Jest zdecydowanie zbyt wcześnie na panikę
Artykuł z cyklu Artykuły
Liverpool obecnie doświadcza powrotu do zwyczajów, które były koszmarem podczas peirwszego sezonu pracy Rafaela Beniteza: wspaniali u siebie, słabi na wyjeĽdzie.
Przynajmniej pod względem wyników. Można w pełni świadomie stwierdzić, że The Reds prezentują się zdecydowanie lepiej w porównaniu do tej drużyny sprzed dwóch lat, jednak wyniki mimo wszystko są gorsze.
Ciągle jestem pewień, że tegoroczne rozgrywki będą bardziej otwarte - wystarczy spojrzeć, jak wiele punktów straciły Chelsea, Arsenal, Manchester United zarówno na wyjazdach i co ważniejsze w spotkaniach na własnym boisku - jednak równie oczywiste jest to, że jeśli The Reds nie poprawią swojej gry na wyjazdach to możemy zapomnieć o jakiejkolwiek walce o Mistrzostwo Anglii.
BądĽmy szczerzy: ostatni rozegrany przez Czerwonych mecz, na wyjeĽdzie z Boltonem, nigdy nie jest łatwy. Dla wszystkich czołowych zespołów jest to trudne starcie. Sam Allardyce zawsze zaznaczał, że Bolton czerpie ogromną korzyść w meczach z wielkimi drużynami, które w tygodniu rozgrywały spotkanie w europejskich pucharach.
Rafa miał nadzieję, że na tak bardzo ostre i zacięte spotkanie zostanie wyznaczony kompetenty sędzia, jednak arbiter nie był sprawiedliwy (Faye powinien obejrzeć czerwoną kartkę), a sędzia liniowy to nawet nie zachowywał pozorów. Pierwsza bramka zawsze zmienia obraz meczu, a ta była koszmarnym błędem liniowego. Cała wina za tą porażkę została zrzucona na rotację, jednak co ona ma wspólnego z tak kluczową, błędną decyzję w pierwszej połowie?
Na początku sezonu musieliśmy stawić czoła bardzo nieprzewidywalnym zespołom na tym etapie rozgrywek. Sheffield United to średni zespół, ale pierwszy mecz w Premiership traktowali, jak Finał FA Cup. Everton był w pełni formy i świeżości, gdy przyszło nam się z nimi zmierzyć i oni wykorzystali te dodatkowe pokłady energii ze wspaniałym skutkiem, mimo że mecz mógł równie dobrze zakończyć się wynikiem 4-3 dla The Reds.
Występ przeciwko Chelsea na wyjeĽdzie był najlepszym od momentu przybycia Beniteza na Anfield, stworzyliśmy w nim więcej sytuacji niż we wszystkich poprzednich spotkaniach na tym obiekcie w ciągu ostatnich dwóch lat. Londyńczycy na własnym boisku mieli jedną groĽną sytuację i to jeszcze po fenomenalnym uderzeniu z dystansu. Trzy z czterech pierwszych spotkań wyjazdowych rozegraliśmy z drużynami, które mają dobry początek w lidze, bądĽ zajmują pięć czołowych miejsc w lidze.
Nie mam zamiaru tutaj obwinać arbitrów i to nie oni są powodem miejsca The Reds w środku tabeli. Jednak są jednym z wielu czynników. Pierwszego dnia sezonu mieliśmy słuszny rzut karny i od tamtej pory, Liverpool powinien mieć jeszcze kilka jedenastek. Niemal wszystkie z nich powinny być podyktowane przy stanie 1-0, bądĽ 0-0. Tymczasem kluczowe bramki w meczach z Boltonem i Evertonem padły po błędach sędziów.
No i nie zapominajmy o niekończącej się liście słupków i poprzeczek. W tym sezonie już było takich 12 - nie jestem sobie w stanie przypomnieć drugiego tak pechowego sezonu. Słupek nie rusza się, żeby zapobiec utracie bramki, więc nie lubię wyrażenia "słupek ratuje drużynę przed stratą gola", jednak jeśli twój strzał jest o centymetry niecelny to można mówić tutaj o pechu, zwłaszcza jeśli bramkarz nie ma już nic do powiedzenia. Oprócz uderzenia Bellamy'ego w słupek w meczu z Tottenhamem, gdzie trafienie w niego było trudniejsze niż do bramki (każdy napastnik ma takie sytuacje w swoim życiu), wszystkie pozostałe strzały były naprawdę świetne.
Napastnicy zawsze próbują zmieścić piłkę tuż przy słupku, ponieważ na początku trzeba wykluczyć bramkarza z tej gry. Tutaj nie chodzi tylko o trafienie w światło bramki, ponieważ byle jakie uderzenia tylko stanowią trening dla bramkarza. Ponownie wypada dodać, że to ultra-minimalne pudła miały miejsce w kluczowych momentach spotkań.
Nikt nie może zaprzeczyć, że terminarz był dla nas okrutny, ale naszym celem powinno być teraz zdobycie jak największej ilości punktów w pozostałych spotkaniach. Niedobrze było zacząć takimi spotkaniami ligę, jednak pozostałe spotkanie powinny być stosunkowo łatwe, chyba że zdarzy się jakiś cud (Watford kupi Ronaldinho i Kakę).
Gdy już uporamy się z meczem na Old Trafford to pozostanie nam zaledwie 14 spotkań poza Anfield i wiele z nich nie będzie łatwych, jednak tylko to z Arsenalem możemy uznać za naprawdę trudne. No i nawet to starcie (które w zasadzie może być prostsze niż sezon temu ze względu na szerze boisko Kanonierów, które faworyzuje skrzydłowych, a nie preferowaną przez nich wąską formację) przyjdzie już w połowie listopada.
Jeśli spojrzymy na Manchester United to widzimy, że oni jeszcze nie rozegrali derbowego spotkania i mają za sobą już jeden mecz z drużyną z "czołowej czwórki" na własnym boisku za sobą (który na dodatek przegrali). Tak samo, jak Chelsea rozegrali jedno starcie na własnym obiekcie więcej od Liverpoolu no i logicznie rzecz ujmując jedno mniej na wyjeĽdzie.
A nasze trzy mecze na Anfield - które wszystkie pewnie wygraliśmy - nie zapowiadały się na łatwe starcia. West Ham przybył do Liverpoolu pełen pewności siebie i ambicji, jeszcze zanim wydarzenia spoza boiska wpłynęły negatywnie na atmosferę panującą w klubie, nad którą pracowano przez dwa lata. Newcastle i Tottenham tradycyjnie są trudnymi przeciwnikami, jednak często The Reds wychodzą z tych pojedynków zwycięsko.
Wyjazdowa forma Liverpoolu nie musi być lepsza w porównaniu z ubiegłym sezonem, jeśli wciąż będziemy lepiej grać na Anfield; jak na razie to nam się udaje. Forma na własnym obiekcie pod wodzą Rafy zawsze była dobra, jednak ciągle pozostaje pewien obszar do poprawy, zwłaszcza w spotkaniach z wielkimi zespołami.
Jednak jeśli na wyjazdach mimo tak wielu rzutów rożnych, strzałów i posiadania piłki, a przeciwnik wykorzysta swoje jedyne okazje w meczu i nie zaczniemy zdobywać punktów to niewątpliwie zaczną się problemy.
Jest za wcześnie na panikę. Jeśli jest coś, co Rafa regularnie wykonywał od momentu przybycia do klubu to jest to rozwiązywanie problemów. Nie możemy zapobiec temu, że po rozwiązaniu jednego problemy, pojawi się następny; taka jest piłka. Nie możesz się rozwijać bez kłopotów. Także nie da się wszystkiemu zaradzić w jedną noc za pomocą czarodziejskiej różdżki.
Mistrzostwa ¦wiata, dwa sezone składające się z ponad 60 spotkań i ciągłe przerwy na spotkania reprezentacji także nam nie pomogły. Zrzucanie całej winy na rotację jest zdecydowanie za łatwe.
Dokonania menadżera na przestrzeni ostatnich pięciu lat były wspaniałe i to wszystko osiągnął dzięki rotacji. Bezsensowne dla mnie są głosy, które uważają, ze Rafa powinien odejść od swojej głównej filozofii, to tak jakby prosić Xabiego Alonso, żeby grał jak Vinnie Jones. Osobiście mogę się nie zgadzać z każdym wyborem, jednak ja nie znam wszelkich za i przeciw dotyczących danego wyboru. A po meczu to nawet Rafa może myśleć, że mógł wystawić inny skład.
Zajmijmy się tym, co wiemy - Rafa stosował rotację na drodze do dwóch tytułów mistrzowskich w Hiszpanii w ciągu trzech lat. W zasadzie wystawiał swoją "słabszą" drużynę na ligowe starcia w trzecim sezonie pracy na Mestalla, a ci teoretycznie lepsi grali w Pucharze UEFA. Który Valencia także wygrała. Stosował rotację w sezonie 2005 na spotkania ligoww i te w Lidze Mistrzów, co doprowadziło do wyeliminowania Chelsea, Juventusu i pamiętnego sukcesu w Stambule. W ostatnim sezonie także nie zmienił polityki kadrowej i zodbyliśmy 82 punkty, wygrywając przy tym prawie 70% wszystkich spotkań. No i dodajmy do tego jeszcze FA Cup.
Trzy słabe wyniki w jednym sezonie i najwidoczniej to wszystko jest już nieważne.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 11.10.2006 (zmod. 02.07.2020)