LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1087

Lepsza gra niż wyniki

Artykuł z cyklu Głos LFC.pl


Nie mieli racji ci, którzy obawiali się startu nowego sezonu w wykonaniu Liverpoolu. Mecze towarzyskie nie napawały optymizmem, ale po raz kolejny potwierdziła się stara piłkarska prawda, że sparingami nie należy się przejmować, bo nie mają one większego znaczenia.

Gra naszych wygląda z każdym meczem coraz lepiej, niestety, w piłce nożnej nie zawsze wygrywa lepszy i stąd nasz dorobek w lidze to siedem punktów na dwanaście możliwych. W każdym spotkaniu tego sezonu podopieczni Kenny’ego Dalglisha byli lepsi od rywala i zasługiwali na zgarnięcie całej puli. Skąd więc wzięły się straty punktów?

Inauguracyjna konfrontacja z Sunderlandem była najsłabszą ze wszystkich gier the Reds tego sezonu. Brakowało groźnych zespołowych akcji, a główne zagrożenie pod bramką rywala tworzyliśmy po indywidualnych akcjach Luisa Suareza lub Stewarta Downinga. Na karb takiej gry można złożyć brak zgrania zespołu, bo był to pierwszy mecz o stawkę mocno odmienionej drużyny. Z jedenastki, która wybiegła przeciwko Czarnym Kotom, tylko Jose Reina, Jamie Carragher, Daniel Agger i Lucas Leiva mieli dłuższy staż w pierwszej drużynie niż pół sezonu. Sunderland też niespecjalnie zagrażał naszej bramce, Pepe Reina nie miał rąk pełnych roboty. Głównym winowajcom straty punktów był sędzia. Na początku spotkania Luis Suarez minął Simona Mignoleta i został sfaulowany w polu karnym przez Kierana Richardsona. Phil Dowd wskazał na wapno, ale zamiast czerwonej kartki pokazał tylko żółtą obrońcy gości. Gdyby arbiter wyrzucił Richardsona, Liverpool z pewnością poradziłby sobie z drużyną Steve’a Bruce’a. Winą za stratę punktów, oprócz sędziego, można obarczyć też Johna Flanagana, który zapomniał pokryć przy bramce Sebastiana Larssona.

Mecz z Arsenalem był lepszy w naszym wykonaniu, a efektem była pierwsza wygrana na Emirates Stadium w historii klubu. Piłkarze spisali się świetnie w defensywie, zmuszając Arsenal do oddawania strzałów z dystansu. Wypracowywaliśmy sobie sytuacje bramkowe, ale dopiero po czerwonej kartce Frimponga i wejściu Suareza i Meirelesa udało się rozmontować obronę gospodarzy.

Pojedynek w trzeciej kolejce z Boltonem był już prawdziwym popisem świetnej gry zespołowej. Liverpool całkowicie zdominował rywala i odniósł pewne zwycięstwo. Szkoda, że radość została zmącona straconą bramką w ostatnich minutach. Gol obciąża Jamiego Carraghera, który w prostej sytuacji nie potrafił dokładnie przyjąć piłki. Ten sam zawodnik dwa tygodnie później zawalił gola w meczu przeciwko Stoke. Konsekwencje były dużo większe, bo piłkarze nie potrafili znaleźć sposobu na pokonanie Asmira Begovicia. Jednak znowu nie można było przyczepić się do gry, która po raz kolejny wyglądała dobrze. Zabrakło jedynie skuteczności i bardziej korzystnych decyzji sędziego, który ewidentnie nie sprzyjał nam w tym spotkaniu. Przeciwko Kłusakom arbiter też mylił się na naszą niekorzyść, ale wtedy nawet on nie potrafił powstrzymać rozpędzonej drużyny.

W pierwszych meczach tego sezonu mogliśmy zauważyć efekty bardzo dobrej pracy sztabu szkoleniowego. Teraz przed Kennym Dalglishem i Stevem Clarkiem burza mózgów. Będą musieli się zastanowić nad posłaniem Carraghera na ławkę, która w tym sezonie jest wyjątkowo szeroka. Najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłoby zestawienie ze sobą Skrtela i Aggera w środku obrony, a wracającego do zdrowia Kelly’ego na prawą obronę. Dalglish może skorzystać jeszcze z Sebastiana Coatesa i Flanagana, więc możliwości do wyboru jest pełno.

Oprócz indywidualnych błędów zawodników i krzywdzących decyzji sędziów, niewielką część winy można zrzucić na nasze nowe nabytki – Jordana Hendersona i Charliego Adama. Widać, że Anglik i Szkot do końca jeszcze nie wkomponowali się w drużynę i stać ich na lepsze występy. Obaj mają duże wahania w grze i nie są w stu procentach odpowiednio funkcjonującymi elementami w maszynce do wygrywania. Potrzebują jeszcze czasu i zgrania z drużyną. Należy pamiętać, że zawodnikom o ich charakterystyce trudniej dostosować się do wyższych wymagań w grze, a przeskok między kierowaniem gry Sunderlandu lub Blackpool a Liverpoolu jest olbrzymi.

Kto oglądał nasze dotychczasowe mecze może być optymistą. Cel postawiony przed drużyną – awans do Ligi Mistrzów – jest w naszym zasięgu i zdziwiłbym się, gdyby Liverpool kolejny sezon skończył poza wielką czwórką. Jesteśmy na dobrej drodze chociaż wciąż wiele kilometrów do przejechania.



Autor: Licznerek
Data publikacji: 16.09.2011 (zmod. 02.07.2020)