Man City vs Liverpool - analiza
Artykuł z cyklu Analiza Taktyczna
Liverpool zremisował z Manchesterem City. Mecz był dobry, szybki, emocjonujący. Czy dało się to spotkanie wygrać? Próbujemy na to odpowiedzieć analizą. Zapraszamy.
Od pierwszych minut obie ekipy próbowały zaatakować. Liverpool próbował stwarzać sobie okazje, jednak nie zawsze potrafił nadążyć za akcjami rywali. Rzućmy okiem na pierwszą grafikę.
Zdarzało się, że piłkarze z drugiej linii byli za blisko siebie, przez co Obywatele mogli rozciągać grę. Widzimy trzech naszych blisko siebie i w dodatku za piłkarzami rywala. Co gorsza na prawej stronie możemy zobaczyć niepilnowanego kolejnego przeciwnika. Za często skrzydła pozostawały osłabione. Inaczej wyglądało to w przypadku ataku czerwonych.
Coutinho często musiał schodzić na skrzydło a obrońcy City sprytnie starali się odciągnąć piłkarzy Kloppa od atakiem środkiem pola. Widzimy tutaj lukę w środku oraz przewagę liczebną zawodników Citizens. Zerknijmy teraz na pressing.
Liverpool starał się szybko odebrać piłkę po stracie. Widzimy w kółku dwóch naszych, którzy skutecznie odbierają piłkę. Problemem niestety jest fakt, że znowu mamy lukę w środku pola, przez co nie ma jak dobrze podać. Od razu w momencie podania któryś z rywali podbiega do naszego zawodnika. Na prawej stronie za to pozostał tylko jeden piłkarz Liverpoolu. Zerknijmy teraz na strzały.
W pierwszej połowie pomimo większej ilości podań w wykonaniu City, lepszego posiadania piłki czy próbach szybkich kontr, to Liverpool oddał więcej strzałów. Osiem prób kończyło się różnie natomiast sam fakt takiej przewagi (City oddało cztery strzały) o czymś świadczy. Wystarczyło właściwie raz dobrze zakończyć akcje, ale jak wiemy nie zawsze nam się to udawało. Przejdźmy teraz do kolejnej sprawy, mianowicie chodzi mi o grę Lallany oraz Aguero.
Lallana biegał praktycznie wszędzie (prawa strona). Częściej był przy piłce od Aguero. Powinien zdobyć bramkę i nikt nie wie dlaczego tego nie zrobił. Aguero natomiast gola strzelił, mimo, że biegał mniej od Anglika. Wnioski? Adam potrafi biegać wszędzie, ale musi jeszcze poprawić produktywność. Mimo to naprawdę mecz w jego wykonaniu był bardzo udany.
W pierwszej połowie było niemal wszystko. Niemal, bo zabrakło najważniejszego, czyli bramek. Druga część gry nie odstawała poziomem, a dodatkowo kibice mogli oglądać bramkarzy wyciągających piłkę z siatki. Można było odnieść wrażenie, że oba zespoły nie zadowalają się zaledwie jednym punktem i za wszelką cenę pragną zadać decydujący cios. Zarówno City, jak i Liverpool mieli ku temu okazję – zabrakło jednak zimnej krwi pod bramką przeciwnika.
Obszerniejsza analiza drugiej połowy musi rozpocząć się od jedenastki, którą Oliver podyktował za faul na Firmino.
Cała akcja rozpoczęła się od wracającego do formy Cana, który na przestrzeni całego spotkania wykonał zaledwie 14 podań w strefie ataku – był jednak wyjątkowo konkretny, bo aż 9 z nich trafiało do adresata (2 były skierowane bezpośrednio w pole karne). Dobrym ruchem bez piłki popisał się Firmino, który z łatwością zwiódł Clichy'ego. Trudno jednak całkowicie winić francuskiego obrońcę, który pozostał z Brazylijczykiem w sytuacji 1 na 1, mając za sobą ogromną przestrzeń. Głównym problemem City w tej sytuacji jest pasywność pomocników w odbiorze piłki. Emre Can ma wiele swobody i możliwości do rozegrania akcji (do piłki pokazują się również Clyne i Mane). Cała druga linia gospodarzy tylko obserwuje graczy Liverpoolu, utrudniając życie swoim kolegom z obrony. Zbyt daleko od siebie stoi również trio obronne, które pozostawiło wolne strefy.
Początek drugiej połowy został całkowicie zdominowany przez gości. Taki stan rzeczy utrzymywał się do momentu, kiedy Bacary Sagna zastąpił na murawie Yaya Toure. Iworyjczyk rozegrał słabe spotkanie, tracąc piłkę aż dziewięciokrotnie i odzyskując ją zaledwie raz. Jak na najbardziej defensywnego gracza drugiej linii, są to bardzo mizerne cyfry. Kwintesencją słabego spotkania Toure była druga połowa, podczas której, choć zagrał tylko 20 minut, stworzył autostradę w środku pola dla Cana i Wijnalduma.
Po wspomnianej wyżej zmianie Sagny City odżyło i wróciło do gry. Francuz przesunął się na swoją nominalną pozycję prawego obrońcy, zaś Fernandinho przeszedł do środka pola. Brazylijczyk znacznie ułatwił odbiór piłki gospodarzom, bowiem po zmianie pozycji futbolówkę przejmował aż trzykrotnie, do tego wygrywając pięć bezpośrednich starć z rywalami. Taki stan rzeczy utrudnił grę gościom, którzy nie potrafili dłużej utrzymać się przy piłce.
Akcja bramkowa również została zapoczątkowana przez Fernaninho, który kapitalnym przerzutem obsłużył De Bruyne. Sytuacji można było zapobiec, gdyby Coutinho znajdował się bliżej Belga, wspierając w obronie Milnera. Niestety, gospodarze atakowali tak dużą liczbą graczy, że pomimo dobrego ustawienia środkowych pomocników, rozgrywający ma wciąż wiele opcji do podania. Coutinho najprawdopodobniej próbował odciąć od gry Sagna, nieumyślnie umożliwiając zdobycie przestrzeni dla De Bruyne. Przy dośrodkowaniu Belga lepiej zachować mogli się również Milner oraz Klavan. Anglik nie powinien pozwolić na wrzutkę, zaś Estończyk ściślej kryć Aguero. Akcja bramkowa City była jednak tak piękna, że być może nie warto krytykować poszczególnych zawodników, lecz najzwyczajniej w świecie pochwalić podopiecznych Guardioli. Co ciekawe, sam De Bruyne wykonał aż 12 dośrodkowań, ale tylko 4 z nich trafiały do adresata – był on swego rodzaju odpowiedzią na zawodzące skrzydła, które miały wiele problemów z ominięciem szyków obronnych Liverpoolu.
Pozostając przy obronie "The Reds", warto zaznaczyć, iż wykonała ona dobrą pracę w defensywie, między innymi zaliczając wiele odbiorów. (jak widać na przedstawionej grafice, na obszarze całego boiska). Goście zgodnie z zapowiedziami przedmeczowymi swojego trenera, nie zamierzali kurczowo bronić się przed swoim polem karnym, lecz atakowali pressingiem już przed polem karnym City. Najwięcej przechwytów w barwach Liverpoolu zanotował Nathaniel Clyne (5). Nie było na boisku lepszego zawodnika pod tym względem.
Powyższa ilustracja była początkiem szansy Mane, tuż na początku drugiej części gry. Liverpool przeprowadził szybki atak, a dzięki podłączającemu się do akcji Lallanie, zyskał przewagę liczebną. Aż 6 piłkarzy City w tej akcji jest niemal całkowicie pasywnych. Nie wracają oni do defensywy, umożliwiając gościom na dwójkowe rozegranie. Źle ustawiona jest również defensywa "The Citizens", którą całkowicie łamie Otamendi. Argentyńczyk próbował uniemożliwić podanie do Lallany, ale jednocześnie zmusił swoich obrońców do głębszego wejście w pole karne. Skorzystał z tego Mane, który odnalazł się na 16. metrze, ale jego uderzenie została zablokowane.
Na przestrzeni całego spotkania, motorem napędowym "The Reds" byli środkowi pomocnicy. Stworzyli oni aż pięć dogodnych sytuacji swoim kolegom, a poza tym wykonali 39 podań w strefie ataku. Był to dużo gorszy wynik od ofensywnych graczy City, którzy byli jednak całkowicie zwolnieni z zadań defensywnych. (żaden z nich nie wykonał skutecznego odbioru piłki).
Powyższa ilustracja przedstawia wszystkie podania wykonane przez "The Reds"kierowane w strefę ataku. Przeważały zagrania dokładne (niebieski kolor), ale nie brakło również straconych piłek (kolor czerwony). Łatwo dostrzec, że po raz kolejny Liverpool nie obawiał się próby długich podań, jednak w tym przypadku nie przyniosło to podobnego efektu co w spotkaniu z Arsenalem. Na 19 podań z własnej połowy, aż 12 padło łupem graczy City, a w szczególności środkowych obrońców, którzy wygrali 9 starć powietrznych. Gorzej pod tym względem wyglądał duet stoperów gości, który łącznie zwyciężył tylko w 2 pojedynkach główkowych.
Wspominając o wykreowanych akcjach Liverpoolu, nie można zapomnieć o fatalnym pudle Lallany. Cała akcja była wyśmienita, zaś obrona City znów się zdrzemnęła. Tym razem linię obrony łamią Stones i Clichy, umożliwiając przepisowe wyjście na pozycję dla Firmino. Brazylijczyk świetnie dograł do Anglika, a końcówkę tej sytuacji wszyscy znamy doskonale. W tym przypadku warto się jednak skupić na dwóch zawodnikach – Wijanldumie i Firmino. Holender po raz kolejny rozegrał dobre zawody, mając 85% skuteczność podań, wygrywając 3 z 4 bezpośrednich starć z rywalem, a także sześciokrotnie odzyskując piłkę. W ataku z dobrej strony pokazał się Brazylijczyk, który wykreował swoim partnerom dwie dogodne sytuacja bramkowe, a do tego wywalczył rzut karny. Nie można także zapomnieć o jego pracy w defensywie, bowiem dzięki niemu gospodarze aż trzykrotnie tracili futbolówkę.
Podania, po których "The Reds" znajdowali się w dogodnych sytuacjach strzeleckich, obrazują największa siłe zespołu, czyli środek pola. Zaledwie jedno zagranie otwierające drogę do bramki posłano do adresata z bocznej strefy boiska. Pozostałe zagrywane były bezpośrednio w polu karnym bądź z głębi pola, najczęściej przez trójkę pomocników.
Taki obraz może nieco przyćmić dobre słowa na temat występu bocznych obrońców Liverpoolu, którzy na Etihad Stadium skupieni byli głównie na grze defensywnej. Sam Clyne wygrał cztery bezpośrednie starcia z rywalem i zaliczył 5 odbiorów, nie umożliwiając Sane na rajdy przy bocznej linii boiska. Niewiele gorzej spisał się Milner, który podobnie do prawego obrońcy, czterokrotnie wygrywał walkę o piłkę. Niemniej, występ lewego defensora z pewnością zostanie oceniony na niższą notę, ze względu na bierne zachowanie przy bramce Aguero.
Prawdopodobnie wszyscy kibice Liverpoolu byliby dziś w innych nastrojach, gdyby Sergio Aguero zachował więcej zimnej krwi i w doliczonym czasie meczu umieścił piłkę w siatce. W ostatniej fazie spotkanie stało się dość otwarte, co umożliwiło obu zespołom na kreowanie większej ilości sytuacji bramkowych. Jedną z nich był właśnie strzał Argentyńczyka po kolejnym dośrodkowaniu De Bruyne. Cała trójka środkowych pomocników jest w tej akcji spóźniona, co prawdopodobnie wynika ze zmęczenia. Tym samym Milner pozostał bez wsparcia i został ograny przez Belga, zaś w polu karny widzimy sytuację 3 na 3. O ile Silva i Sterling są wyłączeni z możliwości podania, to Aguero jest całkowicie sam na 5. metrze. Teoretycznie w takiej sytuacji obrońców powinni wspomóc pomocnicy, którzy zważywszy na zmęczenie tego nie zrobili. Wsparcie prawemu defensorowi okazać mógł również Origi, który był rezerwowym i z pewnością miał siły, by wracać do defensywy. Młody Belg pokazał jednak, że w kwestii zachowań obronnych ma jeszcze sporo do nauki.
Interesującym porównaniem może być także podgląd na wyprowadzenie piłki przez oba zespoły. Caballero wykonał 16 podań, z czego 13 trafiło do adresata. Zaledwie 2 z nich wylądowały na połowie Liverpoolu. Podobnie wygląda to w przypadku Mignoleta, którego podania na 16 z 22 prób trafiały do adresata. Na połowę City wybijał on piłkę pięciokrotnie – dwa razy robiąc to skutecznie. Niewiele różnic znajdziemy również w ilości długich podań kierowanych przez oba zespoły, bowiem gospodarze wykonali ich 32 (17 skutecznych), zaś Liverpool 36 (13 skutecznych).
Analizę współtworzył @polik96
Autor: Gall
Data publikacji: 26.03.2017 (zmod. 02.07.2020)