Bradley: Díaz jest koszmarem dla bocznych obrońców
Conor Bradley okrzyknął Luisa Díaza „koszmarem bocznych obrońców” po tym, jak Kolumbijczyk pomógł Liverpoolowi w odrobieniu strat i zwycięstwie z Luton Town w środę wieczorem.
Díaz był jednym z czterech graczy The Reds, którzy wpisali się na listę strzelców, a zespół Jürgena Kloppa wypracował w drugiej połowie znakomity wynik, pokonując The Hatters 4-1 na Anfield i przywracając czteropunktową przewagę na szczycie tabeli Premier League.
27-latek stał się piątym zawodnikiem Liverpoolu, który zdobył dwucyfrową liczbę bramek w tym sezonie.
Bradley złożył hołd swojemu koledze z drużyny, uznając, że odmienił obraz gry.
- To mój najgorszy koszmar na treningu, nienawidzę się z nim pojedynkować! Może pójść w lewo, może pójść w prawo. Gra w tej chwili znakomicie i niech trwa to jak najdłużej - powiedział Irlandczyk z Północy.
- To najgorsza rzecz dla bocznego obrońcy, kiedy ktoś tak dobrze potrafi ścinać z piłką do środka pola, prawdziwy koszmar. Potrafi grać obiema nogami, jest dla nas bardzo ważny i sprawia przeciwnikom różnego rodzaju problemy.
Podczas ekscytującego wieczoru Liverpool przegrywał po trafieniu Chiedozie Ogbene, ale po przerwie, dwie bramki w dwie minuty strzelone przez Virgila van Dijka i Cody'ego Gakpo odwróciły obraz meczu do góry nogami, zanim Diaz i Harvey Elliott ustalili wynik.
- Wiedzieliśmy przed meczem, że będzie ciężko ze względu na okoliczności, kontuzje z jakimi się zmagamy. Przy wyniku 0:1 niektóre drużyny mogłyby się poddać, ale nie my. Walczyliśmy do ostatniego gwizdka i cieszymy się, że wygraliśmy.
- Po prostu wyszliśmy na boisko żeby dać z siebie jeszcze więcej. Chcieliśmy być spokojniejsi pod bramką po zmarnowaniu kilku okazji w pierwszej połowie. Chcieliśmy być bardziej opanowani i zaryzykować. Myślę, że właśnie to zrobiliśmy i strzeliliśmy cztery wspaniałe gole - odpowiedział zapytany o wskazówki przekazane w przerwie przez Kloppa.
Sam Bradley odegrał kluczową rolę w odrobieniu strat i otrzymał owację na stojąco od kibiców, kiedy został zastąpiony przez Andy'ego Robertsona, zanim z The Kop zabrzmiała pieśń "jest tylko jeden Conor Bradley".
- To dla mnie coś niewiarygodnego. Jestem bardzo wdzięczny za całe wsparcie, jakie otrzymuje, to szalone - dodał 20-latek.
- Za każdym razem, gdy jestem na boisku, staram się dać z siebie wszystko i pomóc drużynie w każdy możliwy sposób. Jeśli będę kontynuował z takim podejściem, mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
- Zawsze wierzyłem, że wszystko pójdzie dobrze, ale oczywiście nie spodziewałem się, że aż tak! W tej chwili idzie mi bardzo dobrze, ale wiem, że będą też gorsze momenty, więc muszę twardo stąpać po ziemi, ciężko pracować i mam nadzieję, że kolejne świetne momenty przede mną.
Teraz Liverpool skupia się na niedzielnym finale Carabao Cup na Wembley przeciwko Chelsea, a Bradley ma nadzieję, że dostanie swoją szansę w pierwszej jedenastce, gdy The Reds powalczą o dziesiąty triumf w tych rozgrywkach.
- To byłoby naprawdę wyjątkowe. Gdybym miał okazję wyjść od początku, byłby to moment, który zapamiętałbym do końca życia. Naprawdę nie możemy się doczekać, aby tam pojechać i mamy nadzieję, że przywieziemy trofeum z powrotem do Liverpoolu.
- To jest to, co menadżer ciągle nam powtarza to może być wielki zastrzyk pewności siebie na resztę sezonu. Wykonaliśmy ciężką pracę, aby pojechać na Wembley, teraz musimy tylko dać z siebie wszystko w niedzielę i wygrać.
Komentarze (1)