LIV
Liverpool
Premier League
25.05.2025
17:00
CRY
Crystal Palace
 
Osób online 1474

Wywiad z Arne Slotem


Zmiana trenera z Jürgena Kloppa na Arne Slota nie mogła przebiec w Liverpoolu mniej płynnie. Pierwszy sezon Holendra dobiega końca i już może pochwalić się mistrzostwem Anglii, co jego poprzednik osiągnął tylko raz w ciągu prawie 9 lat pracy.

W trakcie sezonu jego zespół zaliczył imponującą serię 26 meczów bez porażki. Świętowanie trwa już od 3 kolejek, kiedy po meczu z Tottenhamem stało się jasne, że nikt już nie dogoni the Reds. W najbliższą niedzielę podopieczni Slota zagrają ostatni mecz sezonu z Crystal Palace, a po końcowym gwizdku Virgil van Dijk puchar Premier League.

Arne Slot udzielił obszernego wywiadu Jamesowi Pearce'owi w centrum treningowym w Kirkby, w którym podsumował swój pierwszy sezon w klubie.

James Pearce: - Arne, zacznijmy od okresu przygotowawczego i waszego tournee po Stanach Zjednoczonych w lipcu. To chyba nie był łatwy start skoro wielu piłkarzy odpoczywało jeszcze po turniejach EURO i Copa America?

Arne Slot: - Prawdę powiedziawszy byłem trochę zestresowany tym jak wielu piłkarzy wróciło do składu zaledwie na 2 tygodnie przed startem sezonu. Odkąd dowiedziałem się, że zostanę managerem Liverpoolu debatowaliśmy o tym kto kiedy wraca. Musiałem dzwonić i informować piłkarzy ile mają urlopu. Przy niektórych nazwiskach myślałem sobie: "O nie, jeśli dam mu tyle wolnego to będę go miał tylko 2 tygodnie na pracę z nim przed sezonem."

- Teraz jestem po roku gry w tej lidze i wiem, że podjąłem słuszną decyzję. Zastanawiałem się czy nie wystarczy im tylko 2 tygodnie wakacji, ale większość zawodników dostała 3 i myślę, że grając w Premier League nie możesz odpocząć w krótszym czasie. Perspektywa, żeby mieć piłkarzy o tydzień dłużej była kusząca, ale ostatecznie podjęliśmy dobrą decyzję.

- Cieszę się, że miałem w Stanach większość młodych piłkarzy. Mogłem przetestować swoje pomysły i zobaczyłem rezultaty, które były dobre. Odbiór był pozytywny.

- Od pierwszych sparingów widać było, że drużyna szybko zaadaptowała się do nowego stylu, w którym nieco spokojniej mogli rozgrywać piłkę i cierpliwie budować akcje.

- Tak, ale jednym z powodów mojego zatrudnienia było to, że mój styl gry nie różni się aż tak bardzo od tego, co stworzył tu Jürgen. W wielu aspektach chcemy grać podobnie, więc wtedy łatwiej też poprawiać rzeczy, które robimy inaczej. Zmiana filozofii gry na inną wymaga więcej czasu. U nas poszło to wszystko płynnie, co widać po wynikach w lidze.

- Część rzeczy w drużynie zostaje. Nawet teraz, po niemal roku mojej kadencji ten zespół jest niebywale szybki w kontratakach, a muszę przyznać, że w ogóle tego z nimi nie trenowałem! Tak więc widać, że nie wszystko musi się zmienić po przyjściu nowego trenera.

- Pierwszy mecz o punkty rozegraliście przeciwko Ipswich. Bardzo się nim denerwowałeś?

- Tak, był stresik, ale nie z powodu pierwszego meczu w roli trenera Liverpoolu. Nerwy były, ponieważ to był pierwszy mecz sezonu. Rozgrywasz sparingi, ale dopóki nie przyjdzie ten pierwszy mecz o coś to tak naprawdę nigdy nie wiesz na jakim etapie drużyna jest przygotowana. Tak samo było w Feyenordzie i to samo czeka mnie w sierpniu tego roku.

- Pojechaliśmy do Ipswich, dla którego ten mecz był niemal jak finał Pucharu Anglii. Wrócili do Premier League, to był ich pierwszy mecz, były fajerwerki i wszyscy tam na to czekali. Dzień był bardzo gorący, pierwszy gwizdek zaplanowany był o wczesnej godzinie, do mojego normalnego stresu związanego z początkiem sezonu doszła niepewność tego, czego się spodziewać po nowej lidze.

- Wygraliście 2:0, ale zamiast wyjść na murawę i świętować to poszedłeś prosto do szatni. Czy chciałeś, żeby twoja relacja z kibicami rosła wraz z upływem czasu?

- Zawsze uważałem, że to gracze powinni zgarniać cały blask za wyniki na boisku. W Holandii to normalne, że po meczu wyjazdowym schodzi się od razu do szatni. Kiedy mi powiedziano później, że w tym kraju nie jest to normalne, to zacząłem to robić. Nadal jednak nie chciałem zabierać sławy piłkarzom. To oni wypracowali zwycięstwo na boisku i chciałem, żeby fani im przede wszystkim dziękowali.

- Kolejny przystanek to demolka na Old Trafford. Przekonujące zwycięstwo 3:0 nad odwiecznym rywalem. Zostałeś pierwszym od 88 lat managerem Liverpoolu, który wygrał swój pierwszy mecz na tym stadionie. Jakie to uczucie?

- Niedawno w holenderskich mediach dostałem pytanie, którym meczem "kupiłem" piłkarzy Liverpoolu. Odpowiedziałem, że to właśnie to zwycięstwo na Old Trafford, bo zmieniliśmy kilka rzeczy w sposobie budowania akcji i przyniosło to zdumiewający efekt.

- Powiedziałem piłkarzom, że United spodziewa się Dominika Szoboszlaia na prawej stronie i będą się cały tydzień w ten sposób przygotowywać do meczu. Dlatego Dom zagrał na lewej i zmieniliśmy kilka innych detali. Na boisku wydarzyło się dokładnie to co przewidziałem.

- Czy wygraliśmy tamten mecz tą zmianą? Nie, wygraliśmy przez 2, a może nawet 3 gole z kontrataków. Ale tamtego dnia myślę, że piłkarze zrozumieli mój plan na grę. Zwycięstwo 3:0 na Old Trafford dało nam też niesamowitą pewność siebie na kolejne spotkania.

- Mohamed Salah wypracował dwa gole Luisowi Diazowi i sam dołożył trzecie trafienie. W tym sezonie strzelił już 33 gole i zaliczył 23 asysty we wszystkich rozgrywkach. Zawiesił bardzo wysoko poprzeczkę...

- Tak, zdecydowanie. Z pewnością ciężko będzie nawet jemu samemu dorównać do tego poziomu w dwóch kolejnych sezonach. Oczywiście mam nadzieję, że będzie w stanie to zrobić, ale nie jest to niezbędne. Nawet strzelając kilka goli mniej i zaliczając mniej asyst może mieć świetny sezon. Jednak z tego co zdążyłem już zauważyć w zachowaniu Mo, on zawsze stara się osiągnąć więcej i więcej. Każdego dnia ciężko trenuje, żeby odnieść sukces.

- W tym sezonie ligowym 2 listopada wydaje się datą szczególną. Arsenal przegrał z Newcastle, Manchester City został pokonany przez Bournemouth, a twój zespół chociaż przegrywał z Brighton 0:1 to ostatecznie wyszedł z tego starcia zwycięski. Awansowaliście na pierwsze miejsce w tabeli i zostaliście już na nim aż do ostatniej kolejki.

- Brighton grał świetnie w pierwszej połowie tamtego meczu. Naprawdę sprawili nam duże trudności. Trenowali cały tydzień nad nowymi wariantami, a my nie byliśmy na to przygotowani. Dopiero w przerwie mogliśmy na to jakoś zareagować. Po meczu nie przejmowałem się zbytnio tym, że awansowaliśmy na pierwsze miejsce. Nie miało to w tamtym momencie takiego znaczenia, ponieważ spodziewałem się rywalizacji z Arsenalem i Manchesterem City do ostatniej kolejki sezonu. Oczywiście doceniałem już, że było to wielkie zwycięstwo, bo musieliśmy odwrócić losy meczu z przeciwnikiem, który był w swoim najlepszym momencie sezonu. Niedługo wcześniej zremisowali z Arsenalem.

- Kilku piłkarzy przyznało później, że spodziewali się, że będziesz na nich zły w przerwie za to jak dali się zdominować rywalom. Ty z kolei byłeś spokojny i wyjaśniłeś im co należy zmienić, żeby poprawić grę w drugiej połowie.

- Nie ma sensu się złościć przez 15 czy 20 minut przez większość czasu w sezonie. Trzeba lepiej wykorzystywać te krótkie momenty na poprawę gry. Byłem zły tylko wtedy, kiedy nie widziałem odpowiedniego zaangażowania ze strony piłkarzy. Jednym z takich meczów było spotkanie z Southampton w marcu na Anfield. Wtedy byłem naprawdę wściekły! W przerwie meczu z Ipswich też mogłem być trochę zły.

- W meczu z Brighton złość nie miała sensu, ponieważ piłkarze dawali z siebie wszystko, po prostu rywal robił pewne rzeczy inaczej i przynosiło to lepsze efekty. Często się spóźnialiśmy przez to z naszym pressingiem. Mądrzej było po prostu poprawić pewne rzeczy z naszej strony zamiast się złościć, że przegrywamy. Ten zespół praktycznie zawsze ciężko pracuje. Mam podobne podejście do moich dzieci. Jeśli nie pracują wystarczająco sumiennie to jestem dla nich ostry. Jednak jeśli dają z siebie wszystko, a i tak nie układa się wszystko po ich myśli w szkole czy w życiu, to nigdy nie będę jeszcze dokręcał im śruby.

- Przejdźmy teraz do meczu z Brentford i szalonego świętowania po dwóch bramkach Darwina Nuneza w końcówce meczu. Jak oceniasz tamten występ?

- To było 90 minut frustracji. Byliśmy bardzo blisko strzelenia gola, naciskaliśmy i naciskaliśmy, ale się nie udawało. Brentford był bardzo groźny w kontratakach. Wprowadziliśmy Darwina i strzelił bardzo ważną bramkę dla nas i dla siebie, a potem dołożył drugą. Nie zapominajmy kto mu wtedy asystował - Trent Alexander-Arnold. Darwin strzelał już wcześniej ważne gole, ale ten był prawdopodobnie do tej pory najważniejszy.

- Kolejna istotna rzecz w związku z tym meczem, to kiedy goniliśmy wynik mogliście zobaczyć nasze ofensywne zmiany. Dokonywaliśmy tego też w innych meczach sezonu. Wtedy z Brentford po wprowadzeniu Darwina wszedł jeszcze Harvey Elliott i Federico Chiesa. Harvey zagrał wyśmienitą piłkę do Trenta, a ten wykorzystał ją i zaliczył asystę.

- Oczywiście tamtego dnia bohaterem został Nunez, ale generalnie na pozycji nr 9 wystawiałeś też Diogo Jotę i Luisa Diaza. Co sprawiło, że to właśnie Kolumbijczyk grał na środku ataku zamiast na lewym skrzydle?

- W październikowym meczu z Chelsea kontuzji doznał Diogo Jota na bardzo długi czas. Potem długo zajęło mu zanim wrócił do swojej optymalnej dyspozycji. Zostaliśmy z jednym nominalnym napastnikiem czyli Darwinem. Przy takiej liczbie meczów jaką rozegraliśmy między listopadem a marcem nie mogliśmy eksploatować Darwina w każdym z nich. Musieliśmy rotować składem. Spróbowaliśmy z Lucho i wyszło całkiem nieźle, więc można powiedzieć, że przez kontuzję Diogo odkryliśmy nową 9-tkę w drużynie.

- Kolejnego pytania musiałeś się prędzej czy później spodziewać. Do lutowego meczu na Goodison Park utrzymywałeś nerwy na wodzy przy linii bocznej. Co się zadziało w derbach z Evertonem, że hamulce puściły?

- W doliczonym czasie meczu wydarzyło się wiele rzeczy, które ciężko było nam przyjąć. Zazwyczaj jestem spokojnym facetem. Ta cała sytuacja sprawiła jednak, że nie dało się być opanowanym. Ich kibice byli bardzo głośni, to były ostatnie derby na Goodison Park. W doliczonym czasie było kilka sytuacji, które były nie w porządku. Wszyscy jednak jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy.

- Mówię o faulu na Salahu i faulu na Ibou Konate. Sędzia techniczny powiedział mi, że zostało 60 sekund meczu po tym jak ich zawodnik odniósł kontuzję. Chociaż gra wtedy została przerwana jak my byliśmy przy piłce, to sędzia oddał piłkę Evertonowi, więc mogli posłać kolejną długą piłkę w nasze pole karne. Minęło wspomniane 60 sekund, a mecz toczył się dalej i po kolejnych 20 sekundach doszło do wyrównania. Tego wszystkiego było za wiele, nawet jak dla mnie.

- W tamtym momencie miałem poczucie straty bardzo ważnych dwóch punktów. Teraz jak o tym myślę, to chyba powinienem podziękować Michaelowi Oliverowi, bo dzięki temu świętowaliśmy zdobycie tytuły na własnym stadionie!

- Zdjęcie Domnika Szoboszlaia leżącego na murawie Etihad Stadium po końcowym gwizdku w pełni oddaje to jak wiele pracy włożył twój zespół w tamto spotkanie. Wygraliście 2:0 mimo tylko 34% posiadania piłki i było to pierwsze od niemal dekady zwycięstwo na tym stadionie.

- To tylko pokazuje jak wiele wysiłku kosztuje nas każdy mecz na tym poziomie oraz jak dobry nadal jest Manchester City. Jeśli grasz przeciwko nam i nadal jesteś w stanie tak często być przy piłce to musisz być naprawdę dobry. Tak naprawdę mieliśmy świadomość, że jeśli uda nam się wygrać ten mecz to będziemy naprawdę blisko wygrania tytułu. Wszyscy w drużynie ciężko pracowali na ten wynik. W drugiej połowie Mo Salah grał praktycznie jako lewy obrońca!

- To był moment, w którym chłopcy zasłużyli na pełne uznanie. Oczywiście mówimy o bardzo jakościowych piłkarzach, ale w tamtym meczu musieli przede wszystkim wybiegać i wywalczyć to zwycięstwo. Naszym fanom bardzo się podobało to jak zespół gryzł trawę. Tak, to zdjęcie Dominika mówi o tamtym meczu wszystko. Poza wysiłkiem fizycznym, był to też mecz ciężki pod względem mentalnym. Uwierzcie, że nie jest łatwo psychicznie wytrzymać kiedy rywal przeprowadza atak za atakiem przez całą połowę.

- Zaskoczyłeś wszystkich nie wystawiając w tamtym meczu żadnego napastnika. Zamiast tego wystawiłeś dwie 10-tki w postaci Szoboszlaia i Jonesa. Wydaje się, że Manchester City nie był do tego kompletnie przygotowany. Czy gdybyś miał wybrać mecz, w którym najlepiej taktycznie rozgryzłeś przeciwnika, to wybrałbyś właśnie to starcie na Etihad?

- Nie, na pewno nie wybrałbym tego meczu, ponieważ zostaliśmy zmuszeni bronić zbyt długo. Wolę mecze, w których rozpracowanie rywala sprawia, że możemy grać swoją piłkę. Jednym z najlepszych meczów pod tym kontem był rewanż z PSG na Anfield. Tydzień wcześniej zostaliśmy kompletnie zdominowani przez rywala. W drugim spotkaniu nie powiem, że to była zmiana o 180 stopni, ale różnica była znacząca. To było wyjątkowe starcie.

- To oczywiście nie tylko zasługa moich zmian taktycznych, ale kibiców i wspaniałej atmosfery jaką stworzyli. Powinniśmy wygrać ten mecz, a jednak go przegraliśmy i odpadliśmy po rzutach karnych. Może tak się to potoczyło, bo tydzień wcześniej wygraliśmy mimo kiepskiej gry? Nie zmienia to jednak faktu, że patrząc na tamten mecz od strony taktycznej mówię: "Wykonaliśmy kawał dobrej roboty."

- Jak określisz dzień, w którym zapewniliście sobie mistrzostwo na Anfield? Wiele osób nie waha się stwierdzić, że to najlepszy dzień na tym stadionie w ich życiu.

- Takie słowa sprawiają, że czuję ogromną dumę. Rozmawiałem z wieloma pracownikami i kibicami. Jeśli ktoś pracuje w klubie pokroju Liverpoolu kilkadziesiąt lat, bądź kibicuje mu tak długo, a mimo to jesteś w stanie zrobić coś, co dla tej osoby jest wyjątkowe to prawdopodobnie nic większego już nie osiągnę. To przepełnia emocjami nawet takiego spokojnego i opanowanego gościa jak ja.


- Jakie masz najlepsze wspomnienie z tego dnia?

- Moment kiedy podjechaliśmy autokarem pod stadion i usłyszeliśmy te tłumy fanów śpiewające: "Now You're gonna believe us, we're gonna win the league." Wzruszam się za każdym razem kiedy przypominam sobie tę scenę. Jeśli mogę wybrać jeszcze jeden to po meczu puszczono z głośników "Freed from Desire." Nie wiem kto był DJem, ale jestem mu bardzo wdzięczny za ten moment, bo widziałem, że wszystkim się spodobało.

- Podsumowując, to był naprawdę niezwykły pierwszy rok jako trener Liverpool. Czy w twoim wypadku tak jak w przysłowiu, apetyt rośnie w miarę jedzenia?

- Oczywiście, na wszystkie te momenty ciężko pracowaliśmy i kiedy w końcu dostaliśmy nagrodę w postaci tytułu to masz ochotę przeżyć to ponownie i poczuć to jeszcze raz. W niedzielę dostaniemy puchar, potem czeka nas parada ulicami miasta, więc jeszcze trochę świętowania przed nami. Ale wtedy udamy się na wakacje i każdy z nas z pewnością pomyśli, że chciałby doświadczyć tego momentu triumfu jeszcze raz, jeszcze dwa razy, jeszcze trzy razy...


Z Arne Slotem rozmawiał James Pearce.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

MarcelowskyLFC 22.05.2025 23:19 #
Jestem ciekaw ile lat slot będzie w LFC, jedno ma zadnie. Na dobre prześcignąć United w mistrzostwach

Pozostałe aktualności

Dla Van Dijka złamano nieformalną regułę klubu  (0)
22.05.2025 21:44, A_Sieruga, thisisanfield.com
Gravenberch otwiera boisko Cruyff Court  (0)
22.05.2025 20:19, Wiktoria18, liverpoolfc.com
Premiera YNTA#14!  (1)
22.05.2025 20:00, Gall1892, własne
Gerrard: To będzie fascynujące lato  (0)
22.05.2025 19:39, PiotrKukczynski1992, thisisanfield.com
Van Dijk odbierze puchar z rąk Hansena  (0)
22.05.2025 16:54, AirCanada, liverpoolfc.com
Slot: To oni stoją za tym sukcesem  (1)
22.05.2025 16:02, Bartolino, liverpoolfc.com