WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1047

Benitez - dawaj moje 20 milionów

Artykuł z cyklu Artykuły


„Wałęsa – dawaj moje 100 milionów”, tak oto w jednym z klasyków krzyczał kiedyś do mikrofonu Kazik. Właściciele Liverpoolu, gdyby mieli trochę oleju w głowie i wyobraźni, mogliby sparafrazować ten refren i zaśpiewać „Benitez – dawaj nasze 20 baniek”. O co chodzi? Czy też raczej o kogo? Ano, „Il Principino”, „Aquaman”, „Italian Boy 2.0” - Alberto Aquilani we własnej osobie.

Człowiek absolutnie niewinny, boleśnie jednak swoim przykładem uwidaczniający brak logiki i niekonsekwencję Rafaela Beniteza. Więcej, jego przypadek być może uwydatnia szerszą prawdę na temat mechanizmów działania piłkarskiego cyrku.

Sytuacja Aquilaniego staje się wyraźniejsza, gdy porównamy jego historię w mieście Beatlesów, z historią innego „świeżaka” w Liverpoolu – Maxi Rodrigueza. Włoch zawitał w naszym klubie latem, jako substytut sprzedanego do Realu Madryt Xabiego Alonso. Tak przynajmniej to wyglądało, bądź też miało wyglądać. Miał przejąć jego miejsce, grać na styku dwóch linii, uzupełniać defensywę oraz wyprowadzać ataki. Kosztował ok. 20 milionów euro, co przy jego wieku i miejscu w kadrze Włoch wydawało się ceną rozsądną. Co więcej, jego kontrakt z Romą pachniał jeszcze świeżością, jednak pozwolono mu odejść – perspektywa gry i rozwoju w wielkim Liverpoolu wzięła górę nad miłością do wychowanka. Z racji kontuzji spędził kilka miesięcy najpierw na leczeniu, później zaś na zgrywaniu się z drużyną oraz „adaptacji do angielskiego systemu gry”. W tym momencie logika jeszcze występuje. Niestety, to jej ostatnie podrygi.

Przyjście Maxi Rodrigueza, byłego kapitana Atletico Madryt, który jednak stracił miejsce w podstawowej jedenastce, wydawało się być jego szansą na odrodzenie – zmianę otoczenia, stylu gry, walkę o podstawowy skład pod skrzydłami nowego, niezrażonego do niego trenera. Dodatkowo, poszerzało pole manewru na skrzydłach LFC – do Benayouna, Kuyta, Riery i Babela dołącza kolejny, solidny i doświadczony zawodnik. Cena, jaką Liverpool musiał za niego zapłacić brzmiała niczym promocja – wolny transfer. Jak powyżej – w tym momencie wszystko układa się w logiczną całość. Do czasu.

Alberto Aquilani, od momentu przyjścia do Liverpoolu, wystąpił w 9 ligowych spotkaniach, w tym w 4 jako podstawowy zawodnik. W sumie zaliczył 371 minut w Premier Leauge. Maxi Rodriguez, w Liverpoolu od połowy stycznia, zagrał w 9 ligowych potyczkach, w 5 z nich od pierwszego gwizdka. 489 minut. Zarówno Aquilani jak i Rodriguez nie pokazali w tych spotkaniach niczego nadzwyczajnego. Co więcej, myślę że wystawienie zamiast nich kogoś innego, mogłoby przynieść więcej korzyści, na pewno natomiast nie zaszkodziłoby drużynie. Wydawać więc by się mogło, że piłkarze ci znajdują się w podobnych, o ile nie w identycznych sytuacji. Otóż nie. Rodriguez gra i to na obu skrzydłach, wygryza ze składu Rierę, wysyłając go na trybuny, ba, sprawia że prawe skrzydło opuszcza Kuyt! Aquilani zaś ogląda spotkania z ławki rezerwowych, obserwując Lucasa, Mascherano bądź cofniętego ostatnio Gerrarda. Gdzie tu logika? Spieszę z odpowiedzią – logiki brak.

Benitez, w osobie Rodrigueza znalazł sobie nowego ulubieńca, piłkarza, który podobnie jak Lucas, będzie zawdzięczał wszystko osobie trenera. Alberto Aquilani ma szansę na grę tylko i wyłącznie w przypadku kontuzji jednego z trójki wymienionych wcześniej pomocników – choć i to staje się wątpliwe, zważywszy na ostatnie gładkie przejście na 4-4-2.

Jaki był więc sens tego transferu? Czy Benitez, postawiony pod ścianą po odejściu Alonso, atakowany z drugiej strony przez przeciwników Lucasa, postawił na Włocha z konieczności? Z musu, dla świętego spokoju? Umywa dziś ręce, wskazując na zwyżkującą formę Leivy, powrót Gerrarda oraz niepewną grę w kilku danych z łaski spotkaniach Aquilaniego. Słowa o transferze „na przyszłość” mogą mieć sens tylko i wyłącznie w przypadku odejścia Mascherano. Wiemy jednak, iż klub usilnie pracuje nad nową umową dla Argentyńczyka. W momencie jej podpisania, Aquilani może się pakować. Rodriguez zaś, mając pełne zaufanie trenera, może spokojnie pracować nad zgrywaniem się z drużyną, może powoli i systematycznie osiągać przewagę nad Babelem czy Rierą.

W całej tej sprawie przewija się także temat pieniędzy. Wniosek wydaje się być prosty – po co wydawać 20 milionów, skoro piłkarzy do pierwszego składu można znaleźć za darmo, bądź jak w przypadku Kyrgiakosa za 1,5 miliona. No, chyba że uznamy, iż za 20 milionów kupiliśmy motywację do lepszej gry dla Lucasa Leivy.



Autor: Openmind
Data publikacji: 02.03.2010 (zmod. 02.07.2020)