Zdaniem ekspertów: Czy Liverpool wygra ligę?
Minęło 76 dni odkąd Liverpool wrócił na szczyt tabeli Premier League sezonu 2024/25 po tym jak na Anfield pokonał 2-1 Brighton Hove & Albion, na szczyt którego od tego momentu nie stracił.
Zespół Arne Slota nie zawsze pokazuje dominującą formę ale mimo to został pokonany tylko raz w 20 ligowych spotkaniach, mając cztery punkty przewagi nad drugim Arsenalem oraz jedno spotkanie zaległe do rozegrania.
Czy w takim razie, przeznaczeniem Liverpoolu jest zdobycie drugiego tytułu mistrzowskiego w krajowych rozgrywkach w ostatnich 35 latach? Jeśli tak, to w którym momencie w nadchodzących miesiącach triumf ten stanie się zagwarantowany? Zebraliśmy panel ekspertów, spośród których część powiązana jest z zespołem z Anfield, druga natomiast z ich największymi rywalami – prosząc ich o opinie.
Pep Guardiola wypalił nam wszystkim mózgi.
Zburzył wiele iluzji o wyjątkowości angielskiego futbolu podczas swoich dziewięciu lat jako menedżer Manchesteru City. Wpłynął na sposób gry praktycznie każdej drużyny w kraju. Zmienił nasze oczekiwania wobec tego, co mają robić boczni oraz środkowi obrońcy.
Bardziej bezpośrednio, zmienił nasze wyobrażenie o tym, jak wygląda wyścig o tytuł.
Przez ostatnie kilka lat , z jednym wyjątkiem , standard dla każdego, kto marzył o wygraniu Premier League, polegał, jak to ujął Jürgen Klopp, na perfekcji. Żeby być blisko, trzeba było zdobyć ponad 90 punktów z dostępnych 114. Zdobycie tytułu zazwyczaj wymagało jeszcze więcej: 93, 98 albo 100.
Ten sezon jest inny, prawdopodobnie wystarczy 85 punktów, a może nawet 82. To oznacza, że nasze reakcje na poszczególne wyniki są nieco zaburzone: w sezonie, w którym City wygrywa wszystko, jeden remis u siebie może być fatalny. W takim, gdzie rywale mają większy margines błędu, szkody są ograniczone.
Obecna pozycja Liverpoolu w lidze oczywiście czyni ich faworytami, nawet jeśli mecz, który mają w zapasie, to ostatnie ligowe derby na Goodison Park – z pewnością niełatwe zadanie. Ale niewiele wskazuje na to, że czteropunktowa przewaga, jaką drużyna Arne Slota ma obecnie nad Arsenalem, będzie decydująca. To nie jest sezon, w którym raz zdobyta przewaga nie zostanie oddana.
Terminarz Liverpoolu od tego momentu jest bardziej wymagający niż terminarz Arsenalu. Nie jest niemożliwe, że mogą zremisować trzy mecze więcej niż drużyna Mikela Artety w ciągu najbliższych czterech miesięcy.
Arsenal nie ma ogromnego marginesu błędu, ale będę stosunkowo pewny, że zwroty akcji się skończyły, tylko jeśli Liverpool wyjdzie z meczu przeciwko nim na Anfield, w drugi weekend maja, z trzypunktową przewagą oraz lepszym bilansem bramkowym – tak na wszelki wypadek.
Rory Smith
Nazwijcie to zaprawionym w bojach mechanizmem obronnym Evertończyka, ale żyję z chroniczną przypadłością, która objawia się uporczywym, podskórnym przeczuciem wielkich sukcesów Liverpoolu. Na przykład: mogliby być na 18. miejscu w tabeli 20-zespołowej Premier League, bez menedżera i z drużyną pełną kontuzji, a mój układ nerwowy i tak przygotowywałby się na nieprawdopodobne zwycięstwo w pucharze i awans do pierwszej czwórki.
Od momentu, gdy Liverpool pokonał Real Madryt (w Lidze Mistrzów) i Manchester City w odstępie pięciu dni, na przełomie listopada i grudnia, nie mogę pozbyć się przeczucia, że tytuł mistrzowski sezonu 2024/25 trafi na Anfield.
Mała część mnie wciąż nie potrafi wykluczyć zdumiewającego odrodzenia City, w którym wygrają każdy mecz od teraz do końca sezonu, podczas gdy Liverpool będzie tracić punkty z powodu utrzymujących się problemów w obronie. Albo, że Arsenal sprowadzi solidnego napastnika przed zamknięciem zimowego okna transferowego za kilka tygodni i uczyni wyścig o tytuł naprawdę zaciętym.
Mimo to nadal wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne, że Liverpool znajdzie kolejny bieg i zwycięży z dużą przewagą.
Na ten moment sądzę, że dopiero po tym, jak przejdą przez kolejne mecze z Chelsea i Arsenalem na początku maja, w pełni pogodzę się z nadchodzącymi miesiącami niekończących się relacji, parad, sztuk teatralnych, poematów, filmów i pomników, które będą towarzyszyć ich rekordowemu, dwudziestemu mistrzostwu ligi.
Greg O’Keeffe
Jeśli kibicujesz rywalowi, powiedzmy Manchesterowi United, często przychodzi w sezonie moment, w którym musisz pogodzić się z myślą, że „zła rzecz” może się wydarzyć i zacząć przygotowywać się na chwile, gdy znajomi na czacie grupowym lub podczas gry w piłkę zaczną coraz bardziej chełpić się sukcesami swojej drużyny.
Dla mnie ten moment nadszedł po świątecznej serii meczów Liverpoolu z Tottenhamem Hotspur, Leicester City i West Ham United. Chodziło nie tylko o to, że Liverpool grał dobrze. Nie tylko o to, że Manchester City i Arsenal byli nieregularni w swoich występach. Chodziło o to, że Arne Slot znalazł wystarczająco dużo taktycznych rozwiązań na problemy, które Premier League stawia przed zespołami.
Lewy obrońca to wciąż problem w tej drużynie, tempo biegu Darwina Núñeza nie do końca współgra z szybkością podejmowanych decyzji, a Alisson nie jest już taką siłą w bramce, jaką był kiedyś. Alexis Mac Allister, co zrozumiałe, czasami wygląda na zmęczonego po powrotach z długich podróży międzynarodowych do Ameryki Południowej, gdzie gra dla Argentyny. A jednak Slot wciąż eksperymentuje i dostosowuje taktykę, przypominając swoim piłkarzom w przerwie, że ciężka praca na boisku to nie opcja, lecz konieczność aby wygrywać mecze.
Triumf Liverpoolu w sezonie 2019/20, gdy drużyna prowadzona przez Jürgena Kloppa pokonała Leicester City 4:0 na wyjeździe 26 grudnia (to mógł być ostatni dobry mecz Naby’ego Keïty w tym klubie) był momentem, który ugruntował ich dominację nad resztą ligi. Tegoroczne zwycięstwo 3:1 nad Leicester na Anfield w tym samym dniu nie było tym samym (choćby dlatego, że Leicester pięć lat temu było znacznie silniejsze), ale istnieje podobne poczucie, że gdy drużyna Slota włącza najwyższy bieg, nikt w Anglii nie jest w stanie z nimi konkurować.
Carl Anka
Nie doświadczyłem jeszcze tego uczucia w tym sezonie. To dość zabawny moment, by zadawać to pytanie, biorąc pod uwagę obecną chwiejność drużyny Arne Slota. Gdyby zapytano mnie o to po grudniowych zwycięstwach nad Tottenhamem Hotspur, Leicester i West Ham United, byłbym bardziej optymistyczny. Jednak dwa remisy od tamtej pory, co daje trzy zwycięstwa w siedmiu meczach ligowych, nie brzmią jak forma mistrzowska – choć żadnego z tych spotkań nie przegrali.
Jako pesymista w tego typu sprawach, moja realistyczna odpowiedź brzmi: uwierzę, dopiero gdy matematycznie nie będzie możliwe, aby ktoś ich dogonił, albo gdy Virgil van Dijk faktycznie uniesie trofeum.
Jednak bardzo chciałbym, aby ten moment w stylu sezonu 2019/20 nadszedł podczas derbów Merseyside – idealnie w najbliższych, na Goodison Park 12 lutego, ale bardziej prawdopodobne, że wtedy, gdy Everton przyjedzie na Anfield w pierwszym tygodniu kwietnia. Te mecze są kluczowe dla budowania lub tracenia rozpędu, pozytywnego lub negatywnego.
Jeśli nie, to pozytywny wynik u siebie przeciwko Arsenalowi w weekend 10-11 maja prawdopodobnie będzie tym kluczowym momentem, w którym uwierzę, że to naprawdę się dzieje.
Andy Jones
W ostatnich siedmiu meczach Premier League Liverpool stracił punkty w czterech. To nie wygląda ani nie brzmi jak niepowstrzymany marsz po tytuł. Są faworytami do zdobycia mistrzostwa z tego miejsca, jasne – ale jeszcze mnie nie przekonali.
Problemem, oczywiście, jest to, że ich najbardziej prawdopodobni rywale, Arsenal, mają podobną tendencję do tracenia punktów i znaczącą stratę do nadrobienia. Dodatkowo są na jakiś czas bez, być może, swojego najlepszego zawodnika, ponieważ Bukayo Saka niedawno przeszedł operację rozerwanego ścięgna udowego – a ten cios dla ich ataku został pogłębiony przez zerwane więzadła krzyżowe (ACL) Gabriela Jesusa w poprzedni weekend.
Wiele może zależeć od tego, jak bardzo, jeśli w ogóle, Arsenal wzmocni skład przed zamknięciem zimowego okna transferowego 3 lutego.
Mam wrażenie, że Liverpool, Arsenal, a także Nottingham Forest, Newcastle i Chelsea – będą nadal tracić punkty tu i tam. Ciekawe będzie zobaczyć, czy Manchester City zdobędzie wystarczająco dużo punktów, aby zmniejszyć różnicę i wywrzeć presję.
Liverpool podejmie Arsenal w drugi weekend maja. Misją Arsenalu na najbliższe cztery miesiące jest sprawienie, by ten mecz miał znaczenie i myślę, że mają na to spore szanse.
Dopiero jeśli Liverpool wygra to spotkanie i zapewni sobie znaczącą przewagę na kilka tygodni przed końcem sezonu, uznam ich za prawdopodobnych mistrzów.
James McNicholas
Od momentu, gdy Steven Pienaar z Evertonu wślizgiem zdobył bramkę na 4-4 na Old Trafford w kwietniu 2012 roku, zawsze starałem się trzymać nadziei w wyścigu o tytuł.
Gola Pienaara w 85. minucie, w meczu, w którym Manchester United prowadził 3-1 po 66 minutach, można uznać za trafienie, które pomogło Manchesterowi City odrobić ośmiopunktową stratę w zaledwie sześciu meczach. To był jeden z tych niesamowitych momentów, gdy rozpaczliwe mentalne gimnastyki – „Muszą tylko przegrać z Wigan, stracić punkty u siebie z Evertonem, a my ich pokonamy na Etihad” – okazały się idealnie trafne.
Ale nawet mój optymizm ma swoje granice.
City nie liczy się już w tym wyścigu, a gol Christiana Norgaarda głową w doliczonym czasie gry, który odebrał im zwycięstwo 2-1 z Brentford we wtorek, to kolejne przypomnienie, że obecni mistrzowie są zbyt niestabilni, by odrobić obecnie 12-punktową stratę.
Realnie patrząc, pozostaje Arsenal, ale po prostu nie widzę ich doganiających Liverpool przy ich nieskuteczności w ataku i problemach z kontuzjami po prawej stronie.
Arsenal musi pojechać na Anfield w trzeciej od końca kolejce sezonu, i chyba że będą praktycznie bezbłędni od teraz do tego momentu, wygląda na to, że to spotkanie może pozwolić obecnym liderom na spokojne przypieczętowanie triumfu.
Thom Harris
Kiedy piszesz o czymś, co może nadejść w przyszłości, jest zrozumiałe, że pojawia się ostrożność, obawa, że będziesz wyglądać absurdalnie, jeśli twoja prognoza okaże się bzdurą.
Jednak nawet mając to na uwadze, jestem dość pewny tego. Nie będę przewidywał konkretnego punktu od teraz do końca sezonu, w którym będzie jasne, że Liverpool ma już tytuł w kieszeni bo uważam, że oni już go mają.
Jeśli miałbym wskazać moment, w którym stałem się pewny, to prawdopodobnie nie był to jeden mecz, ale pierwszy tydzień grudnia, kiedy pokonali Manchester City z stosunkową łatwością, co miało miejsce niedługo przed tym, jak Arsenal zremisował z Fulham, a potem z Evertonem.
Pewność ta wynika mniej z samego Liverpoolu, drużyny świetnej, ale nie historycznie genialnej, a bardziej z tego, że po prostu nie ufam żadnej z drużyn goniących, by były na tyle konsekwentne, by ich dogonić. City przechodzi przez trudny okres, Arsenal nie jest wystarczająco bezwzględny, Chelsea się chwieję, drużyny szybko dowiedzą się jak pokonać Nottingham Forest, Newcastle jest teraz drużyną w formie ale są o jedną kontuzję Alexandera Isaka od kłopotów.
Liverpool zakończy sezon jako ostatni zespół stojący, najlepszy w Premier League, w sezonie, w którym ogólny poziom wyrównał się, bez jednego gigantycznego zespołu, który przyćmiłby resztę.
Nick Miller
Wydaje mi się, że tylko kibice innych klubów są pewni, że tytuł 2024-25 trafi na Anfield.
Jeśli tak się nie stanie, daje im to wygodną okazję do powiedzenia, że Liverpool zawiódł. Budujesz ich, potem znów nokautujesz.
Jak wielu Liverpoolczyków, jestem dość pewny, że sezon zakończy się mistrzostwem dla drużyny Arne Slota. Jednak istnieje także ostrożność, wynikająca z niedawnych wspomnień, jak i tych długoterminowych. Pod wodzą Jürgena Kloppa, Liverpool trzy razy prowadził w tabeli na tym etapie sezonu, ale tylko raz byli w tej samej sytuacji, gdy muzyka zatrzymała się po 38 meczach.
Patrząc w przeszłość, obietnice drużyn prowadzonych przez Roya Evansa, Rafaela Beniteza i Brendana Rodgersa były widoczne wiosną, zanim nadzieje wygasły w końcowej fazie.
Z tych powodów będę pewny możliwości związanych z Liverpoolem Slota dopiero wtedy, gdy drużyny goniące nie będą już w stanie ich dogonić.
Simon Hughes
Komentarze (6)