WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 984

Analiza taktyczna meczu z Arsenalem

Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna


Arsenal zatriumfował w szybkim i ciekawym taktycznie pojedynku z Liverpoolem. Kontuzje Jacka Wilshera i Mathieu Flaminiego pozbawiły Wengera dylematów przy ustalaniu składu. Brendan Rodgers nie zmienił systemu 3-5-2 mimo braku klasowych bocznych obrońców (Flanagan zastąpił Johnsona). Kanonierzy byli lepszą drużyną – uciszyli parę napastników rywala, dominując go w środku pola i na flankach.

Sturridge i Suarez przeciwko Koscielnemu i Mertesackerowi

Kluczowa bitwa tego meczu rozegrała się pomiędzy ofensywnym duetem Liverpoolu, a środkowymi obrońcami Arsenalu. Niezwykła, jak na standardy Premier League formacja the Reds została stworzona, aby Suarez i Sturridge mogli efektywnie ze sobą współpracować. Ustawienie 3-5-2 oznacza, że Liverpool jest w stanie wystawić dwóch napastników bez utraty przewagi liczebnej w środku pola.

Jednak grający tam piłkarze okazali się bardzo mało kreatywni (szczególnie Steven Gerrard), również flanki zespołu Rodgersa prezentują się słabo i często bywają zdominowane. Liverpool nie zachował jeszcze czystego konta grając 3-5-2, a Arsenal zdobywał bramki w każdym dotychczasowym ligowym spotkaniu. Dlatego już przed spotkaniem było wiadomo, że - upraszczając – jeśli Kanonierzy będą w stanie powstrzymać Suareza i Sturridge'a, wygrają mecz.

Bezpośrednia gra Liverpoolu

Już w pierwszych minutach Liverpool zagrał dwie długie piłki, które co prawda nie są w typie futbolu pożądanego przez Brendana Rodgersa, ale dobrze pokazały, gdzie zespół upatruje swoich silnych punktów. Arsenal rzadko mierzy się z dwoma napastnikami jednocześnie, zwłaszcza, gdy gra na Emirates, dlatego możemy stwierdzić, że do tej pory to największy test, jaki przeszli Mertesacker i Koscielny.

Kanonierzy opracowali dwa rozwiązania przeciwko ofensywnemu duetowi the Reds. Po pierwsze, Mikel Arteta wystąpił na ekstremalnie głębokiej pozycji, czasami ocierającej się nawet o dodatkowego środkowego obrońcę. Teoretycznie do tego zadania lepiej pasowałby Flamini, gdyby był zdrowy to Wenger prawdopodobnie wystawiłby tych dwóch piłkarzy razem. Naturalna rola na boisku Artety nie jest aż tak defensywna, ale to nie zmienia faktu, że spisał się znakomicie. Najbardziej cieszyło to Mertesackera, który mógł przekazać mu część obowiązków.

Hiszpan potraktował swoje zadanie reaktywnie, ciągle krążył przed linią obrony w poszukiwaniu zagrożeń, czasami wydawał się być zbyt daleko od miejsca akcji, ale zawsze naprawiał to świetnie wymierzonymi interwencjami. Nie cechuje go tak błyskotliwe wyczucie pozycji, jakie miał, dajmy na to Gilberto Silva, ale trzeba przyznać, że zaliczył świetny występ.

Natomiast Koscielny działał w sposób proaktywny. Kiedy gra przy Mertesackerze zazwyczaj występuje w roli szybko myślącego obrońcy, który ściga rywali zapuszczających się w głębsze sektory boiska. W sobotnim meczu często mogliśmy obserwować Francuza dopadającego Suareza lub Sturridge'a nawet kilkanaście metrów przed Mertesackerem (!). Oznaczało to, że po prostu musiał wygrywać takie pojedynki, ponieważ w przypadku niepowodzenia eksponował swojego partnera, który musiałby się zmierzyć z dwoma napastnikami naraz. Oczywiście pamiętajmy o świetnej robocie Artety, ubezpieczającego tamtą strefę.

Jednak skuteczność Koscielnego nie była idealna, bardziej kluczowa okazała się słaba forma Suareza i Sturridge'a, dryblingi napastników Liverpoolu udawały się raczej rzadko. Gdyby the Reds uciekli spod pressingu obrońcy Arsenalu z pewnością mogliby stworzyć o wiele większe zagrożenie.

Szczególnie interesująca statystyka dotycząca tego meczu mówi, że Koscielny próbował odbioru lub przechwytu 11 razy , natomiast Mertesacker nie zrobił tego ani razu. Niemiec pozostał na głębokiej pozycji i pełnił rolę zawodnika uspakajającego grę, co skutecznie zamaskowało jego największą słabość – brak mobilności.

Kontry Liverpoolu

The Reds byli najgroźniejsi, kiedy umieszczony na wierzchołku trójkąta pomocników Jordan Henderson ruszał do kontrataku, dołączając do duetu napastników. Padały sugestie, że lepszym wyjściem byłoby przeniesienie go na prawą stronę lub zastąpienie bardziej kreatywnym graczem, ale decyzja Rodgersa była zrozumiała. W zeszłym sezonie centralnie ustawiony Henderson popisał się znakomitym występem przeciwko Kanonierom, a jego energia była kluczowa dla pressingu zespołu. Poza tym Aaron Ramsey grał bardzo wysoko i często odsłaniał Mikela Artetę tak, że Henderson mógł to wykorzystywać przy kontrach.

Taką sytuacją mogliśmy zaobserwować trzykrotnie. Pierwszy raz w szóstej minucie, kiedy odgwizdano faul po zbyt wysokim podniesieniu nogi przez Luisa Suareza, co zapobiegło sytuacji trzech na trzech po rzucie rożnym. Drugi raz w dziewiątej minucie, gdy Henderson odebrał piłkę Cazorli i popędził przez kilometry wolnej przestrzeni i oddał słaby strzał. Trzeci raz, kiedy the Reds ruszyli na bramkę Arsenalu po rzucie wolnym i zostali zatrzymani cynicznym faulem Sagny – Liverpool po raz kolejny atakował w trójkę, ale sędzia pozbawił ich możliwości szybkiego wznowienia gry.

W powyższych sytuacjach podopieczni Rodgersa byli bardzo niebezpieczni, ale w kluczowym momencie, kiedy Kanonierzy zaczynali się organizować brakowało wsparcia ze strony pomocy.

Boczni obrońcy

Arsenal był silny na flankach, gdzie boczni obrońcy gospodarzy mieli pełno miejsca, jednak kiedy Gibbs i Sagna znajdowali się w wyższych partiach boiska,zupełnie odsłaniali środkowych obrońców. Liverpool powinien atakować wtedy, kiedy kiedy boczni defensorzy nie mogli im pomóc.

Gibbs i Sagna atakowali odpowiedzialnie – jeden z nich zazwyczaj był bardzo uważny i miał baczenie na środkowych obrońców. Nie umniejszało to ich wkładu w ofensywę, to właśnie Sagna zapewnił kluczowe dośrodkowanie przy pierwszym golu. Ostatnimi czasy dośrodkowania stały się bardzo ważną częścią taktyki Kanonierów, pomogły im zdobywać bramki przeciwko Norwich, Napoli, Borussii Dortmund i Crystal Palace.

Bacary Sagna był jednym z najlepszych zawodników Arsenalu na boisku. Konsekwentnie pokonywał Cissokho, w tym przy sytuacji, z której padła bramka. Piłkarz wypożyczony z Valencii został ukarany żółtą kartką za faul na Francuzie, a w przerwie meczu został zdjęty z boiska.

Za tą utratę tej bramki możemy częściowo winić ustawienie Liverpoolu. Mamadou Sakho wyszedł z linii obrony pozostawiając tam dwójkę kolegów przeciwko Giroudowi, jednak wysunięty Flanagan nie był w stanie dojść do Cazorli, który odnalazł sporo przestrzeni w miejscu, gdzie w formacji z czterema defensorami powinien znajdować się prawy obrońca.

Posiadanie piłki przez Kanonierów

Arsenal zaczął mecz z wąsko ustawionymi Cazorlą i Rosickim. Mimo że pasują do tego stylu gry i zapewnili gospodarzom panowanie nad środkiem pola, to Liverpool miał dzięki temu ułatwione zadanie, jeśli chodzi o odbieranie piłki. The Reds posiadali sporo graczy w centralnej części boiska, piłkarze gości nie musieli pokrywać znacznego obszaru, aby skutecznie odbierać piłkę. Aby temu zapobiec, Arsenal mógł bardziej rozciągnąć grę.

Jednakże nacisk Liverpoolu osłabł po kwadransie, a Arsenal rozgrywał piłkę z zegarmistrzowską precyzją. Mesut Ozil zaliczył cichy występ, ponieważ ściśle krył go Lucas Leiva. Brazylijczyk skupił się na nim tak bardzo, że nie był w stanie blokować innych ofensywnych graczy Arsenalu. Pomoc Liverpoolu wydawała się zdezorganizowana, a Gerrard i Lucas zbyt łatwo dawali się przechodzić.

Przez dłuższy czas – szczególnie przy prowadzeniu 1-0 – Kanonierzy korzystali na tym, że dzięki formacji z trzema obrońcami pilnującymi samotnego Girouda Liverpool ma o jednego gracza mniej w głębi pola. Arsenal zawsze dysponował wolnym zawodnikiem, efektywnie rzecz biorąc walcząc dziewięciu na siedmiu w skali reszty boiska. Kiedy nie nękali Mignoleta mogli z łatwością uspokoić grę i utrzymywać kontrolę nad meczem.

Zaskakujące, że chociaż jeden ze środkowych obrońców Liverpoolu nie ruszał do przodu, gdy to goście byli przy piłce. Wszyscy trzej pilnowali Girouda, a the Reds brakowało ludzi przy budowaniu akcji. Jeden z nich powinien być wysunięty, ponieważ pozwoliłoby to któremuś z bocznych obrońców na bardziej odważną grę.

Liverpool zmienia ustawienie

Po przerwie Rodgers porzucił 3-5-2 na rzecz 4-4-2/4-2-3-1 – boisko opuścił Cissokho, a jego miejsce zajął Coutinho. Logiczny wybór irlandzkiego menedżera, jego zespół musiał wrócić do gry. Brazyliczyk został ustawiony na lewej stronie, ale grał bardzo wąsko i przesuwał się w kierunku swojej ulubionej pozycji – numeru dziesięć.

Potencjalnie czyniło to Suareza i Sturridge'a jeszcze bardziej groźnym duetem, ale pomimo znajdowania miejsca pomiędzy liniami przez Coutinho, jego prostopadłe podania często bywały niecelne. Brazylijczyk dopiero co wrócił po kontuzji więc jego forma nie powinna nikogo dziwić, jednak jego nieefektywność przełożyła się na nieefektywność nowego planu gry.

Wenger zareagował bardziej energicznie niż zwykle – przesunął pomocników do tyłu i kazał im zachowywać mniejsze odległości między sobą. Spowodowało to problem dla Mikela Artety, pozostawionego samemu przed obroną, który mocno się przepracowywał za sprawą ciągu Ramseya do przodu, ale Walijczyk zrekompensował z nawiązką brak wsparcia w defensywie wspaniałą bramką. Od tej pory grał bardziej uważnie, a skrajnie ustawieni pomocnicy osłaniali bocznych obrońców.

Zmiany

Rodgers zadziałał nieszablonowo. Zastąpił Flanagana Victorem Mosesem i przesunął Hendersona na prawą obronę. Nigeryjczyk przedzierał się do przodu i posyłał niebezpieczne dośrodkowania w pole karne, co skłoniło Wengera do wprowadzanie Nacho Monreala w roli defensywnego skrzydłowego grającego przeciwko Hendersonowi.

Thomas Vermaelen zajął miejsce kontuzjowanego Gibbsa, a Carl Jenkinson zastąpił Cazorlę. Arsenal zakończył mecz z dwoma szeroko ustawionymi bocznymi obrońcami, co pokazuje, jak bardzo Wenger chciał osłaniać swoją defensywę. Liverpool był o wiele mniej groźny, gdy nie mógł uderzać bezpośrednio w środkowych obrońców rywala.

Wnioski

Wenger z pewnością jest zadowolony, że jego Arsenalowi udało się powstrzymać bramkostrzelny duet przeciwnika, było to jego głównym zadaniem. Agresywny występ Koscielnego i szczególna rola Artety przed czwórką obrońców bardzo się do tego przyczyniły.

Z przodu Kanonierzy nie byli w najlepszej formie, ale za to znakomicie rozgrywali piłkę. Mieli też świadomość konieczności wykorzystania słabych punktów Liverpoolu na bokach obrony, gdzie popisywali się Bacary Sagna i Kieran Gibbs. Wprawdzie na początku drugiej połowy prowadzili zbyt otwartą grę, ale Wenger szybko ich zorganizował.

Zespół Rodgersa został zasłużenie pokonany, jednak ciężko winić za to znaczną część jego decyzji, szczególnie postawienie na 3-5-2, którym odniósł ostatnio wiele sukcesów i użycie Hendersona w roli ofensywnego pomocnika. Zmiany, których dokonał sprawiły, że Liverpool stał się o wiele groźniejszy w ataku.

Przestawienie formacji już na początku drugiej połowy na 4-4-2 z Coutinho schodzącym z flanki było bardzo logiczne i odniosłoby skutek, gdyby tylko Brazylijczyk był w pełni sił i podawał na swoim normalnym poziomie. Podobnie było z Hendersonem na prawym skrzydle, który pomógł the Reds skutecznie naciskać przeciwnika.

zonalmarking.net



Autor: PiotrekB
Data publikacji: 04.11.2013 (zmod. 02.07.2020)