TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1713

Guus hipokryta

Artykuł z cyklu Artykuły


Nigdy nie byłem wyznawcą Guusa Hiddinka. Może dlatego, że nie było mnie na świecie, gdy kopał piłkę i zaczynał karierę trenera, a gdy prowadził m.in. PSV, Valencię, Real Madryt i reprezentację Holandii, bardziej od futbolu obchodziły mnie samochodziki za 2 zł. Tak naprawdę 62-latek zaistniał w moim umyśle dopiero w 2002 roku i wszystkich pamiętających wydarzenia z Mistrzostw ¦wiata nie muszę chyba uświadamiać, że nie zapracował sobie na dobrą reputację.

Korea Południowa, współorganizator tamtych mistrzostw, dzięki usilnej pomocy arbitrów i FIFA znalazła się na pierwszym miejscu w grupie ze Stanami Zjednoczonymi, Portugalią i Polską, by potem pokonać Włochy (!), Hiszpanię (!) i odpaść dopiero w półfinałowym meczu z Niemcami. Wszystkim antyfanom teorii spiskowych polecam materiał dowodowy:

Po spotkaniach z Włochami i Hiszpanią, ówczesny selekcjoner Koreańczyków, Guus Hiddink, powiedział (cyt. za Goal.com): - Irytuję się, gdy ludzie mówią, że to bardzo podejrzane. Włosi i Hiszpanie powinni patrzeć na swoje poczynania, a nie decyzje arbitra. Łatwo jest obwiniać sędziego albo liniowego.

Siedem lat minęło, a rola Guusa nagle się odwróciła. - Nie powiem dosłownie, jak się czujemy. To niesprawiedliwe. To nie był tylko jeden błąd. Spisek? To mocne słowo, ale gdy dzieją się takie rzeczy, to zaczynasz się nad tym zastanawiać - sugerował po środowym półfinale LM.

Nie ma usprawiedliwienia dla sędziego, tak jak nie ma usprawiedliwienia dla hipokryzji i Hiddinka, i Drogby, i Ballacka. Drogba zresztą mógł w tym dwumeczu uzbierać kilka trafień, ale albo marnował setki, albo wolał dać nura po lekkim pociągnięciu za koszulkę w polu karnym. A Ballack, boiskowy bandyta, oszust i cham w tym czasie prawie arbitra pobił.

W pewnym sensie środowe wydarzenia były sprawiedliwe. Patrząc z perspektywy fana Chelsea nie można tego stwierdzić, ale jako w miarę obiektywni obserwatorzy mamy całą gamę opinii. Moja jest taka, że po przeciętnym pod względem formy sezonie i beznadziejnym letnim transferze w postaci Scolariego (któremu przepowiadałem szybkie zakończenie kariery w Premier League jeszcze przed startem sezonu), zaliczeniu ośmiu remisów i pięciu porażek w lidze, a wreszcie grupowych męczarniach z Bordeaux i Cluj, to Chelsea jest zespołem, która nijak nie zasłużyła na finał tegorocznej Ligi Mistrzów. Tym bardziej w zestawieniu z piękną, bajeczną Barcą, której mecze przebiły pod względem rozrywkowym filmy.

Tak samo na rzymski finał nie zasłużył Manchester. Nie zasłużył słabiutki Arsenal, nudny Inter, nieobliczalny w złym tego słowa znaczeniu Bayern ani tym bardziej ćwierćfinaliści - Villarreal i Porto. Jeżeli mamy dawać awanse drużynom, które na nie zasługują, to w finale Barca powinna spotkać się z Liverpoolem.

Rozumowanie o tyle bezsensowne, że w piłce nadal liczą się gole. (Piszę "nadal", bo kto wie - może wzorem Formuły 1. w sezonie 2009/10 mistrzostwo Anglii zdobędzie zespół z największą ilością zwycięstw, a tu MU jest bezkonkurencyjny). I właśnie dlatego Liverpool może zasłużył sobie na finał, ale był na to po prostu za słaby. NajwyraĽniej za słaba była też Chelsea. Ciężko jest po takim sezonie odmówić Katalończykom tego finału, oni zasłużyli na niego w każdym calu. Nie tylko na Rzym, ale też na jego podbicie.

Na koniec zagadka - wiecie, co w 2002 roku po meczu z Koreą powiedział pewien włoski minister? Podpowiem, że Drogba tylko trochę podrasował jego słowa.



Autor: Sochal
Data publikacji: 07.05.2009 (zmod. 02.07.2020)