Związek skazany na niepowodzenie
Artykuł z cyklu Artykuły
Z perspektywy czasu relacje Brendana Rodgersa z Liverpoolem były skazane na porażkę, ponieważ były zbudowane jeśli nie na kłamstwie, to z pewnością na kompromisie, który nie pasował żadnej ze stron. Rodgers odrzuciłby ofertę pracy w klubie, gdyby Fenway Sports Group (FSG) zatrudniło jednocześnie dyrektora ds. futbolu, więc włodarze Liverpoolu porzucili ten pomysł. Zamiast tego utworzono komitet transferowy, a Irlandczyk z Północy stał się jego częścią, jednak nie osobą, która ma nadrzędną funkcję. Tak zaczęło się małżeństwo z rozsądku.
– Chciałem mieć pewność, że będę sprawował nadzór nad sprawami związanymi z piłką nożną oraz że drużyna będzie pod moim zwierzchnictwem – powiedział wówczas Rodgers. W pewnym sensie miał tę kontrolę. To do niego należało, jak sam twierdził, „ostatnie słowo” w sprawie zawodników, których ściągał Liverpool. Wydatki były ogromne w trakcie jego kadencji, albowiem wydano prawie 300 mln funtów na nowych graczy.
Kompromis polegał jednak na tym, że nie zawsze mógł sprowadzić zawodników, których obrał sobie jako podstawowy cel – tacy zawodnicy jak Ashley Williams czy Ryan Bertrand stanowią główne przykłady – jeśli reszta członków komitetu nie podzielała jego opinii. System, który w zamyśle miał zapewnić mechanizm gwarantujący zachowanie równowagi, okazał się niedziałającym ustępstwem, które nie pasowało ani menedżerowi, ani klubowi.
Napięcie, jakie powstało między członkami komitetu było widoczne niemal natychmiastowo. Daniel Sturridge nie trafił do klubu w 2012 roku, tuż po zatrudnieniu Rodgersa, ponieważ menedżer preferował Clinta Dempseya, jednak Liverpool złożył Fulham niepoważną ofertę i transfer reprezentanta USA także nie wypalił. John W Henry, główny właściciel Liverpoolu, napisał list otwarty do sympatyków klubu, wyjaśniając, co poszło nie tak. Ponadto wsparł Rodgersa, jednak prywatnie był wściekły, że Rodgers „uśmiercił” transfer angielskiego napastnika.
Z kolei Rodgers kipiał ze złości, gdy Liverpool wahał się nad pozyskaniem Joego Allena i w pewnym momencie zagroził dymisją, jeśli jego nowy pracodawca nie spełniłby żądań finansowych Swansea City, która wyceniła pomocnika na 15 mln funtów. To był pierwszy miesiąc Rodgersa na stanowisku menedżera, ale już wtedy było jasne, że system komitetu nie działał płynnie.
Nadzieja, że to była tylko kwestia początkowych trudności oraz przeświadczenie, że wspólny język zostanie znaleziony okazały się nieuzasadnione. Te same problemy pojawiły się później. Rodgers niechętnie akceptował zawodników, których zaproponował komitet – Mamadou Sakho, Emre Can, Alberto Moreno, Lazar Marković i Roberto Firmino zaliczają się do tej kategorii – mając nadzieję, że taka skłonność do współpracy zapewni mu siłę przetargową do pozyskania przynajmniej niektórych preferowanych przez niego celów.
Ta strategia okazała się pomyślna w tym sensie, że FSG odwzajemniło się, sprowadzając Adama Lallanę i Christiana Benteke na wniosek Rodgersa, nawet jeśli kwoty jakie klub musiał zapłacić za obu zawodników przekraczały ocenę ich wartości dokonaną przez Liverpool. Jednakże coraz częściej kompromis zaczął ujawniać się na boisku. Drużyna Liverpoolu stała się tak nieskoordynowana, jakby skład był wybierany w oparciu o decyzje menedżera, lecz także komitetu. Styl gry stał się trudny do zidentyfikowania. W zasadzie panował bałagan. Ujmując to jeszcze dosadniej – komitet spaprał robotę.
Rozwiązując kontrakt Rodgersa i zachowując usługi innych członków komitetu – w jego skład wchodzą dyrektor generalny Ian Ayre, Michael Edwards, odpowiedzialny za analizę wydajności i Dave Fallows, kierownik odpowiadający za rekrutację – FSG wyraźnie zdecydowało, że menedżer nie jest w stanie funkcjonować w oparciu o preferowany przez włodarzy Liverpoolu system. Rodgers najprawdopodobniej podzieliłby ten pogląd. Bardziej wymowna jest konkluzja, do której doszło FSG, która mówi, że następny menedżer będzie w stanie wydobyć z zawodników więcej niż Rodgers. Stąd właśnie stwierdzenie, że zatrudnienie nowego szkoleniowca daje „najlepszą szansę na sukces” w oświadczeniu, które potwierdziło zakończenie współpracy.
Istnieje przekonanie, że skład Liverpoolu jest lepszy niż suma jego części oraz że Rodgers otrzymał wystarczająco możliwości, by udowodnić, iż potrafi wydajnie pracować w oparciu o system komitetu, jednak nie zdołał dostarczyć oczekiwanych rezultatów zarówno na boisku, jak i poza nim. FSG wręczyło mu ostatnią szansę po zakończeniu ubiegłego sezonu, kiedy rozsądniej byłoby dokonać zmiany na stanowisku menedżera niż pozwolić Rodgersowi na bezwładny marsz, jednak cierpliwość włodarzy klubu w końcu się skończyła po tym, jak Liverpool przegrał 3:0 z West Ham United 29 sierpnia. Od tamtej pory dni Rodgersa były policzone.
Ironia całej tej sytuacji polega na tym, że gdyby FSG posłuchało Rodgersa, kiedy doszło do jego zatrudnienia, z powodzeniem można było przewidzieć to wszystko. – Jedną z rzeczy, którą każdy musi zrobić, to poznać samego siebie. Ja znam siebie. Wiem, w jaki okolicznościach potrafię dobrze pracować i struktura, w której miałem się znaleźć, nie pozwoliłaby na to – powiedział Rodgers o odrzuceniu możliwości pracy obok dyrektora ds. futbolu. – To absolutne szaleństwo, jeśli jesteś menedżerem klubu i ktoś inny dyktuje ci, kogo masz wybrać. To się nie sprawdza.
Podczas gdy właściciele Liverpoolu stwierdziliby – z pewną dozą słuszności – że żaden piłkarz nie został narzucony Rodgersowi, wybierając komitet stworzono system, w którym Rodgers czuł potrzebę kompromisu i w rezultacie musiał akceptować zaproponowanych zawodników. Destrukcja w relacjach Rodgersa z jego przełożonymi była praktycznie nieuchronna. Teraz FSG musi dołożyć wszelkich starań, by następca nie tylko był skłonny funkcjonować w oparciu o komitet, lecz także by potrafił rozwinąć w nim skrzydła.
Tony Barrett
Autor: Damian
Data publikacji: 05.10.2015 (zmod. 02.07.2020)