Kontuzje, słabsza forma Fabinho oraz postępujący wiek Thiago, Milnera i Hendersona sprawiły, że to pomoc The Reds aż prosi się o wzmocnienie. Nieudana próba ściągnięcia do klubu latem Aureliena Tchouameniego sprawiła, że jeśli styczeń również zakończy się bez transferu pomocnika, może to wywołać dyskusje.
To wszystko sprawia, że klub ma dużo roboty w krótkim czasie, ale najbliższe pięć miesięcy będzie kluczowe w kształtowaniu tego, jak będą wyglądać kolejne sezony. Może nawet przyczyni się do lepszego postrzegania klubu w oczach wspomnianych wcześniej celów transferowych w pomocy.
Letnie odejścia Mané, Origiego i Minamino były dużym ciosem dla ofensywy Kloppa, a jeśli dodać do tego potencjalne kontuzje w ataku, okazuje się, że Liverpool ma bardzo ograniczone pole manewru w tej strefie boiska.
Mistrzostwa Świata i długi brak futbolu klubowego oznaczają, że to dość dziwny sezon, również pod kątem transferowym. Jednak łączenie klubu z takimi zawodnikami jak Mohammed Kudus czy Cody Gakpo może mieć sens.
Czego właściwie szukamy?
Jak miałby wyglądać ten poszukiwany zawodnik?
Interesującą rzeczą w tym konkretnym przypadku jest to, że są mocne argumenty za tym, by móc spoglądać na zawodników grających na dowolnej z trzech pozycji w ataku, a ich wiek może być różny.
Dla przykładu, Kudus większość swojego czasu w Ajaksie spędził na szpicy, jednak dwie bramki dla Ghany na Mistrzostwach Świata 22-latek zdobył z pozycji prawoskrzydłowego.
Pododobnie ma się rzecz w przypadku Gakpo. 23-latek w PSV Eindhoven występuje niemal wyłącznie na lewym skrzydle, jednak w reprezentacji Holandii jest wykorzystywany jako środkowy napastnik.
Niedawno przypomniano też o zainteresowaniu klubu Maxem Kruse (wówczas 31-letnim), zanim Origi dokonał wielkich rzeczy w 2019 roku. I choć Niemiec nie jest już w kręgu zainteresowań The Reds, to pokazuje, że klub jest otwarty na wniesienie do zespołu odrobiny doświadczenia.
Ma to również sens, ponieważ po powrocie do zdrowia Joty i Díaza, trzeba będzie dbać o zadowolenie oraz regularną grę wszystkich atakujących.
Najlepsza odpowiedź na pytanie "czego właściwie szukamy?" jest jednak taka, że Liverpool potrzebuje opcji w ofensywie, które będą w pogotowiu, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.
W ostatnich miesiącach nie zawsze tak było.
Dyskusje na temat wzmocnień w środku pola nie ustaną, dopóki klub nie sprowadzi przynajmniej dwóch zawodników, aby odświeżyć ten obszar boiska.
Liverpool zapłacił już jednak cenę za niedobór jednego napastnika w pierwszej części tego sezonu i może zrobić to ponownie, jeśli w klubie nie skupią się na zachowaniu równowagi.
Styczniowe okno transferowe zwykle nie jest z perspektywy Liverpoolu czymś, czym można się ekscytować, ale może warto mieć oko na to, co może się wydarzyć.
W zeszłym roku o tej porze pracowano nad transferem Díaza. Tym razem konieczne może być sprowadzenie kogoś tej samej klasy, co Kolumbijczyk.
Komentarze (23)
Na dobre i na złe!
Już nie piszę nawet o tamtym czasie, niech ogarną temat teraźniejszy ponieważ nie jest dobrze. Dużo rzeczy mieli zrobić.
Sceptycy jednak oczekują realnych wzmocnień zgodnie z naszymi potrzebami kadrowymi, a niestety wskutek braku odpowiednich inwestycji w skłąd w ostatnich latach narobiło nam sie ich sporo, na dodatek ściągnięcie zawodników odpowiedniej klasy kosztuje odpowiednio dużą kasę. Jednak jeśli chcemy być poważnym graczem, a nie pionkiem to są to wydatki niezbędne. Jednak FSG tego nie rozumie
Nikt nie wie co się wydarzy w styczniu, więc pisanie bzdur typu "niedługo poznasz odpowiedź" jest zwykłą głupotą. Nie "poznasz", a poznamy, bo Ty też nie masz zielonego pojęcia czy jakieś ruchy będą, czy nie będą poczynione przez klub.
Można śmiało założyć, że klub dotychczas unikał przeprowadzania dyżych transakcji w zimowym okienku. Diaz został kupiony ze względu na podchody innego klubu, a VvD też byłby kupiony pół roku wcześniej gdyby Święci oczekiwali za niego mniejszych pieniędzy