Czy FSG zacznie wydawać zarobione pieniądze?
Pierwsze miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów oraz awans do 1/8 finału przyniosło największe zarobki.
To był idealny powrót Liverpoolu do europejskiej elity, który daje drużynie Arne Slota szansę na zdobycie trofeum po raz siódmy oraz znacząco wzmacnia bilans finansowy klubu.
Po siedmiu zwycięstwach w ośmiu meczach Liverpool zbliża się do kwoty co najmniej 100 milionów euro (83,8 mln funtów; 104 mln dolarów) z samej puli nagród Ligi Mistrzów, a do zdobycia pozostaje jeszcze kolejne 56,5 miliona euro. Jeśli dodać do tego wpływy z dnia meczowego – każdy mecz na Anfield przynosi klubowi od 3 do 4 milionów funtów, a komplet widzów jest niemal pewny – widać wyraźnie, jak istotny był powrót do najważniejszych europejskich rozgrywek po rocznej przerwie.
Slot słusznie koncentruje się na znakomitych wynikach swojej drużyny, które obejmowały pamiętne zwycięstwa nad Realem Madryt, Milanem i Bayerem Leverkusen, ale napływ tak dużej gotówki tylko podsyca frustrację kibiców, którzy oczekują większych inwestycji ze strony Fenway Sports Group (FSG), właściciela klubu.
Napływ tych pieniędzy z pewnością utrudnia FSG konsekwentne trzymanie się ostrożnego podejścia do wydatków. Taką rozwagę można było łatwo uzasadnić w poprzednim sezonie, gdy Liverpool grał w Lidze Europy i jednocześnie budował nową trybunę Anfield Road End (zwiększając pojemność stadionu do ponad 60 000 miejsc), ale teraz jest to mniej oczywiste.
Historia jednak pokazuje, że większe przychody klubu nie zawsze oznaczają duże inwestycje w skład. FSG stawia na zrównoważony rozwój i woli czekać na odpowiedniego zawodnika, zamiast dać się skusić na nadmierne wydatki. Przykładem było minione lato i Martin Zubimendi z Realu Sociedad – Liverpool uznał go za główny cel transferowy, ale gdy nie udało się sfinalizować transakcji, klub nie zdecydował się na alternatywę na jego pozycji defensywnego pomocnika.
Nie ma żadnych oznak, że FSG zamierza w najbliższym czasie przekroczyć swoje finansowe granice, mimo że wartość klubu wielokrotnie wzrosła od momentu przejęcia go za 300 milionów funtów w 2010 roku.
Liverpool był klubem, który wydał najmniej w letnim oknie transferowym, sprowadzając jedynie Federico Chiesę za maksymalnie 12,5 miliona funtów. Uzgodniono także transfer bramkarza Giorgiego Mamardaszwilego za 29 milionów funtów, choć pozostanie on w Valencii do końca obecnego sezonu. Na cztery dni przed zamknięciem zimowego okna transferowego Liverpool nie przeprowadził jeszcze żadnych transakcji.
- Ludzie nie widzieli zbyt wielu naszych ruchów na rynku transferowym, ale jesteśmy zadowoleni ze składu – powiedział Slot w rozmowie z BBC. Za kulisami pracujemy nad jego wzmocnieniem latem. Oznaczałoby to, że w nadchodzących latach będziemy mogli walczyć o każde trofeum, o które gramy.
Kluczową kwestią na przyszłość są także trzy gwiazdy Liverpoolu – Mohamed Salah, Trent Alexander-Arnold i Virgil van Dijk – którym latem kończą się kontrakty i będą mogli rozmawiać o wolnych transferach.
Salah, Alexander-Arnold i Van Dijk otrzymali propozycje przedłużenia umów, ale nie osiągnięto jeszcze porozumienia. Napięcie wśród kibiców na Anfield rośnie, a na jednym z ostatnich transparentów pojawił się napis „Now give Mo his dough” („Dajcie Mo jego kasę”), podkreślający, jak ważne jest dla FSG zatrzymanie Salaha na kolejny sezon.
Oczywiście takie negocjacje nie są proste. Podobnie jak nie można jednoznacznie stwierdzić, że skoro Liverpool ponownie dobrze radzi sobie w Lidze Mistrzów, powinien nagle porzucić strukturę finansową, która – mimo krytyki – przez lata dobrze mu służyła.
Liverpool nadal musi trochę nadrobić zaległości. Klub spadł o jedno miejsce w rankingu Deloitte Football Money League, co było bezpośrednim skutkiem braku gry w Lidze Mistrzów w zeszłym sezonie.
Według szacunków, które najpewniej potwierdzą oficjalne sprawozdania finansowe klubu, całkowite przychody Liverpoolu wzrosły do około 714 milionów euro, w porównaniu do 594 milionów funtów w poprzednim sezonie. Wzrost ten był w dużej mierze efektem zwiększenia przychodów komercyjnych o 45 milionów euro oraz wpływów z dnia meczowego o 29 milionów euro, co było możliwe dzięki otwarciu nowej trybuny Anfield Road Stand.
Jednak spadek wpływów z praw telewizyjnych o 42 miliony euro uwydatnił, jak dużą stratą finansową był brak Ligi Mistrzów i pozwolił Arsenalowi wyprzedzić Liverpool w rankingu.
To, że Liverpool wrócił do tych elitarnych rozgrywek i jest jednym z faworytów do ich wygrania, to dobry początek odbudowy. Nigdy wcześniej udział w Lidze Mistrzów nie był tak istotny jak teraz, gdy stawka finansowa jest tak wysoka.
22-procentowy wzrost środków wypłacanych przez UEFA w tym roku oznacza, że jeśli Liverpool sięgnie po trofeum w maju, może liczyć na zarobek rzędu 160 milionów euro. Najpierw jednak musi przejść przez 1/8 finału, gdzie zmierzy się z jednym z czterech rywali: Paris Saint-Germain, Benfiką, Monaco lub Brest. Nawet zajęcie drugiego miejsca lub dotarcie do półfinału może wystarczyć, by ten sezon okazał się najbardziej dochodowym w historii występów Liverpoolu w Europie – głównie dzięki jego dobrej formie i bogatej historii w tych rozgrywkach.
Jak szczegółowo wyjaśnił Phil Buckingham z The Athletic, pula nagród jest podzielona na trzy części: pierwsza to równy podział środków (każdy klub otrzymuje 18,62 miliona euro), druga to premie zależne od wyników, a trzecia – nowy „filar wartości”, który uwzględnia rynek medialny i współczynniki historyczne.
Niektóre z tych kwot są znane już wcześniej, więc można je szacować na bieżąco. Każde zwycięstwo jest warte 2,1 miliona euro, remis przynosi 700 tysięcy euro, a dodatkowe premie obejmują: awans do 1/8 finału (11 milionów euro), ćwierćfinału (12,5 miliona euro), półfinału (15 milionów euro) i finału (18,5 miliona euro). Zwycięzca otrzymuje dodatkowe 6,5 miliona euro oraz 4 miliony euro za udział w przyszłorocznym Superpucharze Europy.
Łączna suma premii za wyniki sportowe Liverpoolu wynosi obecnie prawie 40 milionów euro. Filar wartości jest bardziej skomplikowany i zależy od wielkości krajowego kontraktu telewizyjnego oraz historycznych osiągnięć w Europie. Liverpool znajduje się w czołówce pod tym względem i spodziewane przychody z tego tytułu wynoszą około 40 milionów euro, co w połączeniu z nagrodami za wyniki – oznacza świetny start roku 2025.
Księgowi klubu będą zachwyceni, a sam Arne Slot nie wydaje się naciskać na wydatki na poziomie niektórych rywali z Premier League.
Jednak biorąc pod uwagę ogromne wpływy finansowe, kolejne spokojne lato transferowe mogłoby wywołać jeszcze więcej niewygodnych pytań dotyczących FSG i ich długoterminowych ambicji.
Komentarze (35)
Róbcie popcorn.
"Dusigrosze z FSG!!! ehhhh!!!" xD
Aż serce rośnie czytając niżej komentarze fanów dumnych z oszczędności...
FSG nie jest i nigdy nie będzie typem właściciela dosypującego pieniądze do budżetu na politykę transferową i kontraktową. Wiadomo, że wszyscy chcielibyśmy takiego właściciela, ale z nimi to się nie zmieni. To jest właściciel, który udzieli pożyczki na cele infrastrukturalne w celu zwiększenia przychodów komercyjnych, żeby klub miał więcej pieniędzy w budżecie. Za taką pożyczkę od FSG klub przebudował Main Stand i tę pożyczkę spłaca do dzisiaj (rok temu do spłaty było jeszcze ponad 70 milionów funtów).
Nie piszę tego, żeby bronić FSG. Moim zdaniem, przy tym modelu zarządzania doszliśmy do ściany i w tych realiach jakie się wytworzyły, gdzie City, Chelsea, Arsenal, Newcastle i zapewne United dofinansowywane przez swoich właścicieli będą w stanie przeznaczać na transfery i kontrakty znacznie więcej środków niż samofinansujący się Liverpool, to są ostatnie sezony w których będziemy klubem konkurencyjnym. Nie wiem, jeszcze ten na pewno, ale przyszły, szczególnie w świetle coraz bardziej prawdopodobnej utraty Salaha, van Dijka i Trenta, już stoi pod znakiem zapytania.
Chyba im gorzej tym więcej argumentów za transferami.. Ale historia mówi , że im lepiej tym więcej pieniędzy - bez ciągu dalszego, czego dowodzi mistrzostwa i LM, nie za wiele się po tym stało.
Właśnie ściągają fajnych grajków za względnie normalną kasę i jest okazja. Te większe czy głośniejsze transfery jak Keita, Nunez czy Thiago często były wtopą.
Po drugiej stronie masz Jote, McAlistera, Gravenbercha czy Gakpo.
Wszystkie te transfery wpisują się w ich sposób zarządzania klubem.
( ͡° ͜ʖ ͡°)