Rodgers vs Benítez
Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna
Prezentujemy Wam artykuł, w którym porównano pracę wykonywaną na Anfield przez Rafę Beníteza i Brendana Rodgersa. Analiza opiera się na sezonie 2008/09, kiedy to Liverpool otarł się o mistrzostwo Anglii, oraz na minionym, pierwszym pod wodzą Rodgersa.
Od ponad 20 lat Liverpool tkwi w mrocznej epoce. Jedynym wydarzeniem, które rozświetliło ciemność było zwycięstwo w Stambule w 2005 - tej jedynej nocy fani Liverpoolu mogli widzieć swój klub na należnym mu miejscu. Nie można też oczywiście zapomnieć o triumfach na krajowym podwórku, jednak tak naprawdę nikt w klubie nie będzie w pełni zadowolony, póki do gabloty nie trafi trofeum za wygranie ligi. Siódme miejsce w pierwszym sezonie pracy Brendana Rodgersa nie poprawiło mu opinii w oczach krytyków, lecz mimo wszystko menedżer the Reds widzi postępy, a po głębszej analizie zapewne zgodzi się z nim wielu obserwatorów.
Fani Liverpoolu powinni przede wszystkim zrozumieć trudną sytuację, z jakiej musiał się wydobyć klub. Podczas dwóch lat był źle zarządzany, pieniądze wydawano w bardzo nierozsądny sposób, a wszystko mogło zakończyć się nawet wkroczeniem zarządu komisarycznego. Gracze rezerwowi, między innymi Joe Cole, Milan Jovanović i Christian Poulsen mogli liczyć na tygodniówkę rzędu 100 tysięcy funtów. Pensje piłkarzy były nieproporcjonalne do ich roli w zespole i umiejętności. Nie było wizji zespołu, wedle której kupowani byliby zawodnicy. Klub utracił tożsamość i nie zmieniło tego nawet przybycie Kenny'ego Dalglisha. Potrzebne były zmiany od właścicieli po sposób zarządzania juniorami oraz transferami. Należało się również skupić na wdrożeniu nowej filozofii, przywróceniu atmosfery i wyznaczeniu wspólnego celu. Na pełną odbudowę z pewnością nie wystarczą dwa sezony, jednak należy przede wszystkim ustalić, czy Liverpool rzeczywiście może liczyć w tej kwestii na Rodgersa.
Aby to sprawdzić, wrócimy do sezonu 08/09, najlepszego w ostatnich latach. The Reds zakończyli ligowe zmagania z 86 punktami, zaledwie dwiema porażkami i z drugim miejscem, ustępując jedynie Manchesterowi United. Sezon ten jest nie tylko ważny ze względu na pozycję w tabeli, ale także pozwala zrozumieć, jak duże znaczenie miał odpowiedni charakter drużyny. Menedżerem był Rafa Benítez - człowiek z określoną filozofią i wizją drużyny. Zbudował zespół z ludzi z właściwym nastawieniem i umiejętnościami. W jakim zatem kierunku zmierza obecnie Liverpool, próbujący wykroczyć poza sukcesy z sezonu 08/09 i roku 2005?
Filozofia gry
Sposób gry drużyny Beníteza kręci się wokół ścisłej organizacji taktycznej. Hiszpan przedkłada silną defensywę nad atrakcyjną dla oka ofensywę. Jeśli rywale nie są w stanie strzelić ci gola, automatycznie zwiększa to twoje szanse na wyższą pozycję w tabeli (właśnie dlatego Liverpool poniósł tylko dwie porażki, jednak zbyt wiele remisów ostateczne zaważyło na losach mistrzostwa).
W rozgrywkach 08/09 the Reds dysponowali bardzo mocnym składem. Grali w systemie 4-2-3-1 z Gerrardem jako wysuniętym pomocnikiem znajdującym się tuż za Fernando Torresem. Zestawienie dwóch defensywnych pomocników w osobach Javiera Mascherano i Xabiego Alonso zapewniło drużynie znakomity balans. Z jednej strony stworzony do walki i będący świetnie przygotowany pod względem siłowym Argentyńczyk, z drugiej finezyjny podający, z umiejętnością dyktowania tempa gry Hiszpan. Środkowa obrona była stabilna i godna zaufania (rywalizujący o miejsce Daniel Agger, Jamie Carragher i Martin Škrtel), równie dobrze było na bokach defensywny, gdzie grali Alvaro Arbeloa i Fábio Aurelio. Pomimo skupienia się na obronie, Liverpool strzelił 77 goli, z czego lwia część (30) była owocem współpracy na linii Gerrard-Torres. Potrafili oni skorzystać z wysiłku obrońców, a następnie pomocników, i wykańczać stworzone okazje. Jak kształtuje się pod tym względem drużyna Rodgersa?
Na początku sezonu menedżer usiłował zaszczepić w zespole swój wzorowany na tiki-tace styl z formacją 4-3-3. Boczni obrońcy ustawieni byli bardzo wysoko, stając się niemal drugimi skrzydłowymi. Zespół miał długo utrzymywać się przy piłce, rozszerzać pole gry, zdobywać przestrzeń poprzez ruchliwość i inteligentne zagrania. Rodgers prędko się zorientował, że będzie musiał uzbroić się w większą cierpliwość. Wkrótce zmienił ustawienie na 4-2-3-1 (uwzględnijmy powrót Lucasa), a wraz z przybyciem Sturridge'a coraz częściej sięgał po 4-4-1-1. Atutem większości zakupionych przez Rodgersa piłkarzy (Borini, Allen, Coutinho, Aspas, Alberto, Sturridge) jest szybkość i technika. Menedżer nie ma problemów z wprowadzaniem do zespołu graczy niewysokich, lecz zaawansowanych technicznie, potrafiących znaleźć sobie miejsce na boisku i przygotowanych pod względem taktycznym do spełnienia wyznaczonej im roli.
Niewątpliwie dobrze się stało, że wprowadzana jest nowa, silna i charakterystyczna dla klubu filozofia, wokół której Rodgers może budować drużynę. Wierzy on w „niskich" graczy, ma zaufanie do młodzieży (w minionym sezonie zadebiutowało siedmiu piłkarzy z Akademii), wymaga wiele od starszych, a na rynku transferowym udowadnia, że wysoka cena wcale nie jest jedynym wyznacznikiem umiejętności (przykłady Coutinho i Sturridge'a). W pierwszym sezonie Rodgers miał dużo pracy przy pozbywaniu się zbędnego balastu. Charlie Adam nigdy nie pasował do preferowanego przez Rodgersa stylu gry, podobnie było z Andym Carrollem. Kilku graczy, między innymi Joe Cole, pokazało próbkę swych umiejętności, jednak wiek, pensja i brak regularności nie były warte ryzyka. Liverpool pozostał z bardzo wąską kadrą, co mogło mieć wpływ na słaby początek rozgrywek. Być może Rodgers czuł, że warto było poświęcić połowę sezonu, dzięki czemu mógł zaszczepić w skromnej grupie zaufanych zawodników swoją filozofię. Jednak w jakim stopniu ucierpiał na tym Liverpool?
Mecze z największymi rywalami
The Reds muszą się poprawić w spotkaniach o podwyższonym ciśnieniu. Słaba postawa w tychże potyczkach w poprzednim sezonie nie pozwoliła na zajęcie miejsce w czołowej czwórce, a dodając do tego porównanie wyników z czołówką z sezonu 08/09, nie ulega wątpliwości, że Rodgers musi nad tym koniecznie popracować.
Pięć lat temu the Reds w swoich najważniejszych starciach byli niepokonani. Zremisowali w derbach Merseyside na Anfield, lecz w rewanżu wygrali już 2:1. Potem przyszło słynne zwycięstwo 4:1 z Manchesterem United na Old Trafford, a także wygrane z Chelsea na Stamford Bridge (1:0) oraz 3:2 z Manchesterem City na Etihad, kiedy to zwycięstwo zapewnił w ostatniej minucie Dirk Kuyt. Z United, Chelsea i Tottenhamem wygrywał Liverpool również u siebie, podczas gdy dwa remisy z Arsenalem, w tym pamiętny 4:4, uważane były za cokolwiek pechowe.
Poprzedni sezon pokazał, że ten obszar wymaga poprawy. W większości tych meczów Liverpool nie tyle słabo grał - potrafił przejąć inicjatywę, utrzymać się w posiadaniu piłki - ile brakowało postawienia kropki nad „i". The Reds szczególnie upodobali sobie wynik 2:2, którym kończyły się spotkania z City (dwukrotnie), Evertonem, Arsenalem i Chelsea. Dodając do tego rozczarowujące przegrane 1:2 z United, okazuje się, że wygrana 3:2 z Tottenhamem była jedynym miłym akcentem w starciach z Top 6, jednak to zdecydowanie za mało.
08/09 - punkty zdobyte w meczach z Top 6: 22
12/13 - punkty zdobyte w meczach z Top 6: 10
Odwracanie losów spotkania
Rodgers wywarł znaczący wpływ na postawę zespołu w sytuacjach, kiedy rywal wychodził na prowadzenie. Jest to element wymagany w każdej drużynie aspirującej do zajęcia czołowych lokat czy też zdobycia mistrzostwa. Wystarczy spojrzeć na Manchester United i ich styl, jakim charakteryzują się od 25 lat, by stwierdzić, że choć można z nimi wygrać, nie można ich pokonać. Nie każdy menedżer jest zdolny zaszczepić tę psychologiczną przewagę w swoich podopiecznych. Przewaga wiąże się z absolutną pewnością co do planu działania w momencie, gdy mecz nie idzie po myśli drużyny. W poprzednich sezonach Liverpool bardzo cierpiał przez niedostatki w tym aspekcie.
Od sezonu 08/09, liczba zdobytych punktów w meczach, w których przegrywali, spadła dramatycznie. Fani niejako przyzwyczaili się, że kiedy the Reds tracili gole, było nikłe prawdopodobieństwo wygrania meczu. Tymczasem miniony sezon pokazał, że kiedy spotkanie wydaje się już przegrane, Liverpool potrafi się podnieść i ocalić punkty. Rodgers przywrócił rodzaj mentalności, który wyzwala w piłkarzach chęć walki do końca, co powinno stanowić dla kibiców powód do optymizmu.
Głębia w środku
Liverpoolowi od sezonu 08/09 brakowało jakości w środku pola. Drużyna cierpiała na przesyt przeciętnych pomocników sprowadzanych za wielkie pieniądze. Gracze Beníteza odchodzili później do Realu Madryt i FC Barcelona, reprezentowali swoje kraje na mistrzostwach, wygrywali mundial i Ligę Mistrzów. Kolejne lata pokazały, że ci piłkarze nie mieli klasowych następców, i do tej pory wielu kibiców mocno tęskni za duetem Mascherano-Alonso. Rodgers stara się stopniowo przywrócić klubowi głębię w pomocy. Pragnie, by piłkarze rywalizowali ze sobą o miejsce w składzie, czego dowodem jest choćby obecność w kadrze dwóch świetnych bramkarzy w osobach Pepe Reiny i Simona Mignoleta. Menedżer udowodnił, że jego transfery z miejsca wzmacniają skład (Coutinho, Sturridge, którzy mogą w przyszłości stać się światowej klasy zawodnikami), a ponadto pokazał, że potrafi pielęgnować i rozwijać młode talenty, potencjalnie przyszłe gwiazdy, takie jak Suso, Raheem Sterling, czy Andre Wisdom. Z obstawionymi najważniejszymi pozycjami i czterema nabytkami (może być ich więcej), pojawi się rywalizacja, jakiej nie było od lat.
Biorąc pod uwagę trzy sezony pomiędzy 08/09, ostatnim, w którym Liverpool stanowił zagrożenie, i 12/13, wygląda na to, że Rodgers zmierza ku czemuś konkretnemu. Klub zaczął zmieniać się na lepsze i w związku z tym Rodgers powinien dostać potrzebny mu czas. Na horyzoncie jak zwykle pojawią się niecierpliwi fani, jednak prawda jest taka, że klub tonął przez wiele lat, a szkody nie zostaną naprawione w mniej niż trzy sezony. Dobrze byłoby, gdyby w klubie pamiętano, ile czasu zajęło Fergusonowi wygranie pierwszego mistrzostwa z United i jak bardzo popłaca cierpliwość.
Autor: Glodzilla
Data publikacji: 02.07.2013 (zmod. 02.07.2020)