Alisson: Manchester będzie chciał się zemścić
Liverpool rozpoczyna niezwykłe przedsięwzięcie przed konfrontacją z największymi rywalami – The Reds chwalą Manchester United tak bardzo, że ktoś mógłby pomyśleć, że posiadają udziały w Ineos.
Jürgen Klopp ostrzegł, że ostatnia krytyka zespołu Erika ten Haga czyni go bardziej niebezpiecznym, natomiast bramkarz The Reds Alisson Becker spodziewa się, że piłkarze United będą mocno zmotywowani, żeby zemścić się za zeszłoroczny pogrom na Anfield zakończony wynikiem 7:0.
Przebłysk życia byłby dobrym początkiem z punktu widzenia Old Trafford, biorąc pod uwagę ostatnią formę drużyny Ten Haga. Natomiast to, że Klopp i jego zawodnicy wciąż muszą odpierać sugestie o nadchodzącej powtórce marcowego pogromu, odzwierciedla tylko obecne miejsce klubów. Obawa Liverpoolu może polegać na tym, że zaakceptowanie narracji, według której baranki idą na kolejną rzeź, uczyniłoby ich podatnymi na zdecydowaną odpowiedź ze strony zdeterminowanej drużyny United.
Zapytany o to, jak zareagowałby na miejscu United, Alisson odpowiedział na podstawie swojego doświadczenia.
- Byłbym nakręcony i zrobiłbym wszystko, żeby podobnie nastawić również swoich kolegów z zespołu – powiedział brazylijski bramkarz.
- Jako piłkarz i sportowiec wyczynowy musisz wykorzystać takie sytuacje jako motywację. Nie wiem za dużo o piłkarzach United, więc nie wiem, co zamierzają zrobić, ale jestem pewny, że przyjadą tutaj z chęcią osiągnięcia dobrego wyniku. Jesteśmy skupieni, żeby zdobyć trzy punkty.
- Z naszej perspektywy, tamten mecz jest przeszłością. To dobry temat dla kibiców, żeby pogadać i powspominać, ale teraz mamy inny zespół i jesteśmy w zupełnie innym momencie.
Alisson brał udział w pogromie na Anfield, gdy jego Roma została pokonana 5:2 w półfinale Ligi Mistrzów w 2018 roku. Brazylijczyk wspomina, jak odliczał dni do rewanżu.
- Przegraliśmy wtedy mecz i to nie było miłe doświadczenie, ale to jest ten rodzaj spotkań, w których chcesz grać. Zawodnicy Liverpoolu, Chelsea, United czy City muszą cieszyć się grą w takich meczach. Ja uwielbiam grać w meczach z dużymi rywalami.
To wcale nie był koniec ciepłych słów z ust Alissona. Bramkarz The Reds z sympatią wypowiedział się na temat Andre Onany, którego pomyłki okazały się szczególnie kosztowne w Lidze Mistrzów.
- To naprawdę dobry bramkarz – mówił Alisson.
- W zeszłym sezonie Ligi Mistrzów był fantastyczny.
Dlaczego więc ma teraz takie kłopoty? Alisson sugeruje, że problem leży głębiej niż tylko w kwestiach indywidualnych.
- Ja miałem szczęście, że przychodziłem do zespołu, w którym wszystko zmierzało w innym kierunku – to był proces budowy – powiedział.
- On musi zachować cierpliwość, musi być cierpliwy we wszystkim najbardziej, jak się da. Wydaje mi się, że w tym momencie potrzebuje tylko wsparcia od wszystkich w klubie i myślę, że wskoczy na swój poziom.
- Przechodziłem przez coś podobnego – przyszedłem z włoskiego klubu do Anglii, do wielkiego klubu i za duże pieniądze. To duża odpowiedzialność, a on przyszedł jeszcze z zadaniem zastąpienia Davida De Gei, który może nie był w swojej najwyższej formie, ale wciąż grał na solidnym poziomie.
- On dał tyle dobrych rzeczy Manchesterowi, zaliczył tyle występów w zespole – zastąpienie kogoś takiego to duży krok w karierze. Uważam, że Andre jest gotowy na tę odpowiedzialność, po prostu niektórzy potrzebują trochę więcej czasu. Tak to jest, gdy zmieniasz zespół, zmieniasz ligę. W United próbują też wciąż się dostosowywać, odkrywają swoją tożsamość, a to może mieć wpływ na zawodnika.
Podczas gdy Onana próbuje ustabilizować swoją pozycję w nowej lidze, Alisson jest kluczowym powodem stojącym za pierwszym miejscem w tabeli Liverpoolu. Ma najwyższy wynik procentowy udanych interwencji w Premier League i jest przekonany, że wciąż staje się coraz lepszy.
- Jeśli patrzeć tylko na liczby, to chyba tak – stwierdził.
- Czuję się dobrze, jestem w dobrej formie. Ciężko pracuję, żeby być coraz lepszym każdego roku.
- Zacząłem grać na najwyższym poziomie w młodym wieku dla bramkarza – miałem 21, może 22 lata – tak więc mam już za sobą koło 10 lat między słupkami. To mnóstwo czasu, jednak wciąż jestem młody jak na bramkarza. Teraz bramkarze grają nawet do 39 roku życia, a czasem i dłużej.
- Myślę, że zbliżam się do szczytowego momentu mojej kariery, teraz do swojej fizyczności i silnego pragnienia utrzymywania rozwoju, mogę dodać jeszcze doświadczenie.
Kibiców United nurtuje zapewne pytanie, jaka drużyna pojawi się na Anfield – czy zobaczymy zespół, który zaimponował wszystkim w meczu z Chelsea czy też zespół, który przegrał 0:3 z Bournemouth i po cichu opuścił rozgrywki Ligi Mistrzów.
Jednak większości obserwatorów umyka fakt, że Liverpool również bywa nieobliczalny, a dobra passa u siebie przykrywa kiepską formę na wyjazdach.
Trzy lata temu, to po styczniowym zwycięstwie z United, w którym gola po asyście Alissona strzelił Mo Salah, na The Kop po raz pierwszy zaśpiewano "We're gonna win the league”.
Alisson jest jednak ostrożny, jeśli chodzi o kwestię powtórzenia tamtej historii i szczerze uważa, że obecny zespół The Reds musi jeszcze poczynić postępy, by móc porównywać się z ekipą Kloppa, która sięgała po tytuł mistrzowski Premier League.
- To były inne czasy, zespół był w innym momencie – mówi Alisson.
- Tamten mecz był fantastyczny. Wysłaliśmy wiadomość naszym kibicom. Oni poczuli to. W tamtym momencie wszyscy czuliśmy, że mamy wielką szansę na wygranie ligi – pokonaliśmy u siebie naszego największego rywala, przy takiej atmosferze i strzelając takie gole jak ten Mo po mojej asyście. To naprawdę miłe uczucie, które daje ci pozytywnego kopa.
- Oczywiście, dobrze jest wspominać wyjątkowe chwile. Tamten mecz odbywał się w ważnym momencie dla zespołu, to był wyjątkowy mecz z wyjątkowym rywalem.
- Teraz uważam jednak, że jesteśmy w innym momencie. Chcemy być konsekwentni w wygrywaniu.
- Musimy nieco wyhamować i nie, nie mówię tu o naszym tempie gry, tylko o rozmowach na temat tytułu – jesteśmy drużyną w przebudowie. Oczywiście, chcemy wygrać ligę i chcemy pokonać każdego rywala.
- Musimy jednak być zawsze skupieni na najbliższym meczu. Musimy też grać lepiej, lepiej niż teraz, ale myślę, że wejdziemy na nasz poziom.
Chris Bascombe
Komentarze (2)