SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1431

Co sie zmieniło od ostatniego sezonu?

Artykuł z cyklu Artykuły


Łatwo jest teraz fanowi Liverpoolu dać się ponieść entuzjazmowi, co może być niebezpieczne. Ale jeśli The Reds nie będą się cieszyć z takiego startu sezonu jak teraz, to nigdy nie będą.

W końcu trochę to już trwa. Liga może być maratonem, a nie sprintem, jednak przynajmniej tym razem nasi nie zaczęli w butach z betonu. A to może wróżyć tylko dobrze.

Ciężko przypomnieć lepszy start z ostatnich dwóch dekad – nie tylko jeśli chodzi o wyniki, ale również o przekonujący charakter wygranych. The Reds zaliczają obecnie średnio 20 strzałów, a Reina jest praktycznie widzem.

Szczyt tabeli z jednym meczem w zapasie, mniej meczów w domu niż Arsenal (który grał trzy z czterech spotkań na Emirates) i Manchester United – to czyni zadowolonym. Te dwie drużyny dodatkowo, muszą jeszcze zagrać z innym z 'wielkiej czwórki', gdzie Liverpool już ma za sobą potyczkę z Chelsea.

Kwestionuje się poziom przeciwników, jednak Liverpool zdołał spokojnie pokonać każdą drużynę postawioną przeciwko nim – w domu i na wyjeĽdzie, w lidze i w Europie – i sprawił, że wyglądało to zupełnie zwyczajnie. Wliczając w to mecz z Chelsea, której szczęśliwie udało się uciec z Anfield z remisem.

Niezbyt wiele drużyn goszczących na Villa Park i Stadium of Light będzie w stanie tam wygrać. Villa i Sunderland wygrały wszystkie ze swoich meczów w domu, w tym zwycięstwo Villi nad Chelsea i Sunderlandu z Tottenhamem.

Zwróciłem na to uwagę w poprzednim tygodniu, ale wygląda na to, że ludzie Beniteza wyczerpują przeciwników zarówno fizycznie jak i psychicznie. W każdym aspekcie gry jest nieustępliwość.

Torres i Kuyt, jako napastnicy, ganiają za obrońcami i męczą ich mentalnie. Nie przestają gonić, ale mają energie, aby być upartym i zdeterminowanym w podążaniu do przodu.

W pomocy, wszyscy walczą o piłkę. Sissoko i Mascherano są jak psy gończe. Drużyny są osaczane na całej murawie, a to przypomina Valencię Rafy za najlepszych czasów. Ale potrzebny jest tytuł, aby to udowodnić.

Jednym z graczy, który najbardziej bym chciał, aby wygrał tytuł, jest Sami Hyypia. Chwaląc bohaterów poprzedniego tygodnia, nie zdarzyło mi się wspomnieć imienia wielkiego Fina. Ale w końcu i on otrzymał należne uznanie. Jednak w tych dniach musi się przyzwyczaić do nowej roli: nieco zapomnianego człowieka. W ostatnim sezonie, po raz pierwszy odkąd przybył w 1999 r. i przypomniał jak gra porządny środkowy obrońca, nie był pewniakiem do gry w podstawowym składzie w większości meczów.

Jednak wieści o jego upadku były mocno przesadzone. Zarówno Hyypia jak i Agger zaczynało równo 23 spotkania w poprzednim sezonie, choć Dan grał częściej w drugiej części kampanii, więc wyglądało to tak, że to on zapewnił sobie tą pozycję (na tyle, na ile jest to możliwe).

Jednakowoż Sami, bez szybkości do tracenia, zawsze miał szansę na granie dłużej niż ci, którzy opierają swoją grę na sprintach. W zasadzie, zamiast kończenia jego kariery w Liverpoolu, przybycie Daniela Aggera może pomóc ją przedłużyć, tak samo jak siła całego zespołu, która tak dobrze wspomaga obronę.

Najwidoczniej manager nie powinien stosować rotacji w obronie, a nawet gdy Benitez to robi, to nie wygląda na to, żeby wpływało to na ciągłość i organizację. Tak zaznajomieni i tak dobrze prowadzeni gracze mogą zmieniać się bez przerwy. W sześciu meczach, The Reds stracili dwie bramki, obie z karnych, z czego jeden niesłusznie przyznany.

To jak debata na temat obrony strefowej, która wciąż powraca. Clive Tyldesley wciąż krytykuje ten sposób organizacji defensywy w swoich komentarzach na ITV, nie zauważając jednak, że parę goli więcej straconych przed dwoma laty, gdy wprowadzano ten system, już nie ma znaczenia. Poza nim, Jim Beglin stwierdził tylko: „nie lubię tego, twierdząc, że przy kryciu indywidualnym, zawodnicy czują się bardziej komfortowo.

Za jego czasów w Liverpoolu, prawdopodobnie było to prawdą, jednak wtedy The Reds nie spędzili trzech lat niestrudzenie pracując nad konkretnym systemem obrony strefowej. Liverpool używał tego, co wówczas działało, jednak trzeba patrzeć na to, co działa teraz. Owszem, Liverpool cierpi na jakiś dziwny strach przy stałych fragmentach, jednak bardzo rzadki traci przy nich bramki.

Lubię Jima Beglina jako podsumowującego spotkania. I pomimo powiązań z United, Tyldesley był odpowiedzialny za niektóre ważne komentarze Pucharu Europy dla Radio City. Jednak, gdy Hyypia był zupełnie niekryty przy drugiej bramce Liverpoolu, a chwilę póĽniej Crouch zgubił swojego obrońcę, wspominano o fatalnym kryciu („jak można zgubić Hyypię/Croucha?”), jednak nie wspomniano o tym, jak bezużyteczne jest indywidualne krycie, gdy atakująca drużyna uskuteczni jakieś sprytne ruchy przy stałym fragmencie. Taka sama słaba obrona kosztowała również Chelsea utratę punktów na Villa Park w sobotę.

Póki co, sezon potwierdza, że The Reds wyglądają na takich, którzy są w stanie wygrać tytuł. Poza tym, ciężko powiedzieć co się stanie. Wciąż nie wiemy, jak drużyna może sobie radzić z prowadzeniem w tabeli przez wiele miesięcy, i ze specyficzną presją z tym związaną. Oczywiście, miłym byłoby się o tym przekonać.

Potem jest kwestia jak zespół poradzi sobie z resztą tych wielkich, bezpośrednich meczów, szczególnie gdy będą w zasięgu tytułu, gdy presja staje się szczególnie intensywna.

Pozytywem jest to, że Liverpool w ciagu trzech ostatnich sezonów grał sporo meczów które musiał wygrać w Lidze Mistrzów. Oprócz czołowych klubów Europy, widzieliśmy jak The Reds ogrywają przeciwko innym drużynom z Anglii. Chelsea była w każdym sezonie pokonywana w takich właśnie okolicznościach, Manchester United również polegdł w FA Cup na Anfield. Presja dwóch niedawnych finałów Ligi Mistrzów, jak i również półfinałów przeciwko Chelsea, stawia Liverpool w dobrym położeniu przed tymi największymi meczami w wyścigu o tytuł. To wszystko dało dobre przygotowanie.

Oczywiście, jest również wpływ, jaki będą mieć kontuzje, które mogą przytrafić się między dniem dzisiejszym a majem. Trzy złamane kości i przebite płuco w póĽnym sierpniu, mogłoby znaczyć, że mnóstwo innych urazów już nie wchodzi w grę, ale to nie działa w ten sposób.

Jednak skład sugeruje, że i z kontuzjami da sobie radę. Wszystkie te bzdury o Liverpoolu, jako drużynie jednego bądĽ dwóch zawodników, zostały zmiecione wraz z brakiem Gerrarda i Carraghera. Wciąż, w moich oczach, są naszymi najważniejszymi zawodnikami, jednak teraz mamy, po pierwsze, kilku innych, którzy są w stanie zapełnić tą lukę, a po drugie, siłę wynikającą z grania jako spójny zespół.

Styl gry ewoluował, jednak nie sądzę, aby dokonała się jakaś wielka zmiana w porównaniu z poprzednim sezonem. Najważniejsze – wykorzystujemy szanse, a defensywa nieco się rozciągnęła dzięki obecności Torresa, Woronina, Babela i, przeciwko Toulouse, Benayounowi.

Współczuję Crouchowi, ale kiedy 'odpoczywasz' po wygranej 4-0, w której sam strzeliłeś gola, w grze która kończy się 6-0 a nowi gracze w ofensywie zdobywają bramki, nie za bardzo jesteś w pozycji do narzekania. Wciąż pozostaje on jednak świetnym zawodnikiem, i jestem pewien, że będzie częścią jakiegokolwiek z sukcesów, które Liverpool osiągnie w tym sezonie. Po prostu, nowi zawodnicy nadają absencjom nowego, dotychczas nieznanego wymiaru.

Nigdy nie dałem się wciągnąć w krytykę taktyki 'negatywności' w poprzednim sezonie. O ile gra w ataku mogła być poprawiona (szczególnie jeśli chodzi o szybkość), to głównym problemem było nie wykorzystywanie całej masy okazji. Czy Manchester United, z marnymi trzema golami w pięciu meczach, jest teraz negatywną, defensywną drużyną? Oczywiście, że nie.

Zatem, czy taktyka Rafa tak bardzo się zmieniła? Nie jestem pewien, w końcu Liverpool zdobył 10 bramek w ciągu czterech dni, z dwoma wyraĽnie trzymającymi się z tyłu pomocnikami (Sissoko i Mascherano, a potem Alonso wraz z Argentyńczykiem). To kombinacje, które co po niektórzy krytycy uznali, że nie powinny grać razem.

Poprzedniego tygodnia, przeciwko Sunderlandowi to Sissoko strzelił, tego – Alonso. W ostatnim sezonie spierałem się, że taki środek pola wcale nie oznacza zachowawczości The Reds – takie samo ustawienie dało wygraną 4-1 z Arsenalem w marcu.

Sissoko, Mascherano i Alonso nie wpadną w pole karne przed napastnikami, ale dwoje z nich udowodniło, że potrafią strzelić z 20 metrów (i więcej), inny był blisko. Ich silna postawa w obronie oznaczało, że dwóch z trójki skrzydłowych – Pennant, Benayoun i Babel – mogą grać w tandemie i mieć więcej miejsca dla siebie, tak jak Finnan i coraz lepszy Arbeloa z głębi pola.

Jednakowoż, gdy Gerrard gra na środku, Benitez preferuje politykę ubezpieczenia poprzez nieco bardziej solidną opcję na jednym ze skrzydeł, mając na uwadze tendencję swojego kapitanie do przesuwania się do przodu. Zachowuje tym niezły balans.

Ostatnich parę meczów pokazało również, co co zaoferowania ma Ryan Babel. I choć wciąż ma sporo nauki przed sobą, to gołym okiem widać jak jest dobry.

W trakcie programu „Match of the Day”, Alan Hansen był bardzo krytyczny wobec obrony Derby przeciwko Holendrowi przy jego fantastycznym uderzeniu, jednak Chris Kamara zrobił coś interesującego w „Goals On Sunday”: zatrzymał obraz dokładnie w momencie, w którym daleka kamera na Main Stand pokazywała Babela składającego się do strzału. Ułożenie ciała mówiło, że na 100% chciał on uderzyć od razu, co uczyniło szybką zmianę stopy jeszcze bardziej imponującą. Udało mu się jakoś przestawić i zdobyć fantastyczną bramkę strzałem wewnętrzną częścią stopy.

Z pewnością wygenerował sporo energii swoim zagraniem, ale to właśnie to wykończenie było najsłodsze, dzięki zmyleniu bramkarza. Był to również ważny gol w kontekście całego meczu.

Zdobycie pierwszego, a póĽniej drugiego gola, który często się okazuję być rozstrzygającym, pozwala zrelaksować się zawodnikom, przez co mogą ze spokojem próbować swoich uderzeń. A pewność teraz się u nas zbiera. Jednak trudność narośnie w dniu, w którym nic nie będzie szło po naszej myśli, a szczęście nie będzie po stronie The Reds. Oczywiście, to być może widzieliśmy już w meczu przeciwko Chelsea.

Najgorsze dla naszych zawodników może być teraz danie się ponieść emocjom, a to jest proste. Ale po prostu nie widzę zawodników, którym mogłoby się to przytrafić, nie pod wodzą Beniteza. On nie pozwoli na takie zachowanie na Anfield.

Nie kupił żadnych leni, trzyma tylko prawdziwych zwycięzców, spośród tych, których miał do dyspozycji. Niektórzy krytykowali go, że nie sprowadził jakichś wirtuozów, jednak ci uzdolnieni gracze którzy przybyli, mają prawdziwą postawę drużynową i nienaganną etykę pracy. A teraz widzimy, dlaczego to on miał rację. Jako zespół, elementy pasują do siebie bardzo ładnie.

Szaleństwem byłoby stwierdzenie po sześciu meczach, że Liverpool z pewnością wygra tytuł, jednak można powiedzieć, że zarówno umiejętności jak i charakter są obecne, zarówno w domu, jak i na wyjeĽdzie.

Na tym etapie, jestem pewien, że możemy na tym poprzestać, i obserwować wydarzenia z meczu na mecz.

Paul Tomkins

Ľródło: liverpoolfc.tv



Autor: Alex
Data publikacji: 14.09.2007 (zmod. 02.07.2020)